Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Tam gdzie wysokie bezrobocie: potrzebne inwestycje i zmiana mentalności

Mapa bezrobocia rejestrowanego nie zmienia się bez względu na to jak jest wysokie. W czterech na dziesięć powiatów i miast wynosi tyle, co przeciętnie w kraju lub mniej. W pozostałych jest wyższe. Przy czym istnieje kilkanaście powiatów położonych w woj. warmińsko – mazurskim, na południu Mazowsza i w woj. zachodniopomorskim gdzie zawsze jest najwyższe.

Sytuacja nie zmienia się prawie od dwudziestu lat. I nie ma znaczenia czy w urzędach pracy zarejestrowana jest, co czternasta osoba, która mogłaby pracować - jak jest teraz, czy co piąta jak na przełomie 2004 i 2005 roku. Najmniej osób zarejestrowanych jest (w porównaniu do populacji dorosłych, którzy mogą pracować) w dużych miastach i gminach je otaczających, najwięcej tam gdzie na początku wieku przeważała spółdzielcza gospodarka rolna (PGR) i nie rozwinął się przemysł.

I tak pod koniec sierpnia najwyższe bezrobocie zanotowano w powiatach: szydłowieckim (Mazowsze) - 25,9 proc., braniewskim - 21,9 proc., bartoszyckim - 20,9 proc. (warmińsko-mazurskie), łobeskim - 20,4 proc. (zachodniopomorskie). Dzieje się to w sytuacji, gdy przeciętnie bez pracy w Polsce jest co czternasta osoba, która mogłaby pracować (7 proc). I jest to poziom najniższy od 1992 r. - od kiedy zaczęto je liczyć w ten sposób. Choć bezrobocie zmniejsza się w całym kraju to lista lokalnych rynków pracy z najwyższymi liczbami wciąż jest taka sama.

Reklama

- Liczenie stopy bezrobocia w powiatach jest pozbawione sensu dla potrzeb ekonomicznej interpretacji - to zbyt mała jednostka terytorialna - uważa prof. Maria Drozdowicz-Bieć, ekonomistka z SGH. - Prawdopodobnie na Ursynowie, Woli albo na Pradze (dzielnice Warszawy, które są większe od niejednego powiatu - red.) znajdą się bloki czy osiedla, gdzie mieszkają prawie sami bezrobotni. To bardziej zjawisko społeczne, kulturowe, generacyjne niż ekonomiczne - dodaje. Według ekonomistki wprowadzenie programów aktywizacji zawodowej w takie miejsca jest mniej skuteczne niż skoncentrowanie się na zapewnieniu dzieciom i młodzieży nauki na odpowiednim poziomie. - Warto zadbać to, aby kolejne, młode generacje nie utknęły w tych społecznościach - uważa prof. Drozdowicz-Bieć. 

Zwraca uwagę na to, iż potrzebny jest przegląd świadczeń społecznych i socjalnych i sprawdzenie, czy pełnią one funkcję pomocniczą w sytuacjach losowo awaryjnych, czy też zastępują pracę i pensję, jako źródło utrzymania.

Kluczowa infrastruktura

Szefowie powiatowych urzędów pracy w tych rejonach wymieniają kilka przyczyn, które powodują, że sytuacja na ich lokalnym rynku pracy jest trudna. Najczęściej są to powiaty ze słabo rozwiniętą infrastrukturą drogową. A jeśli gdzieś trudno dojechać, to nie jest to miejsce, które lubi biznes. Poszuka innego.

- Nie ma firm, nie ma inwestorów, nie ma miejsc pracy - przypomina Jerzy Welke, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Braniewie. Od początku tego roku w Warmińsko-Mazurskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej utworzona została Podstrefa Braniewo. - Brakuje jednak inwestorów, którzy chcieliby zatrudnić bezrobotnych - podkreśla Welke i dodaje, że cześć osób nie cieszy się z propozycji zatrudnienia. - Robią sporo, by udowodnić, iż nie mogą podjąć pracy. Oczywiście w ten sposób, by nie zostać skreślonym z rejestrów - podkreśla Welke.

- Jeśli z różnych źródeł pomocy społecznej można uzbierać nawet 4 tysiące złotych miesięcznie to trudno znaleźć motywację by pracować za minimalne wynagrodzenie - zwraca uwagę Drozdowicz-Bieć. Uważa, że na rozbudowany system świadczeń nakłada się dość powszechny stosunek do pracy. - Z jednej strony pracę traktujemy jak karę za grzechy, z drugiej jak pokazują badania mamy najbardziej feudalny w Europie sposób zarządzania w firmach, zwłaszcza tych mniejszych, gdzie nie ma wypracowanej kultury zarządzania personelem. To samonapędzający się mechanizm - nie lubimy pracy bo ona nas nie lubi, a pracodawcy nie lubią pracowników bo nie lubimy pracować. To się będzie zmieniać, mam taką nadzieję, ale tak jak wszystko, co związane z nawykami - powoli - dodaje ekonomistka. 

Trudny powrót na rynek

Osobom, które są poza rynkiem pracy kilkanaście lat trudno wrócić do rytmu codziennych zajęć. W regionach gdzie bezrobocie jest wysokie od lat potrzebna jest szczególna - indywidualna praca z długotrwale bezrobotnymi. - Zarzuca się powiatowym urzędom pracy, że nie umieją znaleźć odpowiednich kandydatów do pracy, a wiele osób nie chce pracować lub nie ma odpowiednich kwalifikacji, czy umiejętności. Kursy i szkolenia nie wystarczą by zmienić mentalność - uważa Jarosław Namaczyński, dyrektor urzędu pracy w powiecie łobeskim. Na pytanie co musiałoby się zmienić, by bezrobocie rejestrowane w powiecie nie było ponad dwa razy wyższe niż przeciętnie w kraju odpowiada: - Mentalność. U nas nigdy nie było zawodowej szkoły średniej. W innych - ościennych powiatach są. A dla rozwoju lokalnego rynku pracy wykształcenie i umiejętności są jedną z najważniejszych kwestii - podkreśla Jarosław Namaczyński. Jako przykład podaje Bałtów. Tam wiele lat temu wymyślono park jurajski, dzisiaj jest to wielki krajowy biznes. - Powstało Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Gminy Bałtów "Bałt", z zapałem prowadzili je dobrze zorganizowani liderzy, a samorząd lokalny z nimi współpracował i im pomagał - wylicza Namaczyński.

Przyznaje, że w regionach gdzie długotrwałe bezrobocie jest wysokie trudno o nowe biznesowe inwestycje. Ważny jest wewnętrzny potencjał. A o to trudno gdy młodzi wyjeżdżają na stałe lub czasowo do różnych prac. - Gdyby zlikwidowano zależność pomiędzy statusem bezrobotnego a bezpłatnym dostępem do usług medycznych wówczas mielibyśmy o ponad połowę osób zarejestrowanych mniej. To pokazałoby rzeczywistą kondycję lokalnego rynku pracy - dodaje szef łobeskiego PUP.

Podobnie uważa Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE. Uważa, że trudno o sukces w wydźwiganiu gospodarczym i społecznym lokalnych rynków pracy bez zaangażowania mieszkańców. Jego zdaniem uwolnienie wewnętrznego potencjału może być sposobem na poprawę sytuacji w regionach rolniczych i porolniczych. - Lokalne społeczności mają więcej szacunku dla prac, którą można określić, jako rolniczą lub pochodną i wspierającą rolnictwo. Nie wszędzie sprawdzi się nowa fabryka czy warsztat - mówi Soroczyński. Jego zdaniem za mało uwagi społeczności lokalne, w tym samorządy, przywiązują do rzetelnie przygotowanych strategii rozwoju i poszukania inwestora dla realizacji pomysłu. - Może być to inwestycja na stałe funduszu państwowego albo czasowe wsparcie dla istniejącego przedsiębiorcy, który postawi dodatkowy zakład - zastanawia się ekonomista. Ale dyrektor Jerzy Welke zwraca uwagę na to, iż powiatowe urzędy pracy nie mogą decydować o formach pomocy dla poszczególnych osób. - Programy pomocy są obwarowane wieloma ograniczeniami. Zdarza się tak, że nie przystają do specyfiki i do potrzeb osób poszukujących pracy w danym regionie - kończy.

Aleksandra Fandrejewska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bezrobocie w Polsce | inwestorzy

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM