Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Gospodarka będzie się już kręcić wolniej. Dlaczego?

Polska gospodarka szczyt koniunktury ma za sobą, a wzrost PKB spowolni z 4,5 proc. obecnie do niespełna 2,9 proc. w 2021 roku – prognozuje grono ekonomistów dla Europejskiego Kongresu Finansowego. Powód zagrożeń dla wzrostu nie jest już tylko taki, że na całym świecie będzie też nieco gorzej.

Prognozy sporządzone dla EKF to zupełna nowość w Polsce. Dlaczego? Gdyż w dyskusji nad nimi wzięło udział aż 29 wybitnych specjalistów od makroekonomii, głównie z największych banków, instytucji nadzorczych i regulacyjnych, firm doradczych i naukowców. Co ważne, eksperci wyrażali w swoich analizach własne poglądy, a nie instytucji, dla których pracują. Co więcej - przedstawili nie tylko prognozy, ale ich dogłębne uzasadnienie. A w ślad za tym rekomendacje, także ogłoszone przez EKF. 

- Są to średniookresowe prognozy, do roku 2021. Wraz z nimi przedstawiamy największe wyzwania dla rozwoju gospodarczego, koniunktury oraz rekomendacje ekspertów. Spojrzenie makroekonomiczne na to, co się dzieje w Polsce jest czymś nowym i nie było do tej pory praktykowane - mówił podczas czerwcowego Kongresu w Sopocie profesor Leszek Pawłowicz, dyrektor Gdańskiej Akademii Bankowej, która koordynuje prace EKF.

Reklama

Prognozy ekonomistów mówią jednoznacznie - w najbliższych trzech latach nastąpi spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego. Szczyt koniunktury osiągnęliśmy w latach 2017-2018 i właśnie mija. Polska gospodarka będzie nadal się szybko rozwijać, jednak wolniej niż w poprzednim i w tym roku.

- Okres bardzo dobrej koniunktury się kończy. Nikt w zasadzie nie przewiduje, że będzie lepiej. Jest pewien consensus, który przewiduje, że nie będzie źle, ale wskutek globalnego spowolnienia nie należy spodziewać się takiego tempa wzrostu, jak w tej chwili - powiedział prezentując prognozy Leszek Pawłowicz.

- Nic strasznego w najbliższych trzech latach - zdaniem makroekonomistów - nas nie spotka - dodał.

Gospodarka jednak zwolni. Jak bardzo? Najwięcej zależy od tego, co będzie się działo u naszych głównych partnerów handlowych. Spowolnienie wzrostu na świecie, w Unii czy w Niemczech to najważniejsze źródło ryzyka dla naszego rozwoju.

- Główne zagrożenie to pogorszenie koniunktury u głównych partnerów handlowych Polski, Waga tego czynnika jest największa i prawdopodobieństwo dosyć duże - mówił główny ekonomista firmy doradczej EY Marek Rozkrut, który zebrał i opracował prognozy.

Nie znamy jednak odpowiedzi na bardzo ważne pytanie. Jak silne może być pogorszenie u naszych partnerów handlowych? Może wynikać tylko z tego, że cała gospodarka światowa po prostu wchodzi w taki cykl. Ale nie jest wcale pewne, czy nie zdarzy się coś więcej i na dodatek znacznie gorszego.

- Pogorszenie u głównych partnerów musi nastąpić, ale boje się wydarzenia nagłego, zatrzymania trybów gospodarki globalnej. To mogłoby się przełożyć na nastroje konsumpcyjne w Polsce, a miałoby konsekwencje dla waluty, budżetu, deficytu, kosztów finansowania - mówił podczas debat makroekonomicznych Kongresu Marcin Mrowiec, główny ekonomista banku Pekao.

Nazwijmy tę groźbę po imieniu. Niektórzy ekonomiści mówią, że już pora jej się bać. Ma na imię protekcjonizm, a objawia się pod postacią wojen celnych, jakie prezydent USA Donald Trump rozpoczął z Unią Europejską, Kanadą czy Chinami. W przypadku Unii na razie chodzi o stal i aluminium oraz samochody. O ile nasz eksport stali czy aluminium do USA jest zupełnie bez znaczenia, to już w przypadku przemysłu motoryzacyjnego polskie przedsiębiorstwa są ważnym poddostawcą wielkich europejskich koncernów.   

- Protekcjonizm jest niedoceniany zwłaszcza jeśli chodzi o Polskę mimo, że wartość eksportu przekroczyła 50 proc. PKB (...) W przypadku motoryzacji pojawiają się zagrożenia pośrednie, bo w Polsce odbywa się produkcja części, akcesoriów i komponentów. W Unii w tym sektorze zagrożonych jest ok. 600 tys. miejsc pracy, w Polsce ok. 25 tys. To również powinniśmy brać pod uwagę - mówił Grzegorz Sielewicz z firmy Coface zajmującej się ubezpieczaniem należności.

Ale nie znaczy to, że tylko za granicą czają się niebezpieczeństwa, a w kraju nie mamy swoich, rodzimych. Na dodatek niektóre z barier dla rozwoju szybko rosną. Eksperci EKF uważają, że najbardziej będzie ograniczać nasz rozwój za mała dostępność pracowników. Wynika ona z niekorzystnych zmian demograficznych, czyli po prostu tego, że nasze społeczeństwo się starzeje oraz z niewystarczającej migracji. To niestety nie jest niebezpieczeństwo jedyne.

Na ogół prognozy ekspertów Kongresu na najbliższe trzy lata były dość zgodne. Co do jednego mocno się różnili. Chodzi o to czy inwestycje w Polsce będą dalej rosły, czy też ich wzrost zahamuje. A jak wiadomo po kilku latach bardzo słabych w zeszłym roku inwestycje nieco drgnęły, a w tym roku średnia prognoz przewiduje ich wzrost o 8,1 proc.

Niestety, na następne lata prognozowany jest spadek ich tempa wzrostu. A z tego wniosek jest jeden - potrzeba zdecydowanych działań rządu na rzecz zwiększenia atrakcyjności inwestycyjnej Polski dla kapitału prywatnego. Trzeba przy tym pamiętać, że nawet aktualny wzrost inwestycji, który nastąpił po latach stagnacji, sprawił tylko, iż ich udział w PKB wynosi ok. 17 proc., gdy w "Strategii odpowiedzialnego rozwoju" uznano, iż powinien wynosić ok. 25 proc. PKB.

- Bez dostępu do zasobów oszczędności w krajach wysoko rozwiniętych możemy nie sfinansować rozwoju - mówił Kamil Liberadzki z SGH.

Wśród ekspertów EKF nie ma pełnej zgody co do tego, jak bardzo tempo inwestycji zwolni w najbliższych latach. Średnia prognoz mówi o spowolnieniu wzrostu do 4,6 proc. w 2021 roku. Optymiści przewidują, że może być to nawet prawie 7 proc., ale pesymiści sądzą, że wzrost nie będzie większy niż 2,5 proc.

Jeśli nawet inwestycje przez najbliższe trzy lata będą ślamazarne, to też bardzo tego nie odczujemy. Na razie, bo w dłuższym terminie konsekwencje tego dla Polski będą opłakane. Bo równocześnie słabe inwestycje i brak rąk do pracy tworzą mieszankę wybuchową, która kiedyś, w przyszłości eksploduje. Inwestycje - w robotyzację czy automatyzację produkcji - są jedyną szansą dla firm w czasach, kiedy zaczyna brakować pracowników, a zwłaszcza tych tanich. 

- Możemy bronić się zwiększając wydajność pracy, ale do tego kluczowe są inwestycje. Myśleliśmy, że brak rąk do pracy wymusi zwiększenie automatyzacji produkcji - mówiła ekonomistka banku PKO BP Marta Pietka-Zagajewska.

Niestety - to się nie dzieje. Jest dokładnie odwrotnie.

- Firmy mówią, że brak rąk do pracy jest elementem hamującym inwestycje - dodała ekonomistka.

To błędne koło. Firmy nie inwestują, gdyż brak im pracowników. Brak inwestycji będzie pogłębiał skutki braku pracowników, a skoro ich nie będzie, to dalej nie będzie inwestycji. Mądra polityka gospodarcza mogłaby pomóc to błędne koło przerwać. 

O ile, co do osłabienia tempa wzrostu inwestycji nie było zgody, to ekonomiści nie mają wątpliwości, że przez najbliższe trzy lata konsumenci będą nadal wydawać sporo pieniędzy. To znaczy, że konsumpcja prywatna będzie nadal ciągnąć gospodarkę. Sprzyjać temu będzie niskie bezrobocie i wzrost płac. Ale konsumpcja nie będzie rosła już tak szybko, jak do tej pory, czyli o 4-5 proc. rocznie. Wzrost zmniejszy się prawdopodobnie do ok. 3 proc. w 2021 roku. Pod tym względem eksperci mają zupełnie zbieżne poglądy.

Natomiast szybki wzrost kosztów pracy może ograniczyć konkurencyjność polskich przedsiębiorstw i eksport - ostrzegają. Nie mają też wątpliwości, że import będzie rósł szybciej niż eksport, a to spowoduje, że zwiększy się deficyt na rachunku bieżącym.

Eksperci pytani przez EKF zgodnie przewidują wzrost inflacji w Polsce. Na razie nie widać powodów, żeby miał on być gwałtowny. Mediana prognoz wskazuje na przejściowe nieznaczne przekroczenie celu inflacyjnego NBP w 2020 roku, a następnie powrót inflacji do celu wynoszącego 2,5 proc.

W związku z tym jednak oczekują wzrostu podstawowej stopy NBP - średnio do 2,34 proc. w 2021 roku - i stawki WIBOR, która jest podstawą oprocentowania zdecydowanej większości kredytów konsumpcyjnych i mieszkaniowych. Prognozują, że WIBOR 3M może wzrosnąć z obecnych 1,7 proc. do 2,6 proc. A to oznacza znaczny wzrost ceny kredytów.

"Ryzyko wzrostu stóp procentowych jest obecnie w Polsce niedoceniane" - napisał EKF w podsumowaniu prognoz.

- Z prognoz widać, że dzisiejszy układ całkowicie się odmieni. Wzrost będzie spowalniał, będzie narastała presja inflacyjna. To będzie duże wyzwanie dla polityki pieniężnej, bo stopy wzrosną w obliczu słabego wzrostu i narastającej inflacji - mówił główny ekonomista banku Millennium Grzegorz Maliszewski.

W sektorze finansów publicznych prognozy przewidują wzrost deficytu z 1,7 proc. w 2017 roku do ponad 2,8 proc. w 2021 roku oraz wzrost rentowności polskich obligacji pięcioletnich do 3,37 proc. w 2021 roku. To z kolei zwiększy koszty obsługi zadłużenia przez budżet państwa.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM