Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Nasz potencjał rozwoju wcale się nie wyczerpał

Możliwości rozwoju Polski są jeszcze dalekie od wyczerpania. Trudno będzie je jednak wykorzystać bez napływu kapitału z zagranicy. Warunkiem koniecznym do tego, żeby nasza zamożność rosła, jest dalsza stała poprawa produktywności. Kapitał i produktywność to dwie strony tej samej monety.

Raport firmy doradczej Deloitte i Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo Handlowej (AHK) "Inwestycje w Polsce. Niewyczerpany potencjał" opisuje obie strony tej monety. Na jej rewersie - pokazuje dlaczego inwestorzy zagraniczni przychodzili do naszego kraju i dlaczego powinni dalej przychodzić. Na awersie - ile skorzystaliśmy na tym i ile możemy jeszcze skorzystać w przyszłości.

Stabilnie jak w Polsce

Przyjrzyjmy się najpierw rewersowi. Jeśli popatrzymy z dłuższej perspektywy na cały okres po transformacji, to okazuje się, że Polska jest znacznie bardziej stabilnym krajem niż wynikałoby to z oceny agencji ratingowych czy też rynków finansowych. Bardziej docenia nas kapitał, który buduje tu fabryki.   

Reklama

Bo jest za co. Polska przez ćwierć wieku miała najbardziej stabilny wzrost gospodarczy, najwyższy w całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej, a w dodatku nawet gdy Europa pogrążała się w recesji, polska gospodarka dostawała zaledwie zadyszki.

To znaczy - mówiąc uczonym językiem - polski wzrost miał niewielkie odchylenia standardowe. Średnie tempo wzrostu PKB Polski w latach 1995-2015 wyniosło 4,1 proc. rocznie, a licząc na głowę, wziąwszy pod uwagę parytet siły nabywczej - było to 6 proc. Średnie odchylenia od tej ścieżki w górę lub w dół wynosiły zaledwie 1,86 punktu proc. Rośniemy równie stabilnie jak Wielka Brytania czy Austria, ale znacznie szybciej.

Czemu to zawdzięczamy? Niemieccy inwestorzy, którzy ulokowali u nas prawie 136 mld zł, uważają, że zawdzięczamy to na pewno prowadzonej przez bank centralny polityce pieniężnej, określanej jako "konserwatywna", a więc nieskłonna do sztucznego wspomagania gospodarki. Drugi powód to skuteczny nadzór finansowy, który zapobiegał powstającym gdzie indziej rozdętym bańkom spekulacyjnym, a potem ich dotkliwym pęknięciom.

W oczach zagranicznych inwestorów jest spory związek pomiędzy stabilnością wzrostu PKB a jakością polityki gospodarczej i instytucji. A te działały przyzwoicie. Wreszcie po tym, jak Polska weszła do Unii Europejskiej, zmniejszyły się koszty przepływu osób, kapitału, dóbr i usług. Sprzyjało to zmniejszeniu się ryzyka politycznego oraz bardzo ważnego z punktu widzenia inwestycji ryzyka - że regulacje mogą się gwałtownie zmieniać. Co więcej, wejście do Unii wymagało poprawiania prawa - na przykład dotyczącego konkurencji czy pomocy publicznej - i Polska poprawiała je dobrze.  

Jaki był tego efekt? Wartość ulokowanych bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce wyniosła 712 mld zł, czyli równowartość 45 proc. naszego PKB. Niemal 230 mld zł napłynęło do przemysłu i te właśnie pieniądze jak dotąd najlepiej pracowały.

Do tego obrazu można dodać tylko jedno. Polska mogłaby przyjmować znacznie więcej inwestycji z zagranicy. Choć były tak istotne dla wzrostu gospodarki, stanowiły w latach 2004-2015 średnio 2,8 proc. PKB rocznie, a więc znacznie mniej niż inwestycje w Bułgarii czy na Węgrzech w porównaniu do PKB tych państw. Po kryzysie, w latach 2010-2015 inwestycje zagraniczne wszędzie się zmniejszały. Ich udział w polskim PKB obniżył się do 2,1 proc., ale pozwoliło to wyprzedzić Słowację i Rumunię, gdzie zmniejszyły się jeszcze bardziej. 

Pozytywne efekty inwestycji

Co widzimy na awersie? Polska ma wciąż duże przewagi konkurencyjne, także w regionie, które widzą zagraniczni inwestorzy.

Pierwsza to wciąż korzystna relacja produktywności pracownika do kosztów zatrudnienia.

Druga to jakość edukacji, zwłaszcza w naukach ścisłych, technicznych i informatycznych.

Trzecia - kapitał zainwestowany w Polsce daje bardzo przyzwoite stopy zwrotu. Tak zwana krańcowa produktywność kapitału, czyli to jaką dodatkową produkcję można osiągnąć dzięki każdej zainwestowanej złotówce, jest od 2006 roku najwyższa w Europie i cztery razy wyższa niż w krajach strefy euro.

W sumie dzięki inwestycjom zagranicznym nasz PKB rósł szybciej. Ale nie tylko to. Ponieważ przyciągały pracowników, przynosiły nowe technologie i wiedzę, poprawiała się także produktywność. A w końcu zwiększał się też potencjał do dalszego wzrostu produkcji.

Według badań Międzynarodowego Funduszu Walutowego produktywność pracy w Polsce w latach 2000-2013 zwiększyła się z 49 proc. do 70 proc. średniej w Unii. Wbrew pozorom nie dlatego, że pracowaliśmy więcej. Pracowaliśmy lepiej dzięki lepszej organizacji pracy i lepszym technologiom, które trafiały głównie do przemysłu.

Jaka z tego wszystkiego może wynikać przyszłość? Pomimo dwukrotnego wzrostu w ciągu ostatnich lat w Polsce wciąż na jednego pracującego przypada bardzo mało kapitału. Jest to 55,1 tys. euro, znacznie więcej niż w Bułgarii czy Rumunii, odrobinę więcej niż na Węgrzech i Słowacji, ale prawie dwa razy mniej niż w Czechach, a 3-4 razy mniej niż na Zachodzie. Możliwości wzrostu są tu więc bardzo duże, trzeba tylko dbać o to, żeby do Polski napływał kapitał.

Pytanie o przyszłość

Niestety wzrost produktywności zwolnił. Produktywność to stosunek wartości ostatecznej całkowitej produkcji do zaangażowanych w jej wytworzenie pracy plus kapitału. W latach 2010-2015 wskaźnik produktywności rósł zaledwie o 0,8 proc. rocznie, gdy w latach 1995-2015 o blisko 1,7 proc. I właśnie z powodu słabszego wzrostu produktywności cała polska gospodarka rośnie od 2010 roku wolniej przez poprzednie półtorej dekady.

Ale to wcale nie znaczy, że produktywność nie może rosnąć znacznie szybciej. Wystarczy spojrzeć na przykład Rumunii. Tam starzenie się społeczeństwa i emigracja osłabiają wzrost gospodarki, napływ kapitału jest wciąż umiarkowany, a produktywność rośnie o 3,6 proc. rocznie. Gdyby w Polsce produktywność rosła szybciej, inwestycje w naszym kraju byłyby nadal nie mniej opłacalne niż były do tej pory. Jak go osiągnąć?

Właśnie dzięki inwestycjom zagranicznym. Poprzez import technologii, wiedzy, nowych umiejętności, know-how. Do tego potrzebna jest także poprawa efektywności rynków, silna ochrona konkurencji oraz wspomaganie innowacyjności.

- Mamy rzeszę świetnie wykształconych ludzi, inżynierów, którzy są w stanie zaadresować potrzeby właściwie każdego sektora gospodarki. Chodzi o to, żeby ich wiedzę wykorzystać. Możliwe jest to dzięki znalezieniu dla nich dostępu do know-how. W rodzimych firmach nie ma go dostatecznie dużo na najwyższym światowym poziomie, więc trzeba go szukać w firmach zagranicznych, które u nas inwestują - mówi Interii Michał Turczyk, dyrektor w Deloitte, lider zespołu ds. innowacji i zachęt inwestycyjnych.

Nie wszystkie inwestycje zagraniczne są tyle samo warte. Gdy na początku transformacji, a także w późniejszych latach bezrobocie w Polsce było olbrzymie, każdy kto dawał pracę wydawał się być bezcenny. Teraz zaczyna się liczyć praca wysokiej jakości. A taka jest właśnie wysoce produktywna. W ten sposób koło korzyści się domyka.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM