Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Firma globalna od pierwszego dnia

Wielu przedsiębiorcom wydaje się, że ekspansja zagraniczna to domena dużych firm, dlatego w momencie założenia firmy o rynku zagranicznym nie myślą - mówi Aleksander Galitsky, założyciel i partner zarządzający AlmazCapital z Kalifornii.

Mirosław Ciesielski, Interia: Almaz Capital, to jeden z wielu funduszy venture capital inwestujących w start-upy technologiczne w Dolinie Krzemowej i Europie Wschodniej. Gdański InfoShare to jedno z miejsc w Polsce, gdzie można przyjrzeć się wielu start-upom w poszukiwaniu potencjalnych inwestycji. Jakich więc firm Pan szuka i dlaczego właśnie w Polsce?

- Aleksander Galitsky, założyciel i partner zarządzający AlmazCapital: Przyglądam się start-upom, które rozwijają rozwiązania B2B, szczególnie dla małego i średniego biznesu, bo takie, myślę mają duży potencjał rynkowy. Poza tym w Polsce jest już dobrze rozwinięty ekosystem dla start-upów, macie bardzo dobrych informatyków i deweloperów.

Reklama

Miło to słyszeć. Jednak z drugiej strony fundusze venture capital szukają rozwiązań skalowalnych globalnie, a o te w Polsce dość trudno?

- Widzę tu kilka zagadnień. Po pierwsze, wschodnioeuropejska, nie tylko polska, mentalność, która utrudnia myślenie o ryzyku i rozwoju w skali globalnej, tym bardziej, że w wielu przypadkach świat zewnętrzny kojarzył się historycznie z pewnym zagrożeniem czy inną kulturą. Stąd wielu przedsiębiorcom wydaje się, że ekspansja zagraniczna to domena dużych firm, dlatego w momencie założenia firmy o rynku zagranicznym nie myślą. Jednak współcześnie skalę globalną można osiągnąć myśląc o niej od pierwszego dnia, oczywiście mówimy to o rozwiązaniach cyfrowych. Po drugie niewiele jest w Europie środkowo-wschodniej kapitału, państwowego i prywatnego który wspierałby międzynarodowy rozwój firm. Z tych względów widzę szansę dla funduszy takich jak AlmazCapital, który może wypełnić istniejącą lukę w finansowaniu.

Czy wobec tego mamy szansę na polskiego jednorożca?

- Wiele start-upów jest przewartościowanych w Ameryce, a przede wszystkim w Chinach, wyceny w Europie Wschodniej są realistyczne, a niektóre firmy mogą być nawet niedowartościowane. Myślę, jak już wspomniałem, że większy potencjał mają rozwiązania B2B skupione na rozwiązywaniu zdefiniowanych problemów klientów ale bez odpowiedniego wsparcia kapitałowego bardzo trudno taki biznes rozwinąć i osiągnąć status jednorożca czyli wycenę 1 mld dolarów.

Na jakim etapie rozwoju start-upa - zalążkowym, ekspansji czy dojrzałości skupiają się wasze inwestycje?

- Raczej tak na to nie patrzymy. Firma przede wszystkim musi dysponować sprawdzonym prototypem produktu (tzw. MVP), mieć czytelny model biznesowy umożliwiający kreowanie przychodów oraz zdeterminowany zespół ludzi. To odpowiada raczej późnemu etapowi rozwoju start-upu.

A ile do tej pory przeprowadziliście inwestycji, a z ilu już wyszliście?

- Łącznie do tej pory braliśmy udział w finansowaniu 38 przedsięwzięć, niektóre z innymi funduszami. Zanotowaliśmy też dziewięć wyjść z inwestycji (tzw. exit), które zakończyły się pozytywnym wynikiem. A jedna z firm, które współfinansowaliśmy osiągnęła wycenę prawie pół miliarda dolarów.

Pana firma ma pewną specyfikę. Sam Pan urodził się na Ukrainie i zatrudniacie sporo osób z Europy Wschodniej. Jakie to ma znaczenie?

- Moi partnerzy to rodowici Amerykanie z dużym doświadczeniem w branży, ale rzeczywiście część zespołu wywodzi się z Europy Wschodniej. Ta mieszanka kultur jest bardzo pomocna biorąc pod uwagę, że założyciele start-upów, w które inwestujemy w Kalifornii też wywodzą się zza byłej żelaznej kurtyny. To ułatwia nawiązywanie relacji i niejednokrotnie zrozumienie podejścia do biznesu. Co prawda 90 proc. naszych inwestycji dotyczy rynku amerykańskiego, ale ponad 60 proc. założycieli start-upów, w które inwestujemy ma wschodnioeuropejskie korzenie. Muszą oni jednak konkurować o talenty z gigantami takimi jak Google, który umożliwia pracownikom w ramach 10-15 proc. czasu pracy realizację własnych projektów. Na szczęście jak zaobserwowałem, osoby z Europy Wschodniej, mówię o inżynierach, są bardziej lojalne i bardziej odporne na zakusy headhunterów.

Ciekaw jestem wobec tego Pana opinii o start-upach prowadzonych przez menedżerów czy innowatorów z Europy Wschodniej takich chociażby jak Revolut czy Transferwise?

- Dla mnie ciekawym przypadkiem jest Roman Stanek pochodzący z Czech, założyciel platformy cyfrowej GoodData, proponującej zaawansowane rozwiązania z zakresu analityki biznesowej. A rynek ten szybko rośnie i wkrótce wart będzie na świecie ponad bilion dolarów. Jako fundusz venture capital braliśmy udział wraz z innymi tego typu inwestorami w finansowaniu tego start-upa, który pozyskał w kilku rundach grubo powyżej 100 mln dolarów a jego wycena wg szacunków przekracza obecnie pół miliarda dolarów. Wschodnioeuropejskie start-upy działające w Dolinie Krzemowej od samego początku przyjmują perspektywę globalnego klienta, z kolei te działające w Europie Centralnej często mogą być spóźnione próbując wejść na światowy rynek, kiedy ich nisze są już zajęte przez konkurentów, bo podobne idee rozwijane są na świecie w tym samym czasie i liczy się szybkość oraz egzekucja.

Co jeszcze hamuje start-upy z naszej części Europy?

- Myślę, że podejście do porażek, które traktowane są jak przegrana a nie okazja do wyciągania wniosków i uczenia się. Proszę spojrzeć na przypadek Jamesa Dysona, który wykonał ponad 400 prototypów swojego cylindrycznego odkurzacza zanim osiągnął sukces zmagając się z brakiem kapitału i zrozumienia u producentów sprzętu AGD. Teraz jest znacznie łatwiej, bo takie firmy jak Google i Microsoft i wiele innych aktywnie poszukuje innowacji, które szybko komercjalizują.

A jak Pan ocenia potencjał rynku polskiego?

- Polska ma sporą siłę przyciągania, jako największa gospodarka Europy środkowo-wschodniej i coraz lepsze warunki dla rozwoju start-upów, a to jest magnesem dla innowatorów i developerów z regionu. Obserwuję jak Polska buduje specjalizację w oparciu o rozwiązania w programie Java, a zdobycie przywództwa w tym i innych obszarach, jak choćby cyberbezpieczeństwo byłoby istotne dla budowy silnego hubu technologicznego.

No właśnie jak można by dojść do takiego przywództwa?

- No cóż, z tego co się stało do tej pory w globalnej gospodarce wynika, że właściwa droga polega na zdefiniowaniu pewnego obszaru rynku lub przemysłu i dokonania jego kreatywnej destrukcji (tzw. disruption) jak zrobił to Uber czy Amazon, dla których takie podejście stało się filozofią rozwoju bo dotyczy wielu branż.

Łatwo powiedzieć, znacznie trudniej wykonać!

- To prawda, ale coraz więcej sektorów tym procesom podlega. Wczoraj spotkałem przedsiębiorcę, który widzi potencjał w branży energetycznej, która opiera się na potężnej naziemnej sieci przesyłowej i to się nie zmienia od lat. Wcześniej czy później nastąpi tu coś co można nazwać Uber moment, który kreują z reguły gracze spoza branży. A im jest ona bardziej zmonopolizowana tym szanse większe. Ważne, żeby podejmować próby nie myśląc o wizji porażki.

A jaka jest w tym rola państwa?

- Jeśli instytucje państwowe nie zbudują przyjaznego innowacjom prawa, przegra gospodarka i społeczeństwo, a firmy będą co najwyżej naśladowcami, a nie innowatorami, bo ci przeniosą się zagranicę. Zawsze podaję przykład rosyjskiego wynalazcy silnika parowego Iwana Polzunowa, który nie znalazł zrozumienia w imperium rosyjskim i dziś uznajemy, że przełomu dokonał James Watt.

Rozmawiał Mirosław Ciesielski

*Rozmowę przeprowadzono na konferencji technologicznej InfoShare w Gdańsku w maju 2018 roku

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: firmy | fundusz Venture capital | przedsiębiorcy

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM