Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Nadchodzi moment prawdy dla firm

Część przedsiębiorstw, które przez lata wykorzystywały tanią siłę roboczą, przestanie istnieć, bo ich działalność nie będzie się już spinać finansowo - mówi Tomasz Starus, członek zarządu Euler Hermes.

Mocno wzrosła ostatnio liczba upadłości. Jakie będą, pańskim zdaniem, tego skutki dla rynku pracy i dla inflacji? Ostatnio szef Maspexu oświadczył, że taniej... już było. Jego firma mocno odczuwa, że ceny żądane przez jej dostawców rosną.

Tomasz Starus, członek zarządu Euler Hermes: - W Polsce jest duże zróżnicowanie firm co do wielkości, a do tego jeszcze Maspex to potentat, którego produkty muszą być na półce w każdym sklepie. Dlatego nikt, łącznie z największymi graczami w branży detalicznej, nie pozwoli sobie na to, żeby z tej marki zrezygnować nawet jeśli podniesie ceny. W przypadku mniejszych, lokalnych, rodzinnych firm produkujących to samo, co Maspex - producentów makaronu czy napojów - ich możliwości podnoszenia cen są mocno ograniczone. Konkurencja tylko na to czeka, żeby drożejące ich produkty zastąpić swoimi, tańszymi.

Reklama

A jednak mniejsi mogą mniej?

- Nieduże firmy mają mniejsze możliwości negocjowania cen i podnoszenia marż. Czy jest dobra czy kiepska koniunktura zarabiają mniej niż ci więksi i - jeśli w ogóle - to w dobrych czasach mogą zbudować tylko niewielką poduszkę finansową na gorszy okres. Dlatego gdy któryś z odbiorców nie zapłaci, bank zmieni warunki kredytu albo wzrosną ceny surowców, od razu wpadają w spore kłopoty.

- To o czym mówię dotyczy firm dystrybucyjnych, detalistów, producentów. Według naszych szacunków w największym stopniu - bo tam jest najdłuższy łańcuch tworzenia wartości - widzimy to w branży budowlanej. Podsumowując: nadal jest w Polsce bardzo dużo średnich i małych firm, które radzą sobie słabo i niewiele potrzeba, żeby je wywrócić. Naszym zdaniem jest wiele przyczyn upadłości. Często służby skarbowe tak interpretują działania firm sprzed kilku lat, że skutkuje to koniecznością zapłacenia podatku za kogoś innego, kto znikł z rynku. Duże firmy najczęściej sobie z tym radzą, bo mają sporą poduszkę. Ale te trochę mniejsze już nie.

A przykład?

- Konsorcjum Stali, spółka notowana na giełdzie, podała w pierwszej połowie roku, że musiała zapłacić ponad 20 mln zł plus odsetki, łącznie ponad 31 mln. Jest to jeden z największych i najmocniejszych dystrybutorów stali w kraju więc sobie bez trudu poradził, a teraz przez lata będzie toczyć batalię sądową o odzyskanie niesłusznie, zdaniem firmy naliczonego podatku i z kosztami sądowymi też sobie poradzi. Gdyby trafiło na kogoś, kto działa na mniejszą skalę, dolicza sobie skromniejszą marżę i niewiele odkłada na trudne czasy, to by sobie już nie poradził.

Czy skala upadłości jest już taka, że można mówić o przełomie czy kryzysie?

- Ogólnogospodarczo - nie. Ale obserwujemy powolne wymieranie firm. Będzie jeszcze gorzej, bo w przyszłym roku będziemy mieli split payment. Jak ktoś teraz ledwo wiąże koniec z końcem i musi kredyt brać w banku, żeby "dowieźć" do końca miesiąca działalność, bo dopiero wtedy odzyska VAT, to taka firma ze split payment sobie nie poradzi.

Mówienie w naszym ładzie prawno-instytucjonalnym, że MSP są przyszłością to teoria?

- Naprawdę powinny być naszą przyszłością, by gospodarka mogła się rozwijać harmonijnie i aby istniało społeczeństwo, które się bogaci i dzięki temu wspiera konsumpcję. Jeśli spowodujemy, że firm małych i średnich będzie coraz mniej i że będą one coraz biedniejsze, to za jakiś czas konsumpcja będzie wspierana wyłącznie przez państwo. Będzie ono wtedy jedną ręką dawało np. 500+ czy mieszkanie+, ale za chwilkę to zabierze, bo przecież państwo płaci odsetki od długu, który powiększa żeby owe przysłowiowe już 500+ rozdawać także najbogatszym rodzinom. To jest kompletnie nieefektywne.

- Prywatna przedsiębiorczość - i to rozproszona - jest gwarancją tego, że gospodarka jest stabilna. Rzadko mamy kryzys, który dotyka całą gospodarkę tak samo mocno. Zwykle jest tak, że jakaś część przedsiębiorców ma się lepiej, a jakaś gorzej. Jeżeli znikną mali, zostaną tylko duzi. A to grozi powstaniem sił niekontrolowanych, bo duże przedsiębiorstwa same coś będą ustalały i nikt w Polsce nie będzie mógł już tego uregulować, ani mieć na to wpływu.

- Jeśli zanika różnorodność producentów, powstaje oligopol dużych dostawców i dużych odbiorców, którzy powiedzą "Od dzisiaj samochody tylko czerwone, serek tylko waniliowy, a mleko wyłącznie UHT".

Jak się przed tym niebezpiecznym scenariuszem zabezpieczyć?

- Zlikwidować bariery utrudniające wchodzenie na rynek nowych firm. Jeśli spojrzymy ile prawa się w tej chwili w Polsce "produkuje", to nie wierzę, żeby którykolwiek drobny przedsiębiorca był w stanie się z tym zapoznać i świadomie stosować do wszystkich przepisów.

- Przykład z życia: jeśli drobny przedsiębiorca ma do czynienia z bardzo skomplikowanym prawem, które ułatwia pomylenie się, zaś żeby dostać "swój" VAT z powrotem musi absolutnie bezbłędny być i terminowy, to jest spore zagrożenie, że mu się tego VAT-u nie uda odzyskać w terminie.

- Jeśli chcemy mieć małe i średnie firmy, które powstają i są potem w stanie przeżyć pamiętajmy, że w korporacjach są sztaby księgowych i prawników mogących ogarnąć dowolną liczbę nowych uregulowań dotyczących prawa, podatków i zagadnień administracyjnych. W małych firmach właściciel jest dyrektorem handlowym, finansowym i każdym innym. Aby miał warunki choćby zbliżone do tych, jakie mają najwięksi, musi mieć dużo łatwiej jeśli chodzi o stronę administracyjno-prawno-podatkową, bo inaczej nie będzie w stanie realizować biznesu, bo musi realizować papierologię.

- Jeśli już zmieniamy prawo, powinno ono mieć vacatio legis nie 14-dniowe, a co najmniej paromiesięczne. Inaczej mali i średni nie nadążą.

Ciągle jeszcze nie możemy w Polsce spowodować, żeby prawodawcy i urzędnicy uwierzyli, iż prawo nie może działać wstecz....

- Od lat u nas mamy takie sytuacje: zmiana prawa następuje "w przód", czyli zaczynają obowiązywać nowe przepisy, ale interpretacje np. służb skarbowych dotyczą rozliczeń wstecz i to ładnych parę lat wstecz. I jak ktoś dostał zwrot VAT za coś, był wtedy rozliczony zgodnie z ówczesną najlepszą swoją wiedzą, ale 5 lat później to samo rozwiązanie okazywało się błędem, bo jakaś tam kategoria towarów to jednak nie jest VAT 8 tylko 23 proc., albo na odwrót. I co ten nieduży, a więc i niebogaty w zapasy finansowe biznesmen może zrobić? Skąd ma wziąć te pieniądze? 

- Wracając do głównego wątku: jak patrzę na rosnącą liczbę upadłości to mam wrażenie, że w niejednym przypadku przedsiębiorca już nie ma siły dalej walczyć, poddaje się gdyż czuje się bezsilny, bez szans w starciu z administracją, wszystko jedno jaką. Każda kolejna ekipa polityczna mówi, że będzie bariery usuwała, a zaraz potem tworzy kolejne.

Mało kto zwraca uwagę, że w tym roku wynagrodzenia realnie rosną wolniej niż w zeszłym roku ze względu na inflację. Co się będzie działo z wynagrodzeniami?

- Wielkiego boomu nie będzie, bo przez ostatnie dwa lata wiele przedsiębiorstw podnosiło wynagrodzenia, a w tym roku podniosło je po raz kolejny. Problem jest dziś inny: nie ma ludzi do pracy i to za żadne rozsądne pieniądze. Mam nadzieję, że coraz więcej firm postawi na robotyzację i automatyzację tam gdzie będzie to możliwe. Nie jest przypadkiem, że hipermarkety w Polsce zaczęły testować koszyki w których jest czytnik wrzuconych tam towarów. Potem na bramce płaci się za nie i wychodzi.

- Nadchodzi moment prawdy dla firm, które przez lata wykorzystywały tanią siłę roboczą. Część z nich przestanie istnieć, bo ich działalność przestanie się spinać finansowo. Kłopoty będą mieli także ci przedsiębiorcy, którzy nigdy w życiu nie pomyśleli o tym, żeby zainwestować w przedsiębiorstwo, bo traktowali je jako maszynkę do generowania gotówki na bieżąco. Tego typu firmy nie będą rentowne przy wyższych kosztach pracy.

Rozmawiała Aleksandra Fandrejewska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: firmy | przedsiębiorstwa | rynek pracy | inflacja

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM