Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Plastik na cenzurowanym

Parlament Europejski przyjął dyrektywę dotyczącą zakazu sprzedaży niektórych wyrobów jednorazowego użytku z tworzyw sztucznych, m.in. słomek, sztućców, patyczków do uszu. Zakaz ma wejść w życie w 2021 r. Państwa członkowskie do 2029 r. będą też musiały osiągnąć poziom 90 proc. w recyklingu plastikowych butelek. Co to oznacza dla branży i konsumentów wyjaśnia w rozmowie z Interią Kazimierz Borkowski, dyrektor zarządzający PlasticsEurope Polska, stowarzyszenia reprezentującego producentów tworzyw sztucznych.

Monika Borkowska, Interia: Czy nowe przepisy unijne stanowią zagrożenie dla branży tworzywowej?

Kazimierz Borkowski, dyrektor zarządzający PlasticsEurope Polska: - Z punktu widzenia producentów zakaz stosowania niektórych wyrobów nie powinien być ogromnym problemem. Mówimy o kilku kategoriach produktów - pałeczki do uszu, końcówki baloników, plastikowe sztućce, słomki do napojów, talerzyki i styropianowe pudełka oraz styropianowe kubeczki. Lista rzeczy zakazanych jest więc dość krótka. Dużo większy wpływ nowe przepisy będą miały na konsumentów. Używanie jednorazowych produktów wynika z naszego stylu życia. Spieszymy się, żyjemy w biegu. Stołujemy się na mieście, pijemy kawę, idąc ulicą. Teraz konieczna będzie zmiana nawyków konsumentów. Będą oni musieli przestawić się np. na noszenie własnych kubków, a w dłuższej perspektywie zmiana stylu życia może wpłynąć na poziom produkcji i zużycia niektórych wyrobów.

Reklama

Kraje będą też zobligowane, by zniechęcać do używania innych jednorazowych przedmiotów.

- Tak, dotyczyć to będzie choćby plastikowych kubeczków czy opakowań do żywności na wynos. Poszczególne państwa będą musiały się zastanowić, jak zmniejszyć zużycie takich plastikowych wyrobów, wprowadzając np. opłatę za opakowanie, czy promując inne materiały zastępcze. Sposobów jest dużo, decyzje będą należeć do krajów. Przy czym nie ma narzuconych limitów tej redukcji. Komisja Europejska będzie oceniać wyniki tych działań i wtedy zastanowi się, czy efekty są wystarczające, czy też konieczne będzie dalsze uregulowanie rynku.

Czy PlasticsEurope, jako stowarzyszenie europejskich producentów tworzyw sztucznych, brało udział w pracach nad kształtem dyrektywy?

- Uczestniczyliśmy w tej dyskusji, zwracając uwagę na konieczność precyzyjnego zdefiniowania zapisów, np. definicji tworzyw sztucznych czy wyrobów jednorazowego użytku. Dużym utrudnieniem było ekspresowe tempo prac. Zwykle dyrektywa jest procedowana około dwóch lat, w tym przypadku cały proces trwał zaledwie 8-9 miesięcy. To bardzo mało, zarówno jeśli chodzi o poważną dyskusję nad argumentami i kontrargumentami, a także nad skutkami proponowanej regulacji (impact study). Zazwyczaj przygotowuje się możliwie głęboką analizę możliwych skutków regulacji. W tym przypadku nie było czasu na większe badania - analiza ze względu na pośpiech została zrobiona dość pobieżnie, co może sprawić, że część przyjętych rozwiązań okaże się nietrafiona.

Przepisy odnoszą się też do kwestii recyklingu plastikowych butelek na napoje.

- W odniesieniu do tych wyrobów będzie wprowadzony nakaz produkcji butelek z udziałem materiałów z recyklingu na poziomie 25 proc. do 2025 r. (tylko dla butelek PET) i 30 proc. do 2030 (dla wszystkich butelek plastikowych). Mamy jeszcze trochę czasu, przemysł będzie się musiał zastanowić, czy uda się spełnić te normy. I o ile niektóre rozwiązania z używaniem recyklatów są proste i rozsądne, o tyle kwestia butelek jest nieco bardziej skomplikowana. Należy pamiętać, że recyklat musi być w tym przypadku bardzo dobrej jakości - jest przecież używany do butelek, które będą miały kontakt z wodą wypijaną przez człowieka. Trzeba będzie zachować najwyższe normy bezpieczeństwa zdrowotnego narzucane przez unijne i krajowe instytucje czuwające nad jakością i bezpieczeństwem żywności. Jest to na pewno duże wyzwanie dla przemysłu. Polska protestowała przeciwko ambitnym celom osiągnięcia bardzo wysokich poziomów zbiórki odpadów butelek PET (90 proc. do roku 2029), wskazując na wysokie koszty. Trzeba będzie się jednak zastosować do przepisów, a to oznacza konieczność wprowadzenia systemu depozytowo kaucyjnego. Bo samą zbiórką tradycyjną spełnić tak wysokich norm się nie da.

Czy branża liczy na to, że państwo dołoży się do zorganizowania sprawnego systemu zbiórki?

- Z zasady państwo nie dofinansowuje gospodarki odpadami komunalnymi (no, może poza uprzątaniem skutków katastrof naturalnych). Ta działalność jest finansowana przez mieszkańców (opłata odpadowa) i przez przedsiębiorców wprowadzających na rynek wyroby, z których powstają odpady, np. opakowania. Zbiórka zużytych opakowań do automatów to duży koszt (głównie z uwagi na konieczność zainstalowania wielu stosunkowo drogich automatów), ale finansowanie całego systemu wygląda różnie w różnych krajach. Są przypadki, gdzie w cały proces zaangażowały się sieci handlowe. System depozytowo-kaucyjny musi być powszechny, żeby właściwie działał. Od razu trzeba postawić wiele tysięcy automatów, żeby ludzie nie musieli długo szukać miejsca do wyrzucenia zużytych butelek. To stąd biorą się trudności logistyczno-finansowe. Gdyby jednak wszyscy odpowiedzialnie podeszli do tematu, producenci opakowań, firmy recyklingowe, przetwórcy, branża odpadowa i handel, na pewno udałoby się znaleźć dobre rozwiązanie.

Pozostaje jeszcze kwestia Rozszerzonej Odpowiedzialności Producenta.

- Chodzi o to, by ci, którzy wprowadzają wyroby na rynek, jak na przykład firma sprzedająca wodę w butelkach, pokrywali koszty zagospodarowania odpadów opakowaniowych. W Europie takie rozwiązanie jest stosowane od ponad 20 lat. W Polsce teoretycznie również mamy odpowiednie zapisy w ustawach, ale w praktyce to nie działa - dofinansowanie zbiórki i przygotowania do recyklingu odpadów opakowaniowych jest na śmiesznie niskim poziomie, w przeliczeniu na 1 kg odpadów nawet do 100 razy mniejsze niż w innych krajach. To będzie musiało się zmienić. Rozszerzone przepisy ROP obejmą również produkty jednorazowego użytku, w tym m.in. pieluchy, podpaski, wyroby tytoniowe. Przy czym chodzi nie tylko o ponoszenie kosztów zbiórki selektywnej i przygotowania do recyklingu, ale też sprzątania zaśmieconego środowiska. Ten ostatni aspekt wydaje mi się nie do końca słuszny - to trochę tak, jakby zachęcało się konsumentów do śmiecenia. Będą mieli świadomość, że ktoś za to płaci, zdejmując z nich odpowiedzialność za dbałość o środowisko.

Jaki jest dalszy harmonogram procedowania dyrektywy?

- Czekamy na jej formalne zatwierdzenie przez Radę Unii Europejskiej. Myślę, że dojdzie do tego w ciągu kilku tygodni. Później następuje publikacja. Przepisy wchodzą w życie w momencie publikacji, ale poszczególne kraje będą miały jeszcze dwa lata na przetransponowanie ich do prawa krajowego.

A jak wygląda Polska, jeśli chodzi o gospodarowanie odpadami tworzyw sztucznych, na tle innych krajów?

- Jest osiem krajów europejskich, które zagospodarowują aż 95 proc. odpadów z tworzyw sztucznych, a tylko 5 proc. składują. W Polsce składuje się ok. 44 proc. odpadów. Liderzy wdrażali swoje rozwiązania od lat, wprowadzali zakaz wywożenia tworzyw sztucznych na składowiska, wymuszając tym samym bardzo wysoki poziom odzysku. U nas do 2016 roku można było odpady tworzyw sztucznych składować na wysypiskach. Dopiero w 2016 roku wprowadzono ograniczenia w tym zakresie. Dojście do poziomu liderów zajmie nam na pewno trochę czasu. Jednym z ważniejszych czynników szybkiej poprawy w tym zakresie jest edukacja na każdym szczeblu. I tu dużą rolę ma do odegrania również państwo. Powinniśmy zwiększać świadomość ludzi w obszarze szkodliwego oddziaływania różnych aspektów gospodarki, ale i naszego codziennego życia i naszych zachowań na środowisko. Mamy tu jeszcze sporo do zrobienia.

Rozmawiała Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: plastik

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM