W Polsce krach na rynku pożyczek społecznościowych nam nie grozi
W Chinach największym światowym rynku pożyczek społecznościowych określanych skrótem P2P od kilku tygodni mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi. W samym lipcu upadło 118 takich platform pozostawiając miliony indywidualnych inwestorów bez pieniędzy, wielokrotnie oszczędności życia. W Polsce rynek ten to margines.
Chiński rynek pożyczek społecznościowych wart jest ponad 190 mld dolarów, a swoje środki w niego zaangażowało około 50 mln indywidualnych inwestorów. Wszystko za przyczyną niskich stóp procentowych oferowanych bankowym depozytariuszom oraz słabym możliwościom finansowania konsumentów i małych firm przez tradycyjne instytucje. Mechanizm działania pożyczek P2P jest prosty - operatorzy takich platform są pośrednikami między osobami, które dysponują kapitałem i podmiotami które go potrzebują. Pożyczanie środków powinno się opierać o zastosowanie właściwych narzędzi czyli głównie algorytmów oceny i rozłożenia ryzyka. Funkcjonowanie takich firm odbywało się jednak do niedawna przy minimalnej kontroli organów nadzorczych - w zasadzie wymagana była tylko rejestracja platformy. Co więcej chińskie władze poprzez wypowiedzi w 2015 roku premiera Li Keqianga i byłego gubernatora Ludowego Banku Chin Zhou Xiao Chuana wspierały innowacyjne sposoby inwestowania i finansowania biznesów, które nie miały historii kredytowej. Wiele firm zebrało od klientów pokaźny kapitał i pośredniczyło w pożyczkach przekraczających łącznie równowartość kilku miliardów dolarów. Kilka weszło nawet na giełdę.
Nic dziwnego, że miliony przedstawicieli rosnącej chińskiej klasy średniej chciały szybko pomnożyć swój majątek. Należała do nich 47-letnia Hang Xue, której zmarły mąż pozostawił pół miliona dolarów i Zhin, 36-letni sprzedawca sprzętu medycznego, który zainwestował równowartość 200 tys. dolarów. Pod presją popytu liczba platform pożyczkowych szybko więc rosła. Według studium singapurskiego banku DBS z czerwca bieżącego roku było ich zaledwie dziesięć w 2010 roku, 3000 pięć lat później, 5 tys. w roku następnym a były miesiące gdy do życia powoływano kilkaset nowych; Wiele prześcigało się oferując klientom dwucyfrowy roczny zwrot na zainwestowanym kapitale, a więc wielokrotnie więcej niż 2 proc. w chińskich bankach i dodając premię za przekazane polecenia firmy rodzinie czy znajomym.
Sygnał ostrzegawczy przyszedł w lutym 2016 roku, kiedy to wskutek defraudacji upadła platforma Euzubo o wartości udzielonych pożyczek opiewających na kwotę 7,6 mld dolarów należących do 900 tysięcy klientów. Firma nie zdołała też wyegzekwować zwrotu łatwo udzielanych pożyczek od tysięcy kredytobiorców, których wpędziła w pętlę zadłużenia. W zasadzie okazała się piramidą finansową. Dlatego chiński regulator zabronił używania środków z pożyczek społecznościowych jako wkładu własnego w kredytach mieszkaniowych i wprowadził wymóg sekurytyzacji aktywów. Skutkiem opisanej sytuacji jak podaje Bloomberg był upadek lub zamknięcie ponad 3000 firm pożyczkowych. Wkrótce wdrożono kolejne wymogi i wydano ostrzeżenia dla inwestorów. Chiński regulator finansowy w postaci Komisji ds. Nadzoru Bankowości i Ubezpieczeń wykazuje daleko posuniętą determinację dot. kontroli firm pożyczek społecznościowych, najmniej regulowanego obszaru tzw. bankowości cienia wartego astronomiczną kwotę 10 bilionów dolarów.
W czerwcu minął termin do którego właściciele platform pożyczkowych mieli wyznaczyć bank powierniczy, który kontrolowałby przepływ funduszy między inwestorami i pożyczkobiorcami, a transfery te miały być w pełni transparentne. Większość firm nie była w stanie spełnić tych wymagań - była zamykana, bankrutowała, w wielu przypadkach ich właściciele po prostu znikli. Do tej sytuacji przyczyniła się też paniczna reakcja depozytariuszy chcących wycofać swoje aktywa - nawet dobrze funkcjonujące platformy nie mogły sprostać tej presji. W przypadku wielu platform wszczęto prokuratorskie dochodzenia. Okazało się, że finansowały własną działalność lub nielegalne biznesy wyprowadzając część pozyskanych środków zagranicę. Dotyczyło to na przykład Yilongcaifu zarządzającej aktywami w wysokości 5,3 mld dolarów.
Już wcześniej prezes chińskiego nadzoru ostrzegał, że oprocentowanie wkładów depozytariuszy powyżej 6 punktów procentowych powinno być traktowane za podejrzane, a powyżej dziesięciu oznacza duże prawdopodobieństwo utraty środków przez inwestorów. Tymczasem średnie oprocentowanie powierzanych platformom P2P wkładów w pierwszej połowie bieżącego roku wynosiło 10,2 procenta. Zarządzanie powierzonymi środkami również pozostawiało wiele do życzenia - większość platform nieefektywnie udzielała pożyczek, a wskaźnik niespłacanych kredytów dochodził nawet do 35 proc. W takich warunkach o zarobku dla inwestorów nie mogło być mowy, co najwyżej byli spłacani z napływu kapitału od nowych, żądnych zarobku inwestorów, jak w klasycznej piramidzie. W lipcu rozgoryczeni ludzie szturmowali biura wielu platform żądając zwrotu pieniędzy - musiała interweniować policja.
Władze próbują zapobiec masowym protestom. Komunikacja w mediach społecznościowych jest kontrolowana lub blokowana chociażby na popularnym komunikatorze WeChat. Najbardziej aktywnym uczestnikom protestów uniemożliwia się zakup biletów lotniczych i kolejowych. Wszechobecny system kamer umożliwiający identyfikację tożsamości daje szansę wczesnego wykrywania potencjalnych zgromadzeń wściekłych inwestorów z całych Chin. Miejsca ewentualnych protestów w Pekinie są kontrolowane przez funkcjonariuszy w cywilu, którzy odprowadzają uczestników zgromadzeń do oczekujących autobusów, które wywożą ich na peryferia podała agencja AFP.
Od strony biznesowej kryzys na rynku platform pożyczkowych służyć będzie oczyszczeniu i konsolidacji rynku. Bank DBS prognozuje, że z pozostałych 1800 graczy pozostanie co najwyżej 300-500 profesjonalnie zarządzanych platform z dominującą pozycją chińskich gigantów technologicznych - głównie spółek należących do Alibaby, Tencenta a przede wszystkim konglomeratu ubezpieczeniowego Ping An, wartego ponad 200 mld dolarów. To właśnie kontrolowany przeze niego najwyżej wyceniany fintech - jednorożec Lufax, powołany do życia w 2012 roku będzie głównym konsolidatorem branży, chociażby dlatego, że posiada dane umożliwiające scoring kredytowy ponad 40 milionów klientów i jest największą platformą pożyczkową świata.
W Polsce, inaczej niż w USA czy W. Brytanii, rynek pożyczek społecznościowych to margines. Nie zyskały na popularności, a dodatkowo prawo ograniczyło możliwość angażowania się w nie osób prywatnych. Praktycznie swój kapitał mogą angażować tylko firmy pożyczkowe. Symptomatyczne, że na początku roku na taki model przeszedł dotychczasowy lider pożyczek P2P - Kokos, należący do operatora płatności Blue Media. Funkcjonuje jeszcze kilka innych firm jak Zakra i eMonero, które oferują niskokwotowe pożyczki społecznościowe. Nieco inną ofertę dla osób poszukujących wyższych stop zwrotu proponuje działający na naszym rynku łotewski fintech - Mintos. Tu klienci mogą inwestować w portfele firm pożyczkowych finansujących podmioty komercyjne. Rynkowi w Polsce potrzeba wyraźnego impulsu, chociażby takiego jak na rynku crowdfundingu gdzie osoby prywatne mogą inwestować w start-upy poprzez platformy inwestycyjne jak Beesfund, a firmy otrzymać od nich nawet równowartość 1 mln euro. Szacuje się, że wartość inwestycji w bieżącym przekroczy pół miliarda złotych - to więcej niż dotychczasowa wartość pożyczek społecznościowych.
Mirosław Ciesielski