Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

20. stopień zasilania po roku - jest poprawa, ale mogłoby być lepiej

Mija dokładnie rok od 20. stopnia zasilania i przerw w dostawach prądu dla tysięcy polskich przedsiębiorstw. Czy nasza energetyka odrobiła gorzką lekcję?

Mija dokładnie rok od 20. stopnia zasilania i przerw w dostawach prądu dla tysięcy polskich przedsiębiorstw. Czy nasza energetyka odrobiła gorzką lekcję?

Wciąż nie wiemy, co dokładnie wydarzyło się 10 sierpnia 2015. Oczywiście z grubsza przyczyny kryzysu są znane - fala upałów obniżyła stan wód w rzekach, utrudniając chłodzenie starszych elektrowni pozbawionych chłodni kominowych. Dodatkowo lato to tradycyjny czas remontów. Przez kilka dni PSE wzywały do ograniczenia poboru "po dobroci". Kiedy nic to nie dało i kraj stanął przed ryzykiem niekontrolowanego blackoutu, na wniosek Polskich Sieci Energetycznych rząd wprowadził tzw. 20. stopień zasilania, czyli ograniczenia w poborze mocy dla firm. Dzięki temu energetyka przetrwała tych kilka trudnych dni.

Reklama

Jednak szczegółowe dane, które mogłyby pomóc przeanalizować sposób postępowania operatora sieci przesyłowych, a zwłaszcza słuszność podjętych środków zaradczych, wciąż są niedostępne. Polskie Sieci Energetyczne przekazały wymagany prawem raport Urzędowi Regulacji Energetyki oraz Ministerstwu Energii, ale został o utajniony. Nasi rozmówcy z obu instytucji generalnie zgadzali się, że powinna zostać sporządzona obszerna wersja jawna, ale nic takiego nie zostało zrobione. Bez ujawnienia, co dokładnie stało się 10 sierpnia 2015 r., wchodząca w decydującą fazę dyskusja o rynku mocy będzie zawsze niepełna.

O dziwo, wydarzenia z sierpnia nie zainteresowały Najwyższej Izby Kontroli, choć zamierza ona w tym roku prześwietlić budowę połączenia polsko-litewskiego.

10 sierpnia 2015 r. był upalnym, bezwietrznym dniem, podczas którego aż prosiło się, by włączyć klimatyzację, niefrasobliwie zwiększając zapotrzebowanie na moc w systemie. Jednocześnie niedostępne były ponad 2 GW mocy w elektrowniach chłodzonych wodą z rzek i jezior.

Nie mieliśmy, i nadal nie mamy, energetyki słonecznej, która mogłaby wesprzeć moce wytwórcze w szczycie dziennym. Prawie w ogóle nie było wiatru, więc sytuacji nie mogły uratować też farmy wiatrowe. Inaczej było za to w północnych Niemczech - tam warunki były wietrzne, co zwiększyło produkcję energii z OZE i przepływy kołowe. By je zrekompensować, Polska musiała zastosować redispatching.

Co zmieniło się w ciągu tego roku?

PSE, nauczone bolesnymi doświadczeniami, uruchomiło szereg środków, które zwiększają margines bezpieczeństwa do niewyobrażalnego 12 miesięcy temu poziomu. 9 sierpnia, planowana rezerwa mocy dostępnej dla OSP wynosiła ponad 7 GW (dzień wcześniej nawet 8,7 GW).

Po pierwsze, pomaga pogoda. Zapotrzebowanie na moc 8 sierpnia 2015 r. przekroczyło wprawdzie 21 GW i było o 500 MW wyższe niż w porannym szczycie feralnego 10 sierpnia rok wcześniej. Dzięki niższym temperaturom i wyższemu poziomowi wód nie ma za to problemu z awaryjnymi postojami bloków. Z danych PSE wynika, że w poniedziałek 8 sierpnia w czasie porannego szczytu nieplanowe ubytki mocy wyniosły tylko 964 MW.

W remoncie były jednostki o mocy 698 MW. Planowe remonty bloków w elektrowniach zostały w tym roku z okresu wakacyjnego poprzesuwane na czerwiec i okres jesienny (co sprawiło, że tegoroczny czerwiec był dość trudny pod względem rezerw mocy). W tym roku wieje. Moc energii z wiatru w poniedziałek 8 sierpnia w porannym szczycie wyniosła prawie 2,2 GW.

Kolejny czynnik - wzrósł import energii. W okresie szczytu rannego saldo wymiany z zagranicą wynosiło 820 MW na plusie. Sytuacja obecnie jest o tyle lepsza, że uruchomiono Lit-Pol Link. Dzięki przesuwnikom fazowym pojawiła się też możliwość importu energii z Niemiec.

Z technicznego punktu widzenia lekcja została więc w ogromnej części odrobiona. Niestety, nie da się tego powiedzieć o części administracyjnej.

Procedury odłączania przemysłu od prądu okazały się nieprzystające do nowoczesnej gospodarki. Zgodnie z prawem rząd  nakłada na firmy obowiązek ograniczenia poboru prądu w sytuacji z jaką mieliśmy do czynienia w sierpniu 2015 r. Ale firmy często nie wiedziały jak się mają zachować - w końcu ostatnie ograniczenia zdarzały się w latach 80-tych, a 20. stopień zasilania kojarzył się raczej z serialem "Alternatywy 4" a nie  z gospodarką członka UE.

Przedsiębiorcy stojąc przed wyborem między błyskawicznymi wielomilionowymi stratami spowodowanych brakiem zasilania (np. w chłodniach) a perspektywą wieloletniego postępowania przed URE kierowali się zasadą "bliższe niebezpieczeństwo jest groźniejsze" i nie ograniczali poboru. Minął rok... i zostaliśmy z tymi samymi procedurami.

Bez wątpienia potrzebna jest ich zmiana, ustanowienie jakiejś hierarchii i kolejności ograniczania poboru. Bo przecież potencjalne straty fabryki mrożonek, w której może "popłynąć" cały towar, i straty producenta mebli są nieporównywalne.

Urząd Regulacji Energetyki wszczął rekordową liczbę postępowań w sprawie firm, które nie dostosowały się do ograniczeń - aż 1129. Biorąc pod uwagę braki kadrowe w URE to istnieje duża szansa, że spora część zainteresowanych osób będzie się tłumaczyć już na emeryturze, albo nawet nie doczeka końca procedury.

Odłączenie od prądu poderwało zaufanie przemysłu do energetyków - przed tegorocznym latem do siedziby PSE pielgrzymowali przedstawiciele największych fabryk dręczeni pytaniem czy sytuacja się nie powtórzy.

Wraz ze zmianą przepisów powinna przyjść amnestia. Mówił o niej kilkanaście dni po bolesnym doświadczeniu z 10 sierpnia ówczesny wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński. Mówił o potrzebie amnestii dla firm, które nie podporządkowały się obowiązkowi ograniczenia poboru. Niestety, na słowach się skończyło, zaś nowy rząd miał inne priorytety.

Justyna Piszczatowska, Rafał Zasuń, WysokieNapiecie.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: blackout | energetyka | prąd | PSE | Polskie Sieci Elektroenergetyczne

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM