Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Kongres 590: Klucze do rozwoju firm? Kapitał i ludzie

Zwiększanie wydajności m.in. przez automatyzację, innowacje i zdobywanie kolejnych rynków to jedyna droga wzrostu polskich firm - ocenili uczestnicy panelu „Jak rozwijać przedsiębiorstwa by małe stawały się średnimi, a średnie dużymi? Czy możliwa jest droga na skróty?” podczas Kongresu 590 w Jasionce koło Rzeszowa.

Czy polska jest w pułapce średniego rozwoju, w pułapce małych firm która zdecyduje o przyszłości polskiej gospodarki? Dalsza ekspansja? - pytał rozpoczynając dyskusję wiceprezes PKO Banku Polskiego Rafał Antczak.

- Działamy od dziesięciu lat, zajmujemy się akcesoriami motoryzacyjnymi i generalnie pracujemy na rzecz sektora automotive. Na początku kluczowe było zaangażowanie się założycieli, praca po kilkanaście godzin. Potem musieliśmy zatrudnić ludzi żeby obsługiwać dobrze klientów, tym bardziej, że jesteśmy szczegółowo oceniani w Internecie co przekłada się na naszą markę i kolejne zamówienia - podkreślał Sebastian Doncer, prezes Tose International.

Reklama

- Żeby stać się firmą większą trzeba zatrudniać ludzi, a to są koszty i to jest największy problem przy transferze z małej do średniej firmy. I główny problem na dziś to właśnie kadry, kadry i jeszcze raz kadry, bo część cennych ludzi wyjechała - zgodził się z nim Jarosław Kaleciński, założyciel firmy Soldream.

Doncer dodał, że wciąż można pozyskiwać ludzi z rynku, ale trzeba poświęcić sporo czasu na przeszkolenie pracowników. - Dodatkowo, jeśli chcemy kogoś zatrudnić np. do pracy na rynku niemieckim to oczekiwania płacowe są zdecydowanie wyższe - dodał szef Tose International.

Adam Tychmanowicz, prezes firmy Neptis, właściciel aplikacji Yanosik zwrócił uwagę na ryzyka wynikające z wielkości polskiego rynku. - Duży lokalny rynek usypia czujność. Popatrzmy na firmy czeskie czy litewskie. One muszą szukać rynków poza swoim krajem. Dlatego my też musimy zaryzykować, otworzyć się na zewnątrz, podjąć ryzyko. Pytanie czy będziemy w stanie to zrobić? - zastanawiał się Tychmanowicz.

Leszek Waliszewski, prezes FA Krosno, producenta sprężyn gazowych zwrócił uwagę na etapy, które przeszła jego firma. - Jedenaście lat temu razem ze znajomymi odkupiliśmy od DELPHI fabrykę sprężyn gazowych. To co przejęliśmy to dziś tylko 4 proc. biznesu, a reszta to nowy biznes, praktycznie więc wszystko stworzyliśmy od początku. I dziś mamy problem z pracownikami, nie wyrabiamy się z terminami, mamy opóźnienia, a pracujemy 24h 7 dni w tygodniu - mówił Leszek Waliszewski.

Paneliści zgodzili się, że polskie firm wciąż w niewielkim stopniu wykorzystują w swojej działalności automatyzację. - Z tygodnia na tydzień pojawiają się nowe rozwiązania, trzeba to śledzić, bo inaczej prześcignie nas konkurencja - ocenił Sebastian Doncer.

- Musimy przejść ten etap i nie obejdziemy się bez automatyzacji. Niestety Polacy cały czas kupują najtańsze rzeczy, a konieczne są nowe technologie. Dzięki nowym liniom mógłbym w ciągu trzech lat potroić produkcję. Ale większa automatyzacja oznacza także mniejsze zatrudnienie: dziś np. zatrudniam 70 osób, a przy nowych liniach mógłbym 20 i robiłbym to samo - podkreślił Jarosław Kaleciński.

Uczestnicy panelu zwrócili uwagę na "problem polskiej edukacji". - Przemysł opiera się na inżynierach i programistach. Np. operatorzy CNC poszukiwani są na całym świecie, więc zadaniem polskiej edukacji powinno być dostarczanie odpowiednich fachowców, a ich jest wciąż za mało - dodał Kaleciński.

Według Leszka Waliszewskiego, prezesa FA Krosno, producenta sprężyn gazowych automatyzacja będzie eliminować prostą, powtarzalną pracę. - To dla Polski jedyny kierunek by zwiększać wydajność przez automatyzację. Niestety konkurencja ma wciąż większą wydajność na jednego pracownika, dlatego może płacić więcej pracownikom - powiedział Waliszewski.

- Wiele mówi się o tym, że na polski rynek napływają Ukraińcy i można z nich korzystać. Ale tak naprawdę nie jesteśmy w stanie zatrudnić człowieka z Ukrainy, bo jeśli ma on jechać do Poznania to często wybiera Berlin czy Londyn. Dlatego pracownikom musimy płacić coraz więcej co podnosi nasze koszty, a nasi klienci mentalnie wciąż nie są gotowi płacić nam tyle co np. niemieckiej konkurencji. Ten proces wyrównywania cen potrwa pewnie rok czy trzy, bo wciąż widzimy takie zaszłości - podkreślił z kolei Adam Tychmanowicz.

- A poza tym z moich obserwacji wynika, że informatycy od pewnego poziomu zarobków muszą mieć po prostu fajną pracę i firmę, gdzie robią rzeczy, którymi mogą się pochwalić - dodał.

jc

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: automatyzacja | rozwój biznesu | polska gospodarka | firmy

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM