Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Turów: Sędzia ślepa na polskie argumenty

Klamka zapadła, Polska zapłaci miliony za utrzymanie wydobycia w kopalni Turów. Precedensowe postanowienie wiceprezes TSUE wydała sama, lekceważąc argumenty Warszawy. To jedna z jej ostatnich decyzji na tym stanowisku, ale zmiana w Trybunale niewiele zmieni już w sprawie. Albo dogadamy się z Czechami (po wyborach), albo poczekamy do wiosny na wyrok.

Polska od poniedziałku płaci ponad 2,3 mln zł (500 tys. euro) dziennie tytułem kary za niewykonanie postanowienia o tymczasowym wstrzymaniu wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Pieniądze jeszcze nie wpływają do unijnego budżetu, a ale jeśli ich nie przelejemy, Komisja Europejska sama potrąci je z wypłat.

Ile łącznie zapłacimy? To będzie zależało od dalszych kroków Polski i Czech oraz szybkości orzekania Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). Pewne jest jednak, że poniedziałkowe orzeczenie będzie nas słono kosztować, bo unijne traktaty nie przewidują możliwości zaskarżenia takiego postanowienia.

Reklama

Trybunał zignorował Polskę

Co więcej, traktaty wprost nie przewidziały nawet możliwości nałożenia kary na państwo członkowskie za niedostosowanie się do orzeczonego środka tymczasowego. Choć w 2018 roku, także w sporze z Polską, Trybunał uznał już, że ma takie uprawnienie, bo inaczej środki tymczasowe byłyby martwe (sprawa wycinki Puszczy Białowieskiej), to nakładając taką karę po raz pierwszy wiceprezes mogła przekazać polski wniosek Wielkiej Izbie, czyli składowi 15 sędziów, o co zabiegała Warszawa. Odrzuciła jednak polski wniosek uznając, że wsparcie nie będzie jej potrzebne.

Jednak wiceprezes mogła przecenić swoje możliwości pełnej oceny sytuacji. Warszawa przedstawiła jej 57-stronnicowy wniosek o zniesienie nakazu wstrzymania wydobycia w Turowie, dołączając do niej kilka opinii, m.in. hydrologicznych czy dot. bezpieczeństwa pracy sieci przesyłowej elektroenergetycznej, liczących w sumie prawie 600 stron.

Rząd i eksperci zwracali w nich uwagę, że wstrzymanie pracy kopalni nic nie zmieni w stosunkach wodnych w Czechach, bo te poprawią się dopiero po zalaniu kopalni, co wymaga lat, a nie miesięcy (a tyle potrwa wydanie wyroku w sprawie). Przekonywali natomiast, że takie podmywanie dołu kopalni mogłoby spowodować osuwanie się ścian i zniszczenie nowego ekranu przeciwfiltracyjnego, który ma wstrzymywać odpływ wody z Czech. Sytuacja sąsiadów mogłaby się wtedy pogorszyć. Zwrócili też uwagę na bardzo napięty bilans energetyczny kraju i fakt, ze elektrownia Turów, która bez kopalni nie będzie w stanie produkować, bo - pomijając kwestie ekonomiczne - infrastruktura nie jest przygotowana do przyjmowania codziennie kilkudziesięciu składów kolejowych lub kilkuset ciężarówek z węglem.

Czy wstrzymanie pracy elektrowni może skutkować realnym zagrożeniem życia i zdrowia? Czy belgijski atom jest ważniejszy od polskiego węgla? Co z umową z Czechami? Jak wygląda dalsza droga? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

Bartłomiej Derski, Rafał Zasuń, WysokieNapiecie.pl

 

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM