Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Globalny bank będzie z Polski tropił przestępców

Brytyjski bank Standard Chartered, działający na całym świecie, otworzył w Warszawie centrum usług, z którego na początek ok. 90 ludzi będzie tropić próby przestępstw finansowych w jego globalnej sieci. To pierwsze takie centrum tej instytucji poza Azją – poinformowali przedstawiciele banku.

Standard Chartered, jedna z największych międzynarodowych instytucji bankowych z przeszło 150-letnią historią. Działa w 60 krajach. W warszawskim centrum pracę zaczęło już ok. 90 osób, do końca roku planowane jest zwiększenie zatrudnienia do 150 osób, a w dalszych planach na kolejne lata - aż do 750.

W warszawskim biurze bank nie będzie sprzedawał kredytów, przyjmował depozytów ani też obsługiwał przedsiębiorców. Nie będzie to też typowa praca informatyków czy księgowych. Oddział będzie dla całej globalnej instytucji świadczył najbardziej wyspecjalizowane usługi polegające na zapobieganiu przestępczości finansowej. A także na zarządzaniu zasobami ludzkimi, łowieniu talentów, zapewnianiu cyberbezpieczeństwa. Bank szukał lokalizacji dla swojego centrum w całej Europie.

Reklama

- Szukaliśmy miejsc dających wartość dodaną, z utalentowanymi ludźmi, ważna była edukacja i wykształcenie, zrobiliśmy due dilligence jeśli chodzi o doświadczenie i okazało się, że w Warszawie ludzi znających się na usługach finansowych mogliśmy znaleźć - powiedział na konferencji prasowej Stephen Sheridan dyrektor ds. operacyjnych banku na Europę i Ameryki.

Walka z przestępczością finansową to wielkie wyzwanie dla banków. O ile z wyłudzeniami sobie coraz lepiej radzą, potrafią też coraz lepiej bronić się przed cyberprzestępcami, to znacznie gorzej im idzie z przeciwdziałaniem praniu brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu.

Zamienić bank w pralnię - a zwłaszcza wielki, działający globalnie - jest niezmiernie łatwo - pokazują raporty europejskich instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo systemu finansowego, jak Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA). Ostatnio skandal goni skandal, a większość z nich ujawniana jest przez amerykańskie władze. Europa na razie jest niemal bezbronna.

W tym roku łotewski bank ABLV został oskarżony przez USA o pranie brudnych pieniędzy, a następnie zamknięty. Przy tej okazji stanowisko stracił prezes banku centralnego Łotwy Ilmars Rimsevics, równocześnie członek Rady Prezesów Europejskiego Banku Centralnego. Pikanterii sprawie dodaje jeszcze fakt, że EBC nic o tych ciemnych sprawach nie wiedział aż Amerykanie rozlali mleko.

Niedawno duński Danske Bank został oskarżony o pranie brudnych pieniędzy w swojej spółce w Estonii. We wrześniu holenderski ING musiał zapłacić 775 mln euro kary za niestosowanie się do przepisów o zwalczaniu prania brudnych pieniędzy i finansowania terroryzmu.

Skala procederów jest olbrzymia. Jeden wybitnych polskich bankowców uważa, że nasi frankowicze zawdzięczają swoje kłopoty... rosyjskim oligarchom i mafiozom. Do czasu agresji Rosji na Ukrainę trzymali oni swoje pieniądze na ogół w dolarach i w euro. Po wprowadzeniu sankcji zaczęli przenosić je do Szwajcarii. Tamtejszy bank centralny tego naporu gotówki po prostu nie wytrzymał i w 2015 roku postanowił dłużej nie bronić kursu franka.

Nie tak dawne zamachy terrorystyczne w Paryżu czy Brukseli otworzyły też oczy władz europejskich krajów na wykorzystywanie banków do finansowania terroryzmu. Gdyby w tej mierze system finansowy działał tak, jak należy i wychwytywał podejrzane transakcje, być może nie dochodziłoby do takich tragedii.

Najpóźniej w połowie 2017 roku państwa Unii miały wprowadzić dyrektywę AMLD IV, która zaostrza przepisy dotyczące tego, jak banki mają zwalczać przestępczość finansową. Szło to jednak bardzo opornie. Obowiązuje jednak odpowiednie rozporządzenie i zaczyna być ono egzekwowane. Ostatnio EBC zwracał uwagę, że Unia potrzebuje międzynarodowej agencji do zwalczania tego typu przestępstw. 

Nic dziwnego, że banki angażują coraz więcej środków w to, żeby dostosować się do prawa i wykrywać przestępcze operacje. Do wyławiania ich z milionów przelewów w globalnej sieci, wpłat i wypłat pieniędzy, identyfikowania beneficjentów transakcji - angażowane są przede wszystkim algorytmy i sztuczna inteligencja. One jednak tylko zwracają uwagę, zgodnie z zapisanymi regułami na to, co wygląda podejrzanie. Prawdziwej analizy musi dokonać człowiek. To zadanie bardzo wymagające. Standard Chartered prowadzi takie operacje w swoim centrum w Indiach. Teraz przyszła pora na Warszawę.

- Rozwój naszego centrum bazuje na rekrutacji z bogatej lokalnej bazy talentów. Znaleźliśmy tu bardzo wysoko wykwalifikowanych i zdolnych ludzi z dużymi możliwościami rozwoju - powiedziała Rowena Everson, dyrektor zarządzająca globalną spółką usług biznesowych Sandard Chartered.

Na ostatniej prostej bank zastanawiał się nad lokalizacjami dla centrum także w Bukareszcie i Krakowie. Kraków jednak przegrał, a przedstawiciele instytucji mówią, że ważnym argumentem była bliskość lotniska na Okęciu, skąd dojechali do siedziby w centrum Warszawy w 15 minut. Na dodatek wiadomo - bankowcy nie łamią przepisów.

Standard Chartered zatrudnia w swoich centrach biznesowych głównie ludzi młodych, z 4-5 letnim doświadczeniem i takich wciąż szuka w Warszawie. Przeciętna wieku pracowników w Azji (Indie, Indonezja i Chiny) wynosi 32 lata. Pracuje w nich w sumie 21 tys. osób.

- Mamy tu plany na następne dziesięć lat - powiedziała Rowena Everson.

W strukturach polskiej spółki powstaje m.in. jednostka odpowiedzialna za pozyskiwanie talentów, która na początek będzie rekrutować do warszawskiego biura, a z czasem także ludzi z Unii Europejskiej, USA, Bliskiego Wschodu czy Afryki. Ten zespół ma liczyć 50 osób i będzie jedną z pierwszych tego typu jednostek w sektorze centrów usług w Polsce.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polska

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM