Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

​Czy w finansach istnieją białe słonie? Tak

Gdyby nie poręczenia i gwarancje, zwłaszcza de minimis i te z unijnych funduszy, ponad jedna trzecia przedsiębiorstw, które z nich skorzystały, nie dostałaby w ogóle kredytu. Bankowcy mówią, że to jeden z najlepiej działających instrumentów wspierających polskie firmy. Niemal ideał - co na rynku finansowym jest tak rzadkie, jak biały słoń.

Związek Banków Polskich wraz z bankiem Pekao opublikowały właśnie pierwszy w kraju raport na temat rynku poręczeniowo-gwarancyjnego w Polsce. Rynek ten oceniały banki, ale o opinie pytani byli także sami przedsiębiorcy. Raport opracowała niezależna firma doradcza PAG Uniconsult. Jego celem były też wnioski - w jaki sposób powinno się dysponować funduszami unijnymi po 2020 roku, a więc w kolejnej perspektywie budżetowej UE.

- Mamy nadzieję, że (raport) będzie w szczególności wartościowym wkładem w przygotowanie nowych programów publicznych operujących środkami unijnymi po 2020 roku. Liczymy na obiektywną ocenę faktów, konstruktywny dialog i racjonalne propozycje przyszłych rozwiązań - powiedział na konferencji prasowej poświęconej prezentacji raportu wiceprezes ZBP Jerzy Bańka.

Reklama

O co w poręczeniach i gwarancjach chodzi? Bank, kiedy udziela firmie kredytu, musi żądać od niej zabezpieczeń. Te zabezpieczenia mogą być różne, ale najczęściej przedsiębiorstwo musi mieć jakiś majątek i dać go w zastaw na wypadek, gdyby kredyt przestało spłacać. Niestety polskie firmy, zwłaszcza te mikro i małe, mają - zgodnie z ich określeniem - majątek mały lub wręcz mikro. Nie ma więc mowy, żeby bank udzielił im kredytu, choćby bardzo chciał.

Gwarantujący mówi więc bankowi - jeśli firma, której pożyczysz pieniądze nie spłaci ci kredytu, wtedy ja, gwarant, zwrócę - powiedzmy - 60 proc. jego wartości. Udzielany kredyt staje się dla banku o te 60 proc. mniej ryzykowny. Dlatego bank może go udzielić nawet takiemu przedsiębiorstwu, które nie miałoby najmniejszych szans, żeby dostać w nim finansowanie.

Co więcej, dotyczy to także młodych firm, w tym także startupów. Prawo mówi, że bank może udzielić kredytu przedsiębiorstwu, które ma co najmniej paroletnią dobrą "historię kredytową". A kiedy firma jest młoda - co oczywiste - nie ma żadnej historii. Koło się zamyka, bo nie ma szans na kredyt. Chyba, że z gwarancjami.

Przyjrzyjmy się na chwilę największemu hitowi gwarancyjnemu - gwarancjom de minimis, których Bank Gospodarstwa Krajowego udziela od 2013 roku. Do końca 2018 roku udzielił prawie  280 tys. gwarancji na blisko 55 mld zł. Dzięki nim banki przyznały kredyty na bez mała 98 mld zł.

W raporcie ZBP i Pekao dokładnie przeanalizowano kto z gwarancji najczęściej korzystał. Okazuje się, ze 77 proc. z nich przyznano mikroprzedsiębiorstwom, a więc tym, którym teoretycznie najtrudniej o kredyt. Średnia wartość gwarancji dla mikrofirm wyniosła 93,3 tys. zł. Pod względem całkowitych kwot gwarancji najwięcej uzyskały małe firmy, bo aż 44 proc. W przypadku małych przedsiębiorstw średnia wartość gwarancji wyniosła ponad 482 tys. zł.  

BGK udziela gwarancji z pieniędzy Skarbu Państwa, ale gwarancje de minimis to nie jedyny mechanizm tego typy wsparcia. Oprócz BGK z pieniędzy Skarbu Państwa gwarancji i poręczeń udzielają także Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa.

Przed wejściem do Unii, a w zasadzie do 2013 roku duże znaczenia miały lokalne i regionalne fundusze ubezpieczeniowo-gwarancyjne. Ponieważ jednak pieniądze na gwarancje de minimis są wciąż duże, a do tego doszły środki unijne - instytucje te straciły obecnie na znaczeniu. Teraz coraz większego nabiera natomiast unijny program (realizowany przez Europejski Fundusz Inwestycyjny) COSME, w którym gwarancja może wynosić aż do 80 proc. kwoty kredytu, a prowizje za jego udzielenie są też ograniczone. A to znaczy, że taki kredyt jest nie tylko łatwiej dostępny, ale też tańszy.

- Poręczenia i gwarancje to ważna część rynku finansowego, a ich dostępność wspiera akcję kredytową banków, realnie ograniczając ryzyko po stronie sektora bankowego - powiedziała Magdalena Zmitrowicz, wiceprezes banku Pekao.

Z raportu wynika, że przedsiębiorcy doceniają główne korzyści płynące z gwarancji i poręczeń. Pierwszą i najważniejszą jest oczywiście większa dostępność do finansowania. Ale nie tylko, bo zasada gwarancji z pieniędzy publicznych, czy to unijnych, czy krajowych jest taka, że warunki kredytu powinny być bardziej korzystne niż rynkowe. Ponieważ banki mają mniejsze ryzyko, powinny mieć też mniejszy apetyt na zysk.

Gwarancje z funduszy publicznych są też tańsze niż możliwe do uzyskania na rynku komercyjnym, a często ich koszt jest znacznie niższy niż przygotowanie innych zabezpieczeń, nawet gdyby takie firma miała. A w dodatku udzielenie gwarancji stało się procesem dość szybkim, a więc i więc i wypłata kredytu następuje z reguły znacznie szybciej niż trwa szykowanie umów dotyczących zabezpieczeń.

W sumie aktualnie w Polsce udzielonych jest poręczeń i gwarancji na ponad 264 mld zł. Nowe poręczenia i gwarancje mają wartość ok. 44 mld zł rocznie, z czego 29 mld zł rocznie to gwarancje publiczne, a reszta - komercyjne.

Czy gwarancje są wystarczająco dostępne dla przedsiębiorstw? Zdecydowana większość, bo ponad 80 proc. banków uważa, że tak. Tylko nieco ponad 7 proc. ocenia ich dostępność jako przeciętną,  a nikt nie uważa, że są za mało dostępne.

Czy są tanie? Mogłyby być tańsze - uważają banki. Ponad 80 proc. z nich twierdzi, że koszt gwarancji jest "wysoki" lub "średni". Najbliższe ideału - uważa tak 96 proc. bankowców, czyli prawie wszyscy - są gwarancje de minimis, potem unijne udzielane przez EFI (tak twierdzi blisko dwie trzecie bankowców) w ramch programu COSME. Najmniej pozytywnych ocen mają gwarancje ARiMR, czyli dla rolników.

Skoro obecny system gwarancji to niemal ideał, to czy trzeba coś zmieniać? Niewiele, ale można parę rzeczy poprawić - uważają banki. Cena, jaką przedsiębiorcy płacą za gwarancje mogłaby nieco spaść. Dokumentacja potrzebna do uzyskania gwarancji mogłaby trochę schudnąć - na przykład mogłaby być jedna umowa ramowa dla wszystkich gwarancji - a w dodatku dokumenty powinny być dostarczane do banków elektronicznie, a nie w papierze. Gwarancjami objęte mogłyby być także kredyty refinansujące inwestycje, a limity można by nieco podnieść.

Banki uważają, że w przyszłej perspektywie unijnego budżetu powinno być mniej rozmaitych programów, w tym także regionalnych. Chodzi o to, że kwalifikowanie firm do gwarancji byłoby wtedy znacznie prostsze, a rozmaite programy są w gruncie rzeczy i tak do siebie bardzo podobne. Co więcej - skoro gwarancje działają tak dobrze, to po co inne instrumenty wspierania przedsiębiorczości? Może lepiej skupić się właśnie na gwarancjach - proponują bankowcy.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bankowość | przedsiębiorstwa

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM