Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Deficyt w handlu zagranicznym będzie niegroźny

Choć pierwsze półrocze polski handel zagraniczny skończył nadwyżką eksportu nad importem w wysokości 972,3 mln euro, import rośnie tak szybko, że dodatnie saldo pewnie już się nie utrzyma. Ale deficyt handlowy nie będzie groźny. Świadczy o tym, że gospodarka nabiera nowych sił – uważają ekonomiści.

I eksport, i import w pierwszej połowie roku bardzo szybko rosły - pokazują dane GUS. Wartość polskiego eksportu osiągnęła 99,1 mld euro, co oznaczało wzrost w stosunku do I półrocza zeszłego roku o 8,4 proc. W zeszłym roku w pierwszym półroczu, w porównaniu z pierwszymi sześcioma miesiącami roku poprzedniego, eksport liczony w euro wzrósł zaledwie o 3,5 proc., a jeszcze rok wcześniej - o 8,5 proc.

Dlaczego eksport tak wyraźnie przyspieszył w pierwszym półroczu? Głównie dzięki poprawie sytuacji gospodarczej w strefie euro, dokąd wywożone jest 56,6 proc. towarów z Polski. Oczywiście eksportowi pomagał także stosunkowo słaby złoty. Ale widać również, że polskie firmy swoją pozycję za granicą rozbudowują i umacniają.  

Reklama

- Wzrost eksportu odzwierciedla ożywienie w strefie euro, napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, niedowartościowanie złotego oraz strukturalną ekspansję zagraniczną polskich firm - mówi Interii Michał Rot, ekonomista PKO Banku Polskiego.

Poprawa koniunktury w strefie euro, gdzie gospodarka w drugim kwartale odnotowała 2,2 proc. wzrostu PKB, licząc rok do roku, i 0,6 proc. kwartał do kwartału, pomaga naszemu eksportowi. Równocześnie coraz śmielej wchodzi on także na inne rynki. W minionym półroczu eksport do USA zwiększył się o 26,6 proc. Choć Stany Zjednoczone mają niewielki, bo 2,8-procentowy udział w naszym eksporcie, dynamika jest imponująca.

Ale czy tak będzie dalej, to jeszcze nic pewnego, bo przez prawie całe pierwsze półrocze dolar pozostawał silny. Dopiero druga połowa roku, zapewne ze słabszym dolarem, pokaże, czy polskie firmy na trwałe zbudowały w USA swoją pozycje, czy był to tylko efekt korzystnego dla eksporterów kursu.    

Przyspieszenie eksportu?

Wszystko to razem zapowiada jednak, że eksport może nadal rosnąć, być może w jeszcze szybszym tempie niż do tej pory. Przypomnijmy, że w czerwcu Ministerstwo Rozwoju podwyższyło prognozę wzrostu eksportu w tym roku do 7,5 proc. z wcześniejszej, mówiącej o wzroście o 5 proc. Biorąc rzecz jasna pod uwagę, że sytuacja na świecie jest pełna niepewności, niewykluczone, że po danych za półrocze znowu prognozę podwyższy.   

Do wzrostu eksportu przyzwyczailiśmy się przez ostatnie lata. Najciekawsze jest to, co dzieje się z importem. W pierwszym półroczu do kraju sprowadzono towary o wartości 98,2 mld euro. W ciągu półrocza import wzrósł aż o 10,9 proc. Dwucyfrowego wzrostu importu nie było od lat. To bez porównania więcej niż w roku ubiegłym.

W zeszłym roku po pierwszym półroczu sprowadzone zostały do Polski towary o wartości 88 mld euro. Było to więcej niż w tym samym okresie poprzedniego roku o 1,6 mld euro, czyli o zaledwie 1,8 proc. Co więcej, w całym zeszłym roku w stosunku do poprzedniego eksport wzrósł zaledwie o 5,2 proc. Wygląda na to, że w tym roku wzrost będzie dwa razy większy, bo w gospodarce nie zapowiada się spowolnienie, a wręcz przeciwnie.

W opinii Michała Rota w drugiej połowie roku da o sobie znać import inwestycyjny w związku z tym, że firmy zaczynają nieco odważniej inwestować. I to dodatkowo podniesie wartość sprowadzanych do Polski towarów.

- Szybki wzrost importu w pierwszej połowie roku to efekt rosnących cen surowców. W drugiej połowie roku większą rolę ogrywać będzie silny popyt wewnętrzny, głównie przyspieszające inwestycje - wyjaśnia analityk PKO BP.

Efekt wysokich cen surowców widać po danych o imporcie z Rosji. W pierwszym półroczu wzrósł on aż o 28,3 proc. licząc rok do roku. Analitycy firmy obsługującej wymianę walut Akcenta twierdzą, że równoczesny wzrost eksportu do Rosji o 16,9 proc. rok do roku świadczy nie tylko o surowcowym uzależnieniu od sąsiada ze Wschodu. Także o tym, że relacje handlowe z Rosją, zamarłe po kryzysie ukraińskim, zaczęły się właśnie odbudowywać, czemu sprzyja prawdopodobne wyjście Rosji z recesji w tym roku.

Deficyt oznaką ożywienia

W efekcie po dwóch latach nadwyżki handlowej, zaczęła ona topnieć. Przypomnijmy, że niemal od początku transformacji, a ściślej od czasu, gdy złoty stał się walutą wymienialną, mieliśmy same handlowe deficyty. Rekordowy deficyt w kryzysowym 2008 roku wyniósł 26,2 mld euro. Były wtedy bardzo poważne powody do niepokoju.

I wreszcie w 2015 roku deficyty handlowe się skończyły. Wtedy to po raz pierwszy zanotowaliśmy nadwyżkę 2,4 mld euro, a rok później urosła ona do 3,9 mld euro. Wydawało się, że Polska dołączyła do tych gospodarek, które swoją siłę zawdzięczają konkurencyjnemu eksportowi.

Tymczasem po pierwszym półroczu tego roku mamy tylko skromne 972,3 mln euro nadwyżki, podczas gdy w tym samym okresie zeszłego roku było to 3,6 mld euro. Może to oznaczać, że na koniec roku znowu w handlu zagranicznym pojawi się deficyt. Czy w związku z tym jest się czego obawiać? Czy to znaczy, że nasza gospodarka nie jest jednak tak silna, jak się wcześniej wydawało?

Niekoniecznie. Polska wciąż dogania kraje bardziej rozwinięte i dużą część importu stanowią maszyny i urządzenia, linie produkcyjne, licencje. Wszystko to podnosi konkurencyjność naszej gospodarki na świecie i pozwala jej także więcej eksportować. W tej sytuacji szybko rosnący import i deficyt handlowy może oznaczać, że gospodarka zbiera siły na przyszłość i coraz bardziej się rozkręca.     

Według analityków Akcenty, instytucji płatniczej zajmującej się od 20 lat obsługą transakcji walutowych, rosnący szybko import tylko w części odpowiada wzrostowi popytu konsumentów na towary zagraniczne. Oznacza głównie, że polskie firmy zwiększają inwestycje, zamawiają sprzęt i materiały po to, żeby więcej produkować i sprzedawać, w tym również za granicę.

- Część produkcji może zostać przeznaczona na rynek wewnętrzny, ale i na sprzedaż zagraniczną. Rosnący import może więc po części służyć większemu eksportowi w przyszłości - mówi Radosław Jarema z Akcenty.

Ale zapłacimy za to najprawdopodobniej deficytem handlowym.

- Gospodarka Polski weszła w fazę silnego ożywienia, co oznacza, że w miejsce nadwyżki handlu towarami będziemy mieć deficyt - dodaje Michał Rot.

Deficyt nie będzie jednak już tak niepokojąco wysoki jak w ubiegłych latach, bo wzrost eksportu jest wciąż bardzo silny, a ma szansę jeszcze przyspieszyć. Nawet jeśli w handlu zagranicznym deficyt się pojawi, w tym roku nie powinien przekroczyć kilkuset milionów euro.

- Biorąc pod uwagę poprzednie okresy ożywienia z roku 2011, gdy deficyt w handlu towarami przekraczał znacznie 3,0 proc. PKB, a w latach 2007-2008 nawet 5,0 proc. PKB, prognozowana przez nas skala deficytu na 0,1 proc PKB będzie minimalna - mówi analityk PKO BP.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | handel zagraniczny | import | eksport | firmy

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM