Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Matematycy myślą, jak wznowić budowę wieży Babel

Zarządzanie procesem – wydawałoby się tak drobnym, jak tłumaczenie na obcy język instrukcji obsługi produktu czy też jego opisu w sklepie internetowym – może zrewolucjonizować światowy handel. Powinno być oczywiście uzupełnione przez błyskawiczne tłumaczenie maszynowe.

W 2017 roku sprzedaż detaliczna w sklepach internetowych na całym świecie wyniosła 2,3 biliona dolarów. Według raportu interaktywnie.com, którego patronem była m.in. Interia, w Polsce rynek handlu internetowego wart był 40 mld zł. Według prognoz Zbigniewa Nowickiego z Izby Gospodarki Elektronicznej w tym roku wzrośnie do 50 mld zł, a w 2020 roku będzie już wart 70 mld zł.

To kropla w morzu globalnego handlu w sieci, którego wartość podwoiła się w ciągu minionych pięciu lat, a prognozy mówią, że do 2021 roku po raz kolejny wzrośnie dwa razy. Dziś jest to 4,9 bln dolarów. Największą dynamikę e-commerce osiągnie prawdopodobnie w Chinach, gdzie już teraz zakupy w sklepach internetowych stanowią ok. 19 proc. całej sprzedaży detalicznej. 

Reklama

Co nam przeszkadza, by kupować przez internet w Chinach lub w USA? Choć wielu Polaków już to robi, nie jest to jeszcze zjawisko masowe. Co stoi na przeszkodzie, żeby Niemiec robił zakupy w sklepie internetowym w Polsce? Bariery są generalnie trzy - jak wynika z różnych badań. To różne systemy płatnicze w poszczególnych krajach, brak zaufania (które w handlu internetowym jednak stale rośnie) i najważniejsza - bariera językowa.

Chcemy po prostu wiedzieć dokładnie, co kupujemy, a więc chodzi o opis produktu, dane, cechy użytkowe. Gdy kupujemy jakiś produkt znany na całym świcie, ma to akurat drugorzędne znaczenie. Ale nie zawsze kupujemy znane, "globalnie" produkty i w przyszłości też tak będzie.

Raport instytucji płatniczej PayPal z zeszłego roku pokazuje, że handel internetowy będzie miał tendencję do koncentrowania się wokół wielkich platform - takich jak chiński gigant Alibaba, eBay czy Amazon. Ale nie tylko. Ludzie będą szukać także rzeczy oryginalnych i nietuzinkowych. Będą się po nie wyprawiać - oczywiście przez sieć - do innych, odległych krajów. Polacy do Paragwaju. Pakistańczycy - do Polski. Dzięki temu wycinanki łowickie w globalizującym się handlu w sieci nie są bez szans.

- Produkty i usługi sprzedawane są już teraz globalnie. Każdy produkt czy usługa wymaga opisu w językach, w których jest sprzedawany, czyli w coraz większej liczbie języków. Rośnie ilość treści, a przy tym coraz bardziej liczy się czas wprowadzenia produktu na rynek, czyli time-to market. Równocześnie jest olbrzymia ilość pracy związana z projektami, które trzeba przetłumaczyć - mówi Andrzej Nedoma, prezes polskiego start-upu XTRF, który oprogramowaniem do zarządzania zamówieniami tłumaczeń podbija rynki zagraniczne.

Twórcy XTRF nie ukrywają, że automatyzacja - nie tylko zarządzania - ale przede wszystkim samego tłumaczenia tekstu, będzie kolejnym rewolucyjnym krokiem, który świat dopiero zrobi. Dlaczego? Treści zgromadzone w Internecie są już nieprzebrane, ale przeciętnie zaledwie 0,01 proc. ludzi żyjących na Ziemi czyta informację w języku, w którym została pierwotnie napisana. Bo jednak nie wszyscy są poliglotami.

Nad tym, żeby odwrócić pomieszanie języków, które spowodowało pierwszą katastrofę budowlaną w dziejach (czyli upadek wieży Babel), pracują już matematycy, inżynierowie i lingwiści na całym świecie. Istnieje kilka "silników" do automatycznych tłumaczeń, ale na razie nie wystarczają do tego, żeby można im było zaufać gdy chodzi o oddanie w innym języku wszystkich treści.  

- Tłumaczenia maszynowe są zwykle oparte na modelach statystycznych i algorytmach uczenia maszynowego. Modele matematyczne budowane są na dostępnych tekstach w obu językach dla danej pary języków. Na jakość tłumaczenia duży wpływ mają dwie rzeczy. Pierwsza - jakie teksty są dostępne, czyli np. jaki mają rozmiar, jaka jest ich jakość. Drugą jest to, jaka jest jakość uczących się algorytmów, czyli czy są one wystarczająco stabilne i inteligentne, aby nauczyć się ludzkiego języka z dostarczonych im danych - mówi Interii Aaron Li-Feng Han, który pracuje nad modelami tłumaczeń automatycznych w laboratorium City University w Dublinie.

- Oba te aspekty w większości przypadków nie są jeszcze doskonałe, a więc niedoskonały jest także rezultat - dodaje.

Mimo to w wielu przypadkach machine translation można już teraz stosować, tym bardziej, że nad jej rozwojem pracują sztaby ludzi na świecie. 

- W machine translation widzimy przyszłość - mówi Andrzej Nedoma.

Na razie machine translation robi pierwsze kroki. Nie wykluczone, że algorytmy do tłumaczeń nigdy nie będą tak doskonałe, żeby wiernie oddać treść i sens w każdej parze języków. Gdyby jednak się to udało, nie tylko handel internetowy by na tym zyskał. Ludzie mogliby powrócić do projektu budowy wieży Babel. Na przykład automatyczne tłumaczenie dokumentów w Unii spowodowałoby ogromne oszczędności czasu i pieniędzy i znacznie zwiększyłoby efektywność administracji.  

- Machine translation będzie się sprawdzał wszędzie tam, gdzie potrzebujemy informacji pobieżnej. Specjalistyczna informacja będzie wymagała ludzkiej korekty - mówi Andrzej Nedoma. 

Aaron Li-Feng Han dodaje, że nad obydwoma aspektami powodującymi niedokonaność tłumaczeń naukowcy i inżynierowie już pracują po to, by wysokiej jakości translatory maszynowe dla różnych par języków radziły sobie z coraz bardziej skomplikowanymi tekstami.

XTRF na razie oferuje oprogramowanie do automatycznego zarządzania tłumaczeniami. Chodzi o to, żeby organizacja była odporna na rotację pracowników, urlopy czy choroby. Ich wiedza o tym, komu zlecać tłumaczenia, jest zapisana w postaci cyfrowej. Działa bez względu na to, czy są aktualnie w pracy, czy też mają inne zadania. Dzięki temu na granicy nie musi czekać dostawa, zatrzymana dlatego, że dostrzeżono nieścisłości lub braki w dokumentacji. Centrum usług wspólnych może działać naprawdę globalnie, we wszystkich językach, bez względu na to z jakiego zakątka świata trafiają zlecenia klientów.

XTRF jest jednym z nielicznych polskich start-upów, który zdecydował się od razu działać na rynkach międzynarodowych i tam budować swoją skalę. Ma już ponad 300 klientów w 57 krajach. Dziś zaledwie 5 proc. przychodów firmy pochodzi z Polski, 60 proc. z pozostałych krajów Europy, 25 proc. z Ameryki, a 10 proc. z Azji. Firma zamierza rosnąć o kilkadziesiąt procent rocznie dzięki temu, że oferuje produkty na globalne rynki.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM