Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Lepiej mieć nadzieję, że Brexitu nie będzie

Eksporterzy i importerzy nie mają się na razie czego obawiać – nawet jeśli dojdzie do najtwardszej wersji Brexitu. Ale finansiści – ci mają prawdziwe kłopoty. A kiedy finansiści mają kłopoty, to niestety wszyscy inni wraz z nimi. I razem z nimi wszyscy będą ponosić koszty Brexitu, choć zupełnie jeszcze nie wiadomo, jakie one będą.

Zacznijmy od handlu z Wielką Brytanią. Choć handel międzynarodowy to zagadnienie, które wydaje się dość skomplikowane, tu sprawa może być stosunkowo prosta. Jedno jest pewne - jakiekolwiek nie byłyby warunki Brexitu, będą one takie same dla wszystkich państw Unii. A dla państw Unii nie mogą być gorsze niż dla całej reszty świata, gdyż reguluje to porozumienie Światowej Organizacji Handlu (WTO). 

Maksymalne stawki celne WTO stosowane przez Wielką Brytanię na towary z Unii i przez Unię na towary z Wielkiej Brytanii to najgorsze rozwiązanie możliwe w przypadku najtwardszego Brexitu. A ten nastąpi wtedy, gdy Unia i Wielka Brytania po dwóch latach negocjacji rozpoczętych w marcu tego roku nie osiągną żadnego porozumienia. Ten wariant "twardego" Brexitu jest obecnie najbardziej prawdopodobny.

Reklama

- Unijny zespół negocjacyjny jasno mówi, że jeśli nie będzie porozumienia, to w marcu 2019 roku nastąpi twardy Brexit. I dopiero potem będą negocjacje - mówił podczas XVII Forum Ekonomicznego w Krynicy przewodniczący Rady Brytyjskich Izb Handlowych w Europie David Thomas.

Nawet w tej niekorzystnej sytuacji dla polskiego eksportera na brytyjski rynek niewiele się zmieni, choć jego towary będą tam droższe, bo obciążone cłami. Tak samo będą jednak obciążone towary z wszystkich innych państw Unii. Oczywiście - nasz eksporter nie będzie miał wtedy już przewagi cenowej na konkurentami z innych państw.

Na razie spokój

Analitycy banku BZ WBK napisali w opracowaniu poświęconym skutkom Brexitu, że do tej pory nie widać jego wpływu na wyniki polskiego eksportu do Wielkiej Brytanii. Według nich brytyjska propozycja okresu przejściowego może spowodować, że eksport będzie nadal rósł.

Przypomnijmy, że brytyjski rząd przedstawił propozycję, zgodnie z którą Wielka Brytania w marcu 2019 roku formalnie opuści Unię Europejską, ale maksymalnie przez trzy kolejne lata będzie prowadzić handel z krajami UE na dotychczasowych zasadach. Ostatnio premier Theresa May zaproponowała, żeby taki okres przejściowy potrwał około dwóch lat.

Dane GUS pokazują, że polski eksport do Wielkiej Brytanii systematycznie rośnie od trzech kwartałów, a w II kwartale tego roku osiągnął 3,13 mld euro. Jedynie lekko osłabł w III kwartale zeszłego roku do 2,99 mld euro. Wielka Brytania z udziałem 6,4 proc. jest trzecim z kolei odbiorcą polskiego eksportu po Niemcach i Czechach.

Z kolei ten, kto importuje, musi rozważyć, czy nie powinien zastąpić towarów sprowadzanych z Wielkiej Brytanii innymi, z innych krajów. Dlatego, że cła będą obowiązywać także przy wwożeniu towarów do Unii, co może podnieść ich ceny. Na liście państw, z których importujemy, Wielka Brytania jest dopiero na 10 miejscu, z udziałem 2,3 proc. Wartość polskiego importu z Wysp wyniosła w I półroczu tego roku prawie 2,3 mld euro. W sumie pozostało dość dużo czasu, żeby podjąć decyzje o zmianie dostawców.

Gdyby relacje gospodarcze kończyły się na wymianie handlowej, świat byłby bardzo mało skomplikowany. Ale prawdziwe problemy zaczynają się przy finansowaniu handlu czy inwestycji, przy wielkich międzynarodowych transakcjach. Kluczowe znaczenie ma tutaj bankowość hurtowa, transakcje zabezpieczające instrumentami pochodnymi i rynek kapitałowy. Ich światowym centrum jest Londyn.

Łączne aktywa banków działających w Londynie wynoszą 10,2 biliona euro, z czego 5,2 biliona przypada na bankowość hurtową - przeanalizował brukselski Instytut Bruegel. Bankowość hurtowa to finansowanie fuzji i przejęć, organizacja emisji akcji i papierów dłużnych oraz wielkie kredyty konsorcjalne. W Londynie działa 20 największych banków inwestycyjnych świata i skoncentrowane jest właśnie tam ok. 80 proc. całego europejskiego rynku tego typu transakcji.

Kiedy polska firma, eksporter lub importer chce zabezpieczyć kurs wymiany walut, zawiera umowę z polskim bankiem. Ale ten zawiera odpowiedni kontrakt z bankiem w Londynie. Co więcej, to właśnie tam, a nie we Frankfurcie, rozliczanych jest najwięcej, bo 43 proc., wszystkich transakcji natychmiastowej wymiany euro na inne waluty pomiędzy bankami. Może okazać się, że gdy Wielka Brytania wyjdzie z Unii, rynek w Londynie będzie znacznie mniej dostępny dla europejskich instytucji finansowych, a tym samym dla ich klientów.

Wynika z tego, że transakcje, które teraz zawierane są w City, powinny zostać przeniesione na Kontynent. Oczywiście wraz z instytucjami finansowymi, które ich dokonują. Europejski Bank Centralny już postawił warunki, jakie będą musiały spełniać globalne banki, gdy będą chciały działać bezpośrednio w strefie euro. Nie mogą to być żadne "wydmuszki", tylko silne instytucje, dobrze wyposażone w kapitał.

- Gdy Wielka Brytania wyjdzie z Unii, to największy rynek kapitałowy też z niej wyjdzie. Uczestnicy rynku w Londynie muszą się przenieść się na teren Unii - mówił podczas krynickiego Forum Steven Maijoor, szef europejskiej agencji ESMA nadzorującej rynki kapitałowe.

Setki umów do zmiany

Tylko że okres przenoszenia się będzie równocześnie okresem sporego zamieszania, a tym samym wyższych kosztów transakcji. I to wszystkich i dla wszystkich. Polski eksporter, który będzie chciał zabezpieczyć kurs walutowy, zapłaci za to drożej. Polski emitent obligacji na międzynarodowe rynki - również. Wielkie polskie przedsiębiorstwa, gdy będą chciały zaciągnąć długoterminowy kredyt inwestycyjny, przekraczający możliwości polskich banków - także. W podobnej sytuacji mogą być też ci, którzy zaciągnęli kredyty we frankach i będą je wtedy dalej spłacać. Oczywiście tak samo będzie w całej Europie. 

Ale jest też inna możliwość, wcale nie lepsza - wynika z rozmów, jakie w instytucjach finansowych całej Unii przeprowadziła Rada Brytyjskich Izb Handlowych w Europie. David Thomas mówił, że kontynentalne instytucje zastanawiają się nad przeniesieniem swojej działalności hurtowej do Londynu. Ta sytuacja wcale nie byłaby lepsza dla europejskich firm - finansowania ich inwestycji oraz handlu.    

- Banki w Unii mają słabe bilanse, a trzeba będzie dużo zapłacić, żeby przenieść obroty do banków brytyjskich. To może spowodować kłopoty z finansowaniem dla firm europejskich - powiedział David Thomas.

Wszystko to i tak byłoby stosunkowo małym problemem. Największy jest taki, że Wielką Brytanię oprócz Traktatu zakotwicza w Unii 750 różnych umów. Wszystkie je trzeba rozwiązać, renegocjować i zastąpić innymi. Na razie nie sposób nawet policzyć, kto i ile na tym straci. Nie mówiąc już o tym, że same negocjacje mogą potrwać nie 2 czy 4, ale kilkanaście lat.

- Wspólny rynek był integrowany przez minione 40 lat. Teraz w okresie dwóch lat musimy go rozmontować. Czy to możliwe? - mówił Steven Maijoor.

Prawdopodobnie niemożliwe i w tym właśnie coraz częściej liczni politycy pokładają nadzieję, że do Brexitu w ogóle nie dojdzie. Ostatecznie, jeśli porozumienie nie zostanie osiągnięte, rząd brytyjski mógłby powiedzieć - zgodnie zresztą z prawdą - iż warunki są tak złe, że nie sposób ich przyjąć. Wtedy kolejne referendum mogłoby odwołać decyzję z ubiegłego roku.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: brexit | handel zagraniczny | eksport | Wielka Brytania

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM