Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Banki nie wysadzą świata

Prawdopodobieństwo wybuchu takiego kryzysu jak w 2008 roku uważam za niewielkie, ze względu na to, co regulatorzy i banki zrobili przez ostatnie 8 lat. Skala kryzysu 2008 była tak wielka, że mogła załamać system finansowy nie tylko w jednym kraju, ale globalnie z bardzo negatywnymi skutkami dla gospodarki. Tak więc takiego kryzysu nie będzie - ze Sławomirem Sikorą, prezesem Citi Bank Handlowy rozmawiają Paweł Czuryło (Interia) i Krzysztof Jedlak (Dziennik Gazeta Prawna)

Krzysztof Jedlak (Dziennik Gazeta Prawna): Jestem przekonany, że kryzys, który wybuchł jesienią 2007 roku trwa do tej pory. Pytanie, kiedy znowu w nas uderzy, kiedy banki centralne wysadzą system finansowy w powietrze?

Sławomir Sikora: Prawdopodobieństwo wybuchu takiego kryzysu jak w 2008 roku uważam za niewielkie, ze względu na to, co regulatorzy i banki zrobili przez ostatnie 8 lat. Skala kryzysu 2008 była tak wielka, że mogła załamać system finansowy nie tylko w jednym kraju, ale globalnie z bardzo negatywnymi skutkami dla gospodarki. Tak więc takiego kryzysu nie będzie i jestem przekonany, że źródłem dużego kryzysu nie będzie sektor finansowy a raczej ten kryzys przyjdzie z polityki.

Reklama

Paweł Czuryło (Interia): A jakie ryzyka niesie w tej chwili polityka, jak pan je definiuje i jak ich szukać?

S.S.: Jeżeli zastanowimy się nad tym, co się będzie działo istotnego w ciągu następnych dwunastu miesięcy, to mamy kryzys konstytucyjny we Włoszech i potencjalne referendum, gdzie alternatywą do obecnego premiera jest grupa polityków, którzy stawiają pytanie, czy Włochy powinny być w euro i w UE; mamy wybory w USA i wybór między kandydatem Trumpem i kandydatką Clinton z poważnymi implikacjami również dla Europy i Polski. Dalej mamy drugi kwartał przyszłego roku: wybory we Francji, a nie jest oczywiste jak one będą przebiegać. I wreszcie, last but not least, w trzecim kwartale przyszłego roku będą ogólnokrajowe wybory w Niemczech. Można powiedzieć, że ten kalendarz polityczny, jak bodajże w grudniu ubiegłego roku powiedział Henry Kissinger, że ryzyko politycznie jest w najwyższym punkcie od 25 lat. Jakbym miał budować jakiś scenariusz ryzyk to polityka byłaby takim najważniejszym czynnikiem.

Krzysztof Jedlak: Gdybyśmy spróbowali przełożyć to ryzyko politycznie na ryzyko gospodarcze?

S.S.: Przede wszystkim to co się będzie działo we Włoszech. Mogę powiedzieć, że absolutnie utrzymanie wspólnoty po referendum brytyjskim jest w interesie Polski jak i innych krajów wspólnoty. Ewentualne zagrożenie, czy to w postaci budowania wąskiego jądra, czy też w postaci całkowitego rozpadu Unii dla Polski miałoby ogromne znaczenie gospodarcze, szczególnie, że wydaje mi się, że Stany Zjednoczone tego zwrotu w kierunku Azji nie odwrócą. O co Europa i Polska powinny się starać, to żeby zwrot USA w kierunku Azji, największej gospodarki na świecie, nie dokonał się kosztem Europy i Polski.

Czy ja dobrze rozumiem, że nie dostrzega Pan ryzyka gospodarczego dla Polski, czy globalnego w polityce banków centralnych? To jest ryzyko tylko polityczne?

S.S.: Jeżeli chodzi o politykę banków centralnych, czyli de facto drukowanie pieniądza i ujemnie stopy procentowe, przynajmniej w kilku dużych gospodarkach, w tym w strefie euro, to krótkoterminowo uważam, że jest to kupienie czasu na niezbędne reformy gospodarcze. Sądzę, że było działaniem, które zapobiegło poważnym wypadkom, czy to w przypadku kryzysu w Grecji, czy w przypadku kryzysu w południowej Europie. Natomiast w horyzoncie długookresowym ma to oczywiście poważne konsekwencje, przede wszystkim dla długoterminowych oszczędności. Po raz pierwszy jest obawa, że ujemne stopy procentowe przełożą się na zniechęcenie ludzi do długoterminowego oszczędzania, w tym do oszczędzania na emeryturę. To oznacza, że budżety wielu krajów będą poddane presji, wynikającej z tego, że system akumulowania oszczędności, po to, żeby kiedy ludzie odchodzą na emeryturę mieli jakieś zasoby finansowe, zostanie prawdopodobnie na system "pay as you go", który znamy z przeszłości, a który jest moim zdaniem nie do wytrzymania dla budżetów.

Paweł Czuryło: A propos polskiego podwórka, słyszymy między innymi w Krynicy o potrzebie budowania długoterminowych oszczędności, również wicepremier Morawiecki zapowiada zmiany w tym zakresie. Z drugiej strony mamy inwestycje, których wyniki nie są najlepsze, co widać z danych GUS. Pytanie jak Pan definiuje stan polskiej gospodarki w tym momencie i na co możemy liczyć do końca tego roku a także w kolejnych miesiącach?

S.S.: Zaczynając od pozytywów trzeba powiedzieć, że gospodarka nadal rozwija się szybciej niż przeciętna w UE, wicepremier Morawiecki, przedstawił diagnozę stanu gospodarki tego, co trzeba zrobić. Jest wokół niej zgoda, więc to są niewątpliwie pozytywy. Główne ryzyko, jakie widzę, to ryzyko osłabienia inwestycji. Tutaj podstawowe staje się pytanie, jak można przywrócić dynamikę inwestycji publicznych, za którymi poszłyby inwestycje prywatne. Rok 2016 zostanie uratowany przez konsumpcję, ale takiego dopływu pieniędzy do konsumentów i wydatków na rynek w 2017 nie będzie.

Krzysztof Jedlak: W takim razie, co zrobić, żeby ten impuls inwestycyjny się pojawił?

S.S.: Z rozmów z klientami mam poczucie, że ten impuls przyjdzie w sytuacji, w której klimat inwestycyjny - mam przede wszystkim na myśli klimat nie tylko wobec inwestorów polskich, ale i zagranicznych - będzie sprzyjał ich długoterminowemu myśleniu o przyszłości gospodarki. Innymi słowy uważam, że dobrze by było unikać dzielenia kapitału na zagraniczny i polski. Polska nie ma wystarczającego kapitału, żeby zapewnić długotrwały wzrost, wobec czego kapitał zagraniczny odgrywa pozytywną rolę w gospodarce, nie zaś negatywną. Bo zaczynają się znaki zapytania w centralach różnych instytucji, pytania o to czy Polska chce naszych inwestycji, czy nie chce. Premier Morawiecki robi wiele podczas swoich podróży za granicą, by kapitał jednak przekonać do Polski, natomiast retoryka w kraju już nie jest tak jednolita. Jeżeli chodzi o polskich przedsiębiorców, naszych klientów, to ich niepewność bierze się z faktu, że nie wiedzą, co oznacza sygnał prymatu gospodarki państwowej, czy przedsiębiorstw państwowych. Czy to oznacza powrót do tego, że prywatne będzie się kojarzyć z czymś złym? Przedsiębiorcom podejmujących długoterminowe ryzyko w postaci inwestycji to nie sprzyja. Podałem tylko dwa przykłady, takich przykładów można by oczywiście pokazać więcej.

A jaki jest klimat w sektorze finansowym, bankowym?

S.S.: Jest różny, tak jak stan sektora bankowego. Istnieje kilka zasadniczych pytań, które sektor finansowy, mówię przede wszystkim o bankowym, sobie zadaje. Pierwsze, jaka będzie ostatecznie legislacja dotycząca finansowania, czy kredytów, tzn. kredytów frankowych. Mówię to w poczuciu, że Citi Handlowy nie ma tego portfela, więc to nie jest nasze pytanie, natomiast jest ważnym pytaniem dla stabilności sektora bankowego. Ostatnie propozycje, które wyszły od strony prezydenta wskazują, że jest pogodzenie politycznej konieczności z ekonomicznym realizmem, czyli, że jest również uwzględnienie tego, że sektor bankowy jest istotny dla obiegu gospodarczego. Druga taka kwestia to jest stabilność niektórych części sektora finansowego, mam tu na myśli zarówno banki spółdzielcze jak i spółdzielcze kasy oszczędnościowo kredytowe. Tutaj z informacji nadzoru bankowego wynika, że w wielu tych jednostkach wprowadzone są komisaryczne zarządy i z przeszłości wiem, że to sektor bankowy chroni budżet przed wypłatą dla deponentów. Trzeba mieć świadomość, że Polska jest jednym z niewielu krajów, gdzie nie budżet wspomagał banki, tylko banki wspomogły budżet, płacąc przeszło 4 mld dla deponentów instytucji, które na bankowy fundusz gwarancyjny składek nie łożyły. Sektor bankowy, do tego dodając opodatkowanie, zmiany interchange, nazwał to siedmioma plagami, ponieważ one przyszły w relatywnie krótkim czasie, Uznaliśmy, że klimat nie jest najlepszy. Ja z kolei mogę powiedzieć, że Citi Handlowy, bank, który nie ma kredytów we frankach, ma wysoki kapitał, płynność, jest zaliczany do jednego z filarów stabilności, a moje rozmowy tutaj z klientami dotyczą ich pomysłów, w których my możemy uczestniczyć z finansowaniem. Także moja pozycja tutaj, powiedziałbym, jest dość komfortowa.

Po tych rozmowach spodziewa się Pan, że inwestycje ruszą?

S.S.: Tak, obudził się rynek fuzji i przejęć, który dla nas jest okazją do finansowania tego typu przedsięwzięć. Dzisiaj miałem jedną dyskusję, w której jeśli byśmy policzyli tylko duże transakcje to mówimy o transakcjach fuzji i przejęć na kwotę 15 mld euro. Nie wiadomo, czy one wszystkie dojdą do skutku, natomiast ten rynek jest niewątpliwie żywy i dla nas jest to niesłychanie interesujące. Drugie zjawisko, które dostrzegam, to że pierwszy raz sektor finansowy czy bankowy jest dobierany na podstawie kompetencji i jakości,  a nie ceny. Tymczasem od wielu lat klienci wybierali przede wszystkim ze względu na ceny. Widać wyraźnie, że te niepewne czasy powodują, że nawet klienci są w stanie zapłacić premię za to, żeby otrzymać wskazówki odnośnie tego, w jakich kierunkach inwestować, by pozyskać finansowanie, by móc na przykład wykonać transakcję strategiczną raczej niż zastanowić się, jak można oszczędzić ułamek procenta, podwyższając ryzyko takiej transakcji.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sektor bankowy w Polsce | bank | kryzys gospodarczy

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM