Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Elektrownia atomowa z pięcioletnim poślizgiem

Nie w 2025 r., jak zakładano pierwotnie w harmonogramie projektu, ale dopiero około 2030 r. mógłby zostać uruchomiony pierwszy polski reaktor atomowy.

- Ten termin, jeśli się weźmie pod uwagę procesy inwestycyjne w energetyce atomowej w Finlandii, czy we Francji, można uznać za prawdopodobny - ocenia Michał Suska, ekspert Business Centre Club ds. efektywności energetycznej. - W tych krajach prace nad nowymi blokami trwały właśnie około 15 lat - uzasadnia nasz rozmówca. W jego opinii oficjalny termin startu elektrowni jądrowej w Polsce jest już nierealistyczny.

Przypomnijmy, że zgodnie z ogłoszonym harmonogramem prac najpóźniej na początku tego roku miało być ogłoszone postępowanie zintegrowane, czyli przetarg na wybór dostawcy technologii. Tymczasem, chociaż mamy już połowę roku, postępowanie nie tylko nie zostało uruchomione, ale nawet nie wiadomo, kiedy się to stanie.

Reklama

Jak deklaruje spółka PGE EJ 1, czyli podmiot odpowiedzialny za budowę siłowni jądrowej w Polsce, decyzje w sprawie ogłoszenia postępowania, w tym także wysyłka zaproszeń do udziału w nim do podmiotów, które złożyły deklaracje uczestnictwa, są w przygotowaniu. A co z harmonogramem realizacji całego przedsięwzięcia? Jest obecnie aktualizowany.

Za jakiś czas poznamy zatem nowe daty, ale już teraz - bazując tylko na skali opóźnień - można przewidywać, że przetarg na dostawcę technologii może być rozstrzygnięty nie wcześniej, niż na przełomie lat 2019 i 2020. Uruchomienie reaktora nastąpiłoby wtedy już w latach 30.

Z atomowym problemem jest zresztą więcej problemów. Jednym z nich jest opór społeczny. Niedawno PGE EJ 1 ogłosiła, że analizowane będą już tylko dwie z trzech wstępnie wybranych lokalizacji przyszłej elektrowni: Lubiatowo-Kopalino (czyli sołectwa Słajszewo i Jackowo w gminie Choczewo) oraz Żarnowiec (czyli gminy Gniewino i Krokowa), bo w największym stopniu spełniają społeczne i środowiskowe kryteria. Innymi słowy z listy wykreślone została lokalizacyjnego Choczewo (czyli Gąski w gminie Mielno), gdzie mieszkańcy stanowczo sprzeciwiali się jądrowej inwestycji.

Nie mniejszym problemem są finanse. Okazuje się bowiem, że zbudowanie siłowni atomowej oraz nowych kopalń węgla brunatnego może być zbyt kosztowne, aby oba projekty realizować jednocześnie.

W opinii Michała Suski z BCC wypowiedzi przedstawicieli rządu dotyczące budowy elektrowni atomowej nie są jednoznaczne i dlatego za bardziej prawdopodobne można uznać to, że preferowane będą projekty węglowe.

- Jestem zwolennikiem efektywnej produkcji energii z węgla i uważam, że Polska nie powinna z tego rezygnować - deklaruje Tomasz Chmal, niezależny ekspert energetyczny. Dodaje, że zarówno przygotowanie nowych odkrywek węgla kamiennego, jak i budowa elektrowni atomowej, to projekty, których realizacja trwa kilkanaście lat. Oba wymagają zatem głębokiej refleksji i wypracowania wspólnego, ponadpartyjnego stanowiska większości środowisk politycznych. - Bez tego możemy się wkrótce znaleźć w sytuacji, gdy niezbędny okaże się import energii elektrycznej do Polski - dodaje analityk.

Ekspert z BCC dostrzega bardziej przyziemne, bo finansowe bariery. - Ostatnio w Niemczech, we Francji, czy w Czechach banki wycofują się z finansowania projektów opartych na węglu - zauważa Michała Suski.

Problem polega na tym, że to tak duże projekty, że kredytują je nie pojedyncze banki, ale całe konsorcja. Pod znakiem zapytanie może więc stanąć uzyskanie finansowania dla takich przedsięwzięć w Polsce wyłącznie z instytucji finansowych będących pod kontrolą rządu.

W opinii przedstawiciela BCC na przedsięwzięcia energetyczne trzeba patrzeć wieloaspektowi uwzględniając nie tylko takie parametry, jak bezpieczeństwo energetyczne i efekt ekonomiczny (czyli to, żeby energia była tania), ale także inne, jak - często bagatelizowany u nas - aspekt społeczny i ekologiczny.

- Uważam, że nasz przyszły miks energetyczny musi uwzględniać światowe trendy, inaczej wcześnie, czy później zostaniemy zmuszeni do wzięcia na siebie większych obciążeń związanych z opłatami z tytułu emisji CO2 - mówi nam Michała Suski. - Dlatego jestem za tym, żeby nie odchodząc całkowicie od węgla, w większym stopniu stawać na źródła niskoemisyjne - podsumowuje.

Bartłomiej Mayer

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: energia jądrowa

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM