Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Roubini: Świat potrzebuje silnej Europy

Europa ma szansę - mówi jeden z najważniejszych guru światowej ekonomii. Silna i zjednoczona Europa jest potrzebna samym Europejczykom, ale potrzebuje jej też cały świat po to, żeby zachować pokój i równowagę. Ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego dają nadzieję, że Unia Europejska się wzmocni, zamiast dalej rozpadać, czego zresztą życzyłyby sobie inne światowe potęgi.

- Szkody upadku (Unii Europejskiej) byłyby nieprawdopodobne - mówił podczas Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie Nouriel Roubini.

Kim jest Nouriel Roubini? Jednym z najbardziej znanych i uznawanych ekonomistów na świecie. W 2006 roku wygłosił wykład, w który przestrzegał, że jeśli sprawy na rynku nieruchomości w USA będą się dalej tak rozwijać, to będziemy mieli kryzys. No i mieliśmy kryzys - wielki, który z USA przeniósł się szybko na cały świat, a najsilniej dotknął właśnie Europę. 

Ponieważ Nouriel Roubini kryzys przewidział, kiedy wszyscy jeszcze chowali głowy w piasek, od czasu kiedy kryzys już wybuchł w całej swojej okazałości, nazywany jest Dr. Doom, czyli "Doktorem Zagładą", czy też "Doktorem Katastrofą". Sam - choć określenie to oddaje podziw najtęższych ekonomicznych umysłów dla jego umiejętności prognostycznych i odwagi głoszenia poglądów - mówi, że nie przepada, by go tak nazywano. 

Reklama

Bałkanizacja gospodarki

Trudno, żeby Dr. Doom nie mówił o tym, co w tej chwili zagraża światu najbardziej. Na krótką metę mamy zupełnie nowe zjawisko - wojny handlowe wywoływane przez prezydenta USA Donalda Trumpa. I najważniejszą z tych wojen - USA z Chinami. Są one dla gospodarki wyjątkowo szkodliwe. W sytuacji, kiedy wzrost na całym świecie jest niepewny, wojny osłabiają dwie najpotężniejsze gospodarki - USA i Chin.

Ale zaostrzenie konfliktów handlowych (ostatnio USA rozpoczęły nową wojnę z Meksykiem) prowadzi do tego, co Nouriel Roubini nazywa "bałkanizacją" światowej gospodarki. Oznacza to jej  rozdrobnienie, zrywanie łączących więzów, łańcuchów dostaw, wrogą rywalizację krajów pomiędzy  sobą. A to oczywiście podnosi koszty funkcjonowania przedsiębiorstw na całym świecie. W efekcie - niższe płace i wyższe ceny.

Konflikt handlowy pomiędzy Chinami a USA ma jeszcze zupełnie inny wymiar, a aktualna "wojna" może oznaczać tylko początek trudnych do przewidzenia i dramatycznych wydarzeń. Nie chodzi tu wcale o to, kto ma nadwyżkę w handlu, a kto deficyt, choć wojnę z Chinami USA uzasadniają tym właśnie, ze maja z nimi deficyt handlowy. Chodzi o to, kto jest potęgą światową numer 1. Wiadomo, że są nią jeszcze USA, ale ich pozycja słabnie. Krok po kroku zbliżają się do nich Chiny. 

- Relacje stały się bardzo niebezpieczne jeśli chodzi o skutki polityczne i geopolityczne (...) Pojawia się ryzyko, że wojna będzie się rozszerzać (...) o to, kto będzie kontrolował sztuczną inteligencję, technologie przyszłości, internet 5G - mówił Nouriel Roubini.

Rywalizacja znana z historii

Podobna sytuacja zdarzyła się 2,5 tys. lat temu, a została opisana przez greckiego historyka Tukidydesa. Wówczas największym imperium starożytnego świata była Sparta, ale jej pozycji zagrażały rosnące w siłę Ateny. Doszło pomiędzy nimi do wojny nazwanej peloponeska, od nazwy greckiego półwyspu. Tukidydes pisał w "Wojnie peloponeskiej", że najważniejszym powodem konfliktu był wzrost potęgi ateńskiej i strach, jaki to wzbudziło wśród Spartan.

Rywalizacja pomiędzy USA a Chinami grozi analogicznym konfliktem mocarstw, nazwanym "Pułapką Tukidydesa" przez wybitnego politologa amerykańskiego, profesora Uniwersytetu Harvarda Grahama Allisona, na łamach prestiżowego pisma "Foreing Policy". W 2017 roku przestrzegał przed nią, podobnie jak Dr. Doom przed globalnym kryzysem.

- Może się to skończyć taką wojną. Potęgi powiedzą - albo jesteś  ze mną, albo przeciw - mówił Nouriel Roubini. 

A to byłoby katastrofalne nie tylko dla gospodarki USA i Chin. Również dla gospodarek wielu innych państw. Dlaczego? - W tej chwili większość sprzymierzeńców USA ma większy obrót handlowy z Chinami niż z samymi USA - wyjaśnił profesor Stern School of Business w Nowym Jorku.  

Skutkiem takiego postawienia sprawy przez rywalizujące potęgi mogłyby być nie tylko fatalne ekonomiczne konsekwencje, ale też globalny konflikt, przypominający rywalizację USA z ZSRR po II Wojnie Światowej i podział świata na dwie strefy wpływów. To sytuacja, której za wszelką cenę trzeba uniknąć. I w zasadzie jedynie silna i zjednoczona Unia Europejska, jako trzecia globalna potęga, jest w stanie stworzyć biegun łagodzący te napięcia i zapobiegający ponownemu rozpadowi świata na dwa wrogie obozy. 

- Europa musi sobie odpowiedzieć, jak zachowywać się wobec rywalizacji USA i Chin - powiedział Nouriel Roubini. 

Tym bardziej, że w powstającym globalnym układzie sił znaczącej roli nie jest w stanie odegrać samodzielnie żadne państwo europejskie. Do światowej gry mogą się włączyć dodatkowo Rosja i Indie. Jakie miejsce zajmą Indie - tego zupełnie jeszcze nie wiadomo. Celem polityki Rosji jest jak na razie dezintegracja Unii i uzależnienie jej od dostaw rosyjskich surowców. Zależy jej także na "wyciąganiu" pojedynczych państw z Unii i czynieniu z nich swoich sojuszników.

- Rosja jest w stanie upadku demokracji i w upadku ekonomicznym, ale staje się coraz bardziej rewizjonistyczna - powiedział ekonomista.

Nouriel Roubini, obywatel USA,  nie mówi wprost, że największa potęga świata także nie jest zainteresowana wzmocnieniem Unii. Ale daje to do zrozumienia.  - Jest wiele interesów w tym, żeby Europa upadła. USA są sceptyczne co do integracji (europejskiej), Rosja wręcz zachęca do rozpadu - mówi. - Europejczycy powinni trzymać się razem (...) Zjednoczona Europa może wykorzystywać swoją siłę handlową, militarną, polityczną - dodaje.

Globalna walka, lokalne skutki

Póki co mamy do czynienia "tylko" z wojną handlową, ale i ona też jest dla gospodarki światowej niszcząca. I co więcej - może bezpośrednio pustoszyć nasze kieszenie. Dlaczego?

- Wojna handlowa powoduje zawsze szok po stronie podaży. Drożeją towary, paliwa, rośnie inflacja. 

Jeśli rosną ceny importowane, spada konsumpcja, a jeśli są niepewności polityczne, przedsiębiorstwa czekają zamiast zwiększać wydatki inwestycyjne (...) To strajk inwestorów. Ich opcja na przeczekanie może spowodować pełzającą recesję. Warunki finansowe mogą pogorszyć się z powodu drogiego dolara - przestrzega ekonomista.

Może się jednak równocześnie okazać, że inflacja będzie rosła, a banki centralne w walce z nią będą bezradne. Nie będą mogły z nią walczyć podwyżkami stóp, bo takie podwyżki spowodowałyby jeszcze gorsze skutki dla gospodarki. 

- Jeśli szok się zmaterializuje, nie będzie podwyżek stóp, choć będzie rosła inflacja - mówił Nouriel Roubini. 

Świat potrzebuje silnej Unii Europejskiej, żeby uniknąć katastrofalnych zagrożeń. To powód, dla którego Europa powinna się jednoczyć i swoją jedność wzmacniać, bo inaczej wszystkie państwa osobno po prostu oberwą. Gdyby stały się sojusznikami - albo USA, albo Chin, albo Rosji, konflikt mocarstw mógłby przenieść na Stary Kontynent i zamienić w "gorący". Czyli krótko mówiąc - w wojnę.  

Najważniejsze jest teraz pytanie, czy są szanse na jedność i wzmocnienie Unii. Nouriel Roubini jest optymistą. Umacniają go w tym wyniki majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wprawdzie dwie główne partie centroprawicowa EPP i centrolewicowa S&D utraciły większość, ale łatwo mogą odbudować ją zapraszając do współpracy liberałów (ALDE) i Zielonych. Siły nacjonalistyczne i eurosceptyczne pomimo zwycięstw w niektórych krajach, nie zdobyły w sumie nawet 180 mandatów, choć były obawy, że mogą mieć nawet ponad 250, czyli jedną trzecią Parlamentu.

Co więcej - według Nouriela Roubiniego - dotychczasowe sygnały wysyłane przez polityków świadczą, iż jest też szansa na to, by w podziale kluczowych stanowisk Francja i Niemcy będą skłonne do wzajemnych ustępstw oraz ustępstw na rzecz innych krajów. Ale nie zmienia to faktu, że Unia potrzebuje przywództwa.         

- Niezależnie od poglądów, przyszłość Europy wymaga silnego lidera - powiedział Nouriel Roubini. I dodał, że w tej roli widziałby obecną kanclerz Niemiec Angelę Merkel.

- To byłby dobry pomysł (...) Potrzebni są liderzy, którzy mają długą perspektywę myślenia - powiedział.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM