Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Polska jest bezpieczną przystanią. Na razie

Kapitał z całego świata odpływa do USA, a tak zwane rynki wschodzące zaczynają trząść się w posadach. Fundamenty polskiej gospodarki są wystarczająco mocne, żeby przetrwać te zawirowania bez większych szkód – twierdzą ekonomiści PKO BP. Na razie, bo na horyzoncie coraz śmielej rysuje się widmo globalnej recesji.

Na razie sytuacja wygląda tak: w USA obniżki podatków i pakiet stymulacyjny nakręciły gospodarkę na bardzo wysoki poziom obrotów. Wzrost tam prawdopodobnie jeszcze przyspieszy z 2,3 proc., które gospodarka osiągnęła w zeszłym roku. To wszystko powoduje, że amerykański bank centralny Fed podnosi stopy procentowe. Od 2015 roku zrobił to już sześć razy i teraz główna wynosi 1,75 proc. Ostatnia podwyżka nastąpiła w marcu, a jeśli gospodarka USA dalej będzie rosła, stopy nadal będą szły w górę. Prawdopodobnie w czerwcu po raz kolejny.

Reklama

- Nie jest to przyspieszenie zdrowe, fundamentalne, bo wspomagane obniżeniem podatków i pakietem stymulacyjnym. Wzrost jest powyżej potencjału, bardzo niskie bezrobocie przekłada się na inflację - mówił na konferencji prasowej Mariusz Adamiak, dyrektor Biura Strategii Rynkowych PKO BP.

Równocześnie rosną obawy o sytuację gospodarek tak zwanych rynków wschodzących, czyli na przykład Chin, Turcji, krajów Ameryki Łacińskiej czy Polski. Powodem są też rozmaite konflikty polityczne oraz bardzo silny wzrost cen surowców, który na co dzień widzimy na stacjach benzynowych. To wszystko powoduje, że inwestorzy wolą wycofywać się z tych krajów, a pieniądze przenosić do USA, gdzie na 10-letnich obligacjach można zarobić już ponad 3 proc. rocznie. Słowem na świecie znowu zaczyna się niepokój.

- Polska ma wystarczająco mocne fundamenty, żeby przetrwać turbulencje w globalnej gospodarce - mówił Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP.

Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że drożeje dolar i to prawdziwe wyzwanie dla krajów, które są po uszy zadłużone w dolarach. Choć polskie zadłużenie zagraniczne jest dość wysokie, to stosunkowo niskie jest w dolarach, bo wynosi tylko 8 proc. PKB. Nawet przy drożejącej amerykańskiej walucie da się to obsłużyć. Argentyna, broniąc się przed ucieczką kapitału i kolejnym bankructwem, musiała podnieść ostatnio stopę procentową do 40 proc. Gospodarki wysoko zadłużone w dolarach mogą mieć prawdziwe kłopoty, łącznie z wybuchem kryzysów walutowych. 

Polskę kłopoty powinny ominąć także dlatego, że w zeszłym roku miała niewielką, ale nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących. Deficyt finansów publicznych spadł do 1,7 proc. PKB. To dwa ważne dla inwestorów zagranicznych wskaźniki, które na tle innych rynków wschodzących wyglądają całkiem dobrze.

Do tego dochodzi jeszcze fakt, że Rada Polityki Pieniężnej nie przeszarżowała z obniżkami stóp, jak się to zdarzyło na przykład na Węgrzech. Coraz częściej ekonomiści mówią, że być może stopy procentowe w Polsce nie wzrosną przez cały obecny cykl koniunktury. 

- Jeśli do tego dodamy brak innych nierównowag w gospodarce, mocną pozycję złotego, brak przelewarowania banków, niski poziom długu sektora prywatnego, to nie należy się obawiać - będziemy bezpieczną przystanią - mówił Piotr Bujak.

- Trend jest wyznaczany na rynkach światowych, ale mocne fundamenty są na ten trend odpowiedzią - dodał.

To oczywiście nie znaczy, że sytuacja na świecie zupełnie nie będzie miała wpływu na Polskę. Światowa gospodarka ma szczyt cyklu dobrej koniunktury już za sobą i Polska także. Wzrost PKB o ponad 5 proc. (5,2 proc. w pierwszym kwartale 2018 r.) w kolejnych kwartałach jest już nie do powtórzenia.

Spowolnienie nie będzie jednak nagłe ani silne. Konsumenci będą podtrzymywać wzrost, prawdopodobnie bardziej solidny wkład dadzą też inwestycje, choć cykl inwestycyjny będzie krótszy niż poprzedni. Co to oznacza? Firmy, które nie zaczęły jeszcze inwestować, mogą w ogóle inwestycji nie zacząć, bo teraz już stopniowo będą odczuwały spadek popytu. Zwłaszcza na polski eksport.

Dlaczego eksport osłabnie? Bo głównym rynkiem dla polskiego eksportu jest Europa, a ta także będzie powoli odczuwać osłabienie koniunktury, o czym już świadczy spadek zamówień w Niemczech.

- Symptomy słabszego popytu eksportowego będą się przekładały na wolniejszy wzrost - mówi kierowniczka zespołu analiz makroekonomicznych PKO BP Marta Petka-Zagajewska.

Wszystko to spowoduje, że polski PKB będzie z kwartału na kwartał rósł coraz wolniej. Ten rok - według prognoz PKO BP - skończy się wzrostem o 4,6 proc., a więc takim samym jak rok ubiegły. W przyszłym roku będzie to o prawie punkt procentowy mniej.

Sytuacja na świecie nie będzie sprzyjać również naszej walucie, giełdzie i obligacjom, choć analitycy PKO BP nie wykluczają, że złoty, który już mocno osłabł w tym roku, jeszcze się trochę osłabi, giełda ma szansę nieco odbić, ale rentowności obligacji nieco wzrosną, by uciekać przed rosnącymi rentownościami papierów amerykańskich.

Co ważne, analitycy PKO BP uważają, że oczekiwania wzrostu płac nie będą już bardziej narastać, a wynagrodzenia będą rosły w tempie 6-7 proc. rocznie, czyli takim jak obecnie. Problemem pozostaje oczywiście brak rąk do pracy, tym bardziej, że tempo napływu do Polski pracowników z Ukrainy słabnie, a aktywność zawodowa Polaków jest najniższa od trzech lat. Ale wzrost aktywności zawodowej to pewna rezerwa dla rynku pracy. Trzeba tylko umieć ją wykorzystać.  

Wyniki I kwartału pokazały, jak bardzo rosnące koszty pracy ciążą spółkom giełdowym - mówi Emil Łobodziński, doradca inwestycyjny w Domu Maklerskim PKO BP. Choć ich przychody ze sprzedaży generalnie rosną, galopują koszty, a szczególnie koszty pracy. To z kolei powoduje, że spadają marżę. Spółki zapowiadają, że będą podnosić ceny. I to im się nie udaje.

- Spółki mają bardzo duży kłopot z podnoszeniem cen. Gdy je podniosą, to okazuje się, że z popytem jest gorzej - powiedział Emil Łobodziński.

Zakaz handlu w niedzielę na część firm już wpłynął niekorzystnie, ale - co istotne - nie na duże sieci sprzedaży detalicznej. Na razie widać to najbardziej w spółkach odzieżowych, takich jak CCC czy LPP. Pozostaje im coraz szybciej przenosić sprzedaż do Internetu. Tę - generalnie korzystną - zmianę zakaz handlu w niedzielę na pewno przyspieszy.  

Prawdziwe kłopoty dla gospodarki mogą zacząć się gdzieś około 2020 roku, choć precyzyjnie ich skali nie można jeszcze przewidzieć. Najdłuższy cykl znakomitej koniunktury w USA musi się kiedyś skończyć. Tym bardziej, że już teraz gospodarka pracuje na silnych dopalaczach, których oddziaływanie przecież się wyczerpie. Czy to będzie akurat w 2020 roku? To nie jest pewne. Może rok wcześniej, a może rok później.

- W długoterminowym scenariuszu zakładamy spowolnienie globalnego wzrostu, nawet płytką recesję w USA w 2020 roku. To będzie odczuwalne również w Polsce - powiedział Piotr Bujak.

Globalna dekoniunktura rzecz jasna nie ominie Polski. Od czego zależą jej skutki? Od tego, czy rządowi uda się utrzymać ściągalność podatków na wysokim poziomie. Od wykorzystania środków unijnych w tej perspektywie, gdyż bardzo wzmacniają nasze fundamenty, i od tego, o ile mniej funduszy dostaniemy w kolejnej. Czy wraz z pogorszeniem koniunktury deficyt budżetowy nie wymknie się spod kontroli? Czy w gospodarce światowej nie zapanuje protekcjonizm? Czy wydajność pracy będzie choć trochę nadążać za płacami? Czy wreszcie ich silny wzrost nie spowoduje, że przyspieszy inflacja? To tylko niektóre z najważniejszych pytań.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | inflacja | deficyt budżetowy | zarobki

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM