Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Czym załatać dziury w rozwoju "zielonej" energetyki w Polsce?

Najwyższa Izba Kontroli i Urząd Regulacji Energetyki dołączyły do grona realistów, którzy od dawna zwracają uwagę, że osiągnięcie przez Polskę celu udziału „zielonej“ energii w 2020 roku jest już niemal niemożliwe. Rząd wciąż jednak wierzy, że Polska sobie poradzi. Jakie technologie pozostały mu w takim razie do wykorzystania, aby chociaż zmniejszyć ryzyko kar?

Dystans dzielący Polskę od spełnienia unijnych celów w odnawialnej energii zamiast maleć - rośnie. Szybciej rośnie zapotrzebowanie na energię niż jej produkcja z wiatru, słońca, wody, biomasy i biogazu. To niepokojący wniosek płynący z danych Głównego Urzędu Statystycznego. W 2017 roku zielona energia w końcowym zużyciu energii brutto stanowiła 11 proc., wobec 11,3 proc. rok wcześniej. Unijny cel 2020 Polski to 15 proc.

Po raz pierwszy od lat spadł procentowy udział OZE w elektroenergetyce - do 13,1 proc. z 13,4 proc. rok wcześniej. To potwierdzenie majowej prognozy portalu WysokieNapiecie.pl. W ciepłownictwie i budownictwie zielona energia stanowiła w 2017 roku 14,6 proc, a w transporcie - tylko 4,2 proc. Dane GUS potwierdzają także, że osiągnięcie przez Polskę celów na 2020 rok jest już właściwie niemożliwe.

Reklama

Dane GUS pojawiły się dzień po tym, jak alarmujący raport "Rozwój sektora odnawialnych źródeł energii" wydała Najwyższa Izba Kontroli. NIK stwierdza, że Polska prawdopodobnie stanie przed koniecznością dokonania statystycznego transferu z państw członkowskich, które mają nadwyżkę energii z OZE. Koszty tego transferu mogą wynieść nawet 8 mld zł. Jak uniknąć gigantycznych wydatków?

Cała nadzieja w wietrze?

Teraz rozwój projektów OZE zależny jest przede wszystkim od aukcji ogłoszonych przez Urząd Regulacji Energetyki. Październikowe aukcje, z powodu zbyt małej liczby ofert, zakończyły się bez rozstrzygnięcia. W przypadku listopadowych - zainteresowanie było duże, ale nie we wszystkich koszykach. Najlepiej poradziły sobie wiatraki, wykorzystując całą przewidzianą dla nich ilość energii i tylko połowę przewidzianego budżetu. W wyniku tegorocznych aukcji powstać ma ok. 850 MW nowych mocy na lądzie.

Ostatecznie aukcje nie napawają optymizmem, jeżeli chodzi o wykonanie wspólnotowych zobowiązań Polski - ocenił prezes URE Maciej Bando. Planowana jest dodatkowa aukcja dla energii wiatrowej w 2019 roku. Czy to nie będzie już za późno, by jakoś nadgonić zobowiązania? - Nie, nie będzie za późno - uważa Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. - W tegorocznej aukcji wykorzystano 55 proc. budżetu koszyka technologicznego, w którym znalazły się farmy wiatrowe na lądzie. To znaczy, że zostało wystarczająco pieniędzy, by wesprzeć kolejne 900 MW. Tylko farmy wiatrowe na lądzie mogą obniżyć ceny energii, co pokazała ostatnia aukcja. I tylko ta technologia daje realne szanse na zbliżenie Polski do spełnienia celu OZE na 2020 rok. Jeśli aukcja odbyłaby się na początku 2019 roku, to zakontraktowana na niej energia będzie policzona na poczet wypełnienia unijnych zobowiązań - mówi prezes PSEW.

Polski rząd w zeszłym tygodniu zapowiedział jednak odejście od energetyki wiatrowej na lądzie. Jakie inne możliwości pozostają żeby osiągnąć cel i nie płacić kar? Odpowiedź w dalszej części artykuły na portalu WysokieNapiecie.pl

Magdalena Skłodowska, WysokieNapiecie.pl

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM