Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Ministerstwo Środowiska przegrało negocjacje w sprawie CO2

Negocjacje w sprawie reformy unijnego systemu handlu emisjami CO2 zakończone. Polska wychodzi z nich osamotniona, z wynikiem dużo słabszym, niż mógł być. Skutkiem będzie najprawdopodobniej przyspieszona transformacja naszej energetyki, ale o jej wsparcie z unijnej kasy trzeba się bardzo postarać.

Gdy pisaliśmy ten tekst, służby prawne Rady UE wciąż spisywały tekst nowej dyrektywy uzgodniony 8 listopada. Tzw. trilog czyli negocjacje prezydencji estońskiej, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej zaczął się o 18 i trwał całą noc, ale w przeciwieństwie do poprzedniego został zakończony sukcesem. Żeby jednak tak się stało, estońska prezydencja musiała wyjść poza mandat dany jej przez Radę UE (czyli państwa członkowskie).
Na pełny tekst projektu dyrektywy po trilogu poczekamy jeszcze kilka dni, ale WysokieNapiecie.pl poznało i potwierdziło w kilku źródłach główne ustalenia z czwartku.

Reklama

Przypomnijmy, że nowelizacja dyrektywy ETS ma naprawić ten system handlu emisjami, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Pozwoleń jest za dużo, ich cena od wielu lat jest za mała aby stymulować inwestycje w niskoemisyjne technologie. Dlatego od 2019 r. liczba pozwoleń które państwa sprzedają firmom na aukcjach ma zostać stopniowo zmniejszona poprzez mechanizm tzw. rezerwy stabilizacyjnej.

Uprawnienia do emisji rządy państw UE sprzedają na aukcjach. Kupuje je głównie energetyka, przemysł jako narażony na "ucieczkę" dostaje większość za darmo. 
Polska jest najbardziej narażona na skutki wysokich cen uprawnień do emisji, nasza energetyka jest w 80 proc. oparta na węglu. W 2014 poprzedni rząd załatwił dwie rzeczy - możliwość bezpłatnego przekazania energetyce 40 proc. uprawnień za darmo do 2030 r. (z krajowej puli) oraz powołanie Funduszu Modernizacyjnego. Złożą się nań ze swojej puli uprawnień bogatsze kraje. W sumie wartość darmowych uprawnień, która mogła otrzymać energetyka w latach 2020-2030 to, zakładając umiarkowaną cenę 20 euro, ok 40 mld zł.

Rząd PiS wynegocjował zwiększenie krajowej puli z 40 do 60 proc. Ale te uprawnienia nie będą, jak dotychczas, przyznawane elektrowniom automatycznie, na podstawie zatwierdzonego przez KE planu. Instalacje będą musiały powalczyć o nie w aukcjach. Każdy projekt wart powyżej 12,5 mln euro będzie musiał udowodnić, że przyczynia się do modernizacji i dywersyfikacji źródeł energii. Nie wiadomo czy przeszła propozycja prezydencji, że projekty mają być zgodne z długoterminowymi celami paryskiego porozumienia klimatycznego, ale zdaniem energetyków dla elektrowni węglowych nie będzie w tych aukcjach miejsca. Być może do łask powróci współspalanie węgla z biomasą, choć trudno sobie to wyobrazić.

Ale największa porażka to negocjacje w sprawie Funduszu Modernizacyjnego, o które rozbił się poprzedni trilog. Kasa z Funduszu Modernizacyjnego jest dla energetyki pewniejsza. Pieniędzmi będzie zarządzał Europejski Bank Inwestycyjny, ale mogą pójść wyłącznie na projekty dot. efektywności energetycznej, odnawialnych źródeł, sieci i magazynowania energii, ciepła sieciowego, elektryfikacji transportu.

Polska zabiegała o:

  • Zwiększenie puli w Funduszu z 2 proc. do 3, a jak się uda to i do 4 proc.
  • Brak zapisów dotyczących standardów emisji CO2 dla projektów wspieranych z Funduszu
  • Możliwość przerzucania uprawnień z puli krajowej do Funduszu Modernizacyjnego (to najpewniej udało się załatwić)
  • Uwzględnienie w nim wsparcia dla elektrociepłowni

Członkowie PE zwłaszcza z Niemiec, Francji, Skandynawii i Beneluksu z kolei nalegali, aby pieniądze z Funduszu, de facto pochodzące z ich budżetów nie wspierały energetyki węglowej.

Polskim negocjatorom nie udało się przekonać unijnych kolegów. Standardu emisji liczonego w gramach CO2 wprawdzie nie ma, ale za to zapisano wprost, że z Funduszu nie mogą być wspierane instalacje na "stałe paliwa kopalne" (to eufemizm oznaczający węgiel). Wyjątek uczyniono dla elektrociepłowni, ale... tylko w Bułgarii i Rumunii, jako najbiedniejszych krajach UE.

To największa prestiżowa porażka Polski. Sofia i Bukareszt przestały w tym momencie wspierać Warszawę. - Klasyczna zagrywka na wyciągnięcie słabszych z bloku - komentuje z goryczą osoba znająca kulisy negocjacji.Stało się bardzo źle, bo potencjalna modernizacja części miejskich ciepłowni węglowych i przerobienie ich na elektrociepłownie (także wielopaliwowe, razem z węglem wykorzystujące biomasę i śmieci) bardzo by się przydała. Z pieniędzmi z Funduszu Modernizacyjnego byłoby łatwiej.

Naszym zdaniem negocjacje w sprawie reformy ETS zostały od początku źle przeprowadzone, a główną odpowiedzialność ponosi resort środowiska. Jeszcze do lutowej Rady UE, na której uzgodniono tzw. ogólne stanowisko, można było sporo załatwić. Ale Ministerstwo Energii i Ministerstwo Środowiska nie miały spójnego i realnego planu. A trzeba było pokazać unijnym partnerom, po co chcemy mieć pieniądze z Funduszu Modernizacyjnego, jak możemy rozwinąć kogenerację (którą UE wspiera), efektywność energetyczną, elektromobilność czy nawet tak lubianą przez ten resort geotermię. Programu nie było, minister środowiska Jan Szyszko na Radzie UE sprawiał wrażenie, jakby wierzył, że uda się zastopować prace nad dyrektywą, a potem-wbrew służbom prawnym Rady UE - powtarzał, że stanowisko ogólne zostało przyjęte nielegalnie.

Po lutowej kompromitacji przestraszony sektor energetyczny zaczął interweniować w rządzie i postulować jakiś kompromis w negocjacjach, ale było już chyba za późno. Resort środowiska bez sensu zresztą skupił się na walce o to żeby w Funduszu Modernizacyjnym nie było standardu emisji CO2, choć od początku było wiadomo, że ten fundusz nie będzie wspierał inwestycji w węgiel.

Co się będzie działo dalej? O tym w dalszej części artykułu na portalu wysokienapiecie.pl

Rafał Zasuń, WysokieNapiecie.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: CO2 | Ministerstwo Środowska | energetyka | dyrektywa

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM