Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Dlaczego stawiamy na węgiel?

Polska węglem stoi – prawda to, czy mit? No właśnie. Wszystko zależy bowiem od tego, jak będziemy liczyć złoża. Nie wszystkie bowiem są przy dzisiejszej technologii dostępne, albo też nie zawsze ich wydobycie jest ekonomicznie uzasadnione. Czy należy więc fedrować na siłę i za wszelką cenę?

Polska jest największym w Unii Europejskiej i drugim co do wielkości w Europie producentem węgla kamiennego. Jednak nasze wydobycie na poziomie ok. 70 mln ton to jedynie 1 proc. światowego wydobycia na poziomie 7 mld ton. W latach 80. XX w. byliśmy w czołowej piątce producentów tego paliwa. Polskie wydobycie sięgało wtedy nawet niemal 180 mln ton, a ponad 70 kopalń dawało pracę ponad 400 tys. ludzi. Dziś jest ich mniej niż 30 i zatrudniają ok. 90 tys. ludzi. Jednak w Polsce nadal ponad 80 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla kamiennego i brunatnego. A ten pierwszy jeszcze eksportujemy i importujemy (brunatnego się nie da - z powodu dużej zawartości wody nie da się do przewozić na większe odległości). Ba, będąc znaczącym producentem w regionie w 2008 r. staliśmy się nawet importerem węgla netto (czyli kupowaliśmy z zagranicy więcej niż eksportowaliśmy).

Reklama

Z kolei w przypadku węgla brunatnego Polska z wydobyciem na poziomie ok. 60 mln ton rocznie jest w pierwszej piątce globalnych producentów.

To co z tym węglem? No właśnie

Jeśli powiemy, że węgla kamiennego mamy w Polsce pod ziemią ponad 16 mld ton, to łatwo policzyć, że przy obecnym wydobyciu byłby to zapas paliwa na niemal 230 lat. Brzmi super? Sęk w tym, że to zasoby geologiczne bilansowe - a więc ogólne. Przemysłowe, czyli według dzisiejszej technologii nadające się do wydobycia to ok. 4 mld ton - to starczyłoby więc na 57 lat. Jednak także nie wszystkie z nich da się wydobyć - czasem nawet w istniejącej kopalni trzeba pożegnać się z częścią węgla z róznych powodów: a to trudności geologicznych, a to katastrof naturalnych, a to inwestycji na powierzchni, które podziemny fedrunek mógłby zniszczyć (w ten sposób na przykład autostrada A4 zabrała kopalni Halemba ok. 100 mln ton węgla, który po prostu musi pozostać pod ziemią).

Jak obliczył katowicki oddział Agencji Rozwoju Przemysłu - tak naprawdę mamy węgla kamiennego na ok. 40 lat. To wciąż całkiem dużo. Ale i mało.

A jak w przypadku węgla brunatnego?

Według danych Państwowego Instytutu Geologicznego zasoby tego surowca w Polsce to ponad 40 mld ton, przy czym szacuje się, że ok. 29 mld ton to te nadające się do wydobycia. Zakładając dzisiejszą wielkośc wydobycia - ponad 480 lat! Ale to tylko pozory. Po pierwsze - dziś eksploatowane złoża wielu odkrywek (bo węgiel brunatny w przeciwieństwie do kamiennego wydobywamy w Polsce tą metodą) po prostu się kończą, a zgód na nowe jest niewiele, a po drugie - węgiel brunatny jest jeszcze większym emitentem CO2 niż kamienny, przez co odchodzi się od planów budowy nowych siłowni opalanych tym paliwem.

Kopalniom Adamów i Konin należące do ZEPAK powoli kończy się istniejące złoże. Nie słychać o otwieraniu nowych odkrywek (np. Oczkowice). A np. sama elektrownia Adamów ma przestać działać z końcem przyszłego roku.

W kopalni Bełchatów należącej do PGE z kolei za kilka lat skończy się węgiel z odkrywki Bełchatów. Pracuje jeszcze Szczerców. A czy planowana odkrywka Złoczew zostanie otwarta? PGE nie ma tam koncesji wydobywczej. Poza tym Złoczew jest po prostu za daleko od największej na świecie elektrowni opalanej węglem brunatnym, czyli Elektrowni Bełchatów.

Można by teoretycznie przy odkrywce Złoczew zbudować nową elektrownię - ale to gigantyczne koszty. A ostatnie odpisy na węglu brunatnym, których dokonała PGE pokazują raczej odejście od tego paliwa. Najlepiej na dziś prezentuje się sytuacja kopalni Turów (także PGE), której węgla starczy jeszcze na ok. 30 lat.

Warto dodać, że wielkie złoża w okolicach Legnicy i Gubina nie są eksploatowane i raczej również nie będą m.in. ze względu na protesty mieszkańców, ale i ze względu na ogromne koszty tych inwestycji. Zwłaszcza, że wiele z tych złóż jest na tyle głęboko, że wydobycie metodą odkrywkową byłoby prowadzone z gigantycznymi stratami dla środowiska, a z kolei głębinowe (węgiel brunatny można również tak wydobywać) byłoby zupełnie nieopłacalne. Efekt? Siłownie na węglu brunatnym w Polsce przy takich założeniach znikną najprawdopodobniej w ciągu 30 lat.

Te wyliczenia pokazują, że w Polsce nie myślało się o rozwoju innej energetyki, bo zawsze mieliśmy węgiel. Mieliśmy też technologie jego wydobycia i własne kadry.

Problemy rodzimego górnictwa

Sęk w tym, że wydobycie węgla kamiennego w Polsce schodzi coraz niżej (grubo ponad kilometr pod ziemię), co niesie za sobą ogromne koszty (m.in. klimatyzacji), ale także ryzyka - nikt bowiem nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, do jakiej głębokości wydobycie jest bezpieczne.

A jeśli do tego wszystkiego dodamy jeszcze niskie ceny węgla i globalną politykę antywęglową - to chyba jednak czas pomyśleć o alternatywach dla naszego czarnego złota. Zwłaszcza, że elektrowni atomowej nie buduje się kilka lat, jak węglowej.

Poza tym wcale nie jest powiedziane, że gdy zostawimy część węglowych złóż pod ziemią, to w przyszłości nie znajdzie się technologia, która pozwoli je wykorzystać lepiej i efektywniej. Tyle, że przy założeniu takiego scenariusza powinna obowiązywać ochrona takich złóż, które w przyszłości można by wykorzystać (np. przed zabudową). A z takimi decyzjami mamy w Polsce problem.

Karolina Baca-Pogorzelska

www.górnictwo2-0.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: górnictwo w Polsce | węgiel | wydobycie węgla

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM