Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Polacy wybierają emeryturę!

Dla wielu osób wiek emerytalny jest jak busola. Nie tylko dopasowują do niego czas odejścia z pracy, także determinuje on decyzje pozornie z nim niezwiązane.

- Ludzie potrzebują punktów czy struktur, które pomagają decydować i planować życie - tłumaczy Piotr Lewandowski, ekonomista, prezes Instytutu Badań Strukturalnych. Jego zdaniem dla wielu osób taką cezurą w życiu jest wiek emerytalny. - Jeśli ktoś wie, że ustawowy wiek emerytalny wynosi 60 lat to planuje nie tylko, że wówczas przejdzie na emeryturę, ale także co będzie na niej robił (podróżował, opiekował się wnukami czy się przeprowadzi). Co więcej, jeśli ma 55 - 56 lat to nie będzie inwestował w poszerzanie kompetencji zawodowych, czy w zmianę profesji. Dla takiej osoby jest to działanie irracjonalne. To nietrafiona inwestycja - dodaje ekonomista.

Reklama

Oblężenie ZUS

W ciągu trzech tygodni września ponad 176 tys. osób złożyło wniosek o emeryturę, na jaką chcą przejść od października. To w większości osoby, które będą mogły skorzystać z obniżonego wieku emerytalnego (60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn). Jest to powrót do stanu sprzed zmiany z 2012 r., która wprowadziła stopniowe podwyższanie wieku emerytalnego do 67 lat bez względu na płeć. Wnioski o przejście na emeryturę według nowych zasad można składać od 1 września. Zakład Ubezpieczeń Społecznych szacuje, że z prawa do emerytury od 1 października może skorzystać ponad 330 tys. osób.

Do wielu osób nie przemawiają argumenty, że system emerytalny jest tak skonstruowany, iż każdy rok pracy ponad ustawowy wiek pozwala na uzyskanie wyższego świadczenia. Dodatkowy rok pracy podwyższa świadczenie o 8 proc., a pięć lat o ponad 30 proc. Wynika to stąd, że przy formule zdefiniowanej składki im później skończymy płacić składki emerytalne tym większy uzbieramy kapitał. A będzie on dzielony na miesięczne świadczenia przez potencjalnie krótszy czas życia, niż gdybyśmy to robili pięć czy dziesięć lat wcześniej. Zazwyczaj większość ok 80 proc. ubezpieczonych korzysta z prawa do emerytury natychmiast gdy je uzyska. Najprawdopodobniej teraz będzie tak samo.

Konieczne wyraźne zachęty

Piotr Lewandowski przypomina, że w Norwegii zastosowano mechanizmy, które spowodowały, iż ludzie pracują dłużej niż do momentu osiągnięcia ustawowego (wcześniejszego - 62 lata) wieku emerytalnego. - Tam istnieje system zdefiniowanego świadczenia. Zapisano wyraźne bodźce do dłuższej pracy w formule świadczenia. Są zrozumiałe. W Polsce tłumaczenie, iż wysokość emerytury zależy od tego ile składek uzbieraliśmy oraz jaki jest średni czas życia, dla wielu osób jest tak samo enigmatyczna, jak niezrozumiała - uważa Piotr Lewandowski. Na pytanie czy możliwa jest sytuacja, by więcej osób pracowało po osiągnięciu ustawowego wieku emerytalnego odpowiada: - Może się tak stać w dwóch sytuacjach: albo gdy świadczenia będą rzeczywiście niskie lub gdy powiążemy możliwość otrzymania emerytury ze stażem pracy, a nie tylko z wiekiem emerytalnym.

- Politycy umożliwiają ludziom nieracjonalne zachowania i dlatego niewiele osób dłużej pracuje - uważa z kolei Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji "Lewiatan" i członek Rady Nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. - W Polsce rośnie liczba minimalnych świadczeń i emerytur niższych niż minimalne - dodaje.

Po to, by dostać emeryturę minimalną kobieta będzie musiała mieć od października 20 letni staż ubezpieczeniowy, a mężczyzna 25 - letni. Politycy dają do zrozumienia, że minimalne świadczenie będzie rosło. A jeśli tak i jeśli panie rzeczywiście zaczęłyby kalkulować wysokość przyszłego świadczenia, to okazałoby się, że po to by mieć wyraźnie wyższą emeryturę od minimalnej, trzeba mieć staż znacznie dłuższy niż 30 lat płacenia składek. Wiele z nich woli więc przejść na emeryturę w ustawowym wieku bez względu na jej wysokość niż szacować ile muszą pracować, by podnieść wysokość świadczenia.

Jeremi Mordasewicz zwraca uwagę na dwie prawidłowości, o których rzadko myślimy wybierając emeryturę. Po pierwsze wiele osób planuje dorabianie na emeryturze. Nie zastanawiają się nad tym, że czas dezaktywności zawodowej najczęściej składa się z trzech faz. W pierwszej mamy ochotę by jeszcze dorabiać, w drugiej - przestajemy mieć wystarczająco dużo sił do pracy, a w trzeciej wymagamy opieki - a to podnosi koszty utrzymania. Na to nakłada się drugie zjawisko: emerytury rosną w dłuższej perspektywie wolniej niż wynagrodzenia. - Jeśli w tym roku świadczenie wyniesie 50 - 55 proc. przeciętnej płacy, to za dwadzieścia kilka lat będzie to już około 30 proc. - zauważa Jeremi Mordasewicz. - Czyli w czasie gdy ze względów zdrowotnych będziemy potrzebowali więcej pieniędzy - będziemy mieli ich mniej. Pomimo zachowania realniej wartości świadczenia na tym samym poziomie relatywnie będziemy ubożsi, ponieważ młodsi będą mieli znacznie więcej pieniędzy niż pracujący teraz - tłumaczy ekspert. Wydaje mu się, że dopóki system będzie się zmieniał często i chaotycznie coraz mniej osób będzie miało do niego zaufanie. A to oznacza, iż będą chcieli otrzymać emeryturę najszybciej jak tylko będzie to możliwe.

Aleksandra Fandrejewska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: emerytura | wiek emerytalny | ZUS | system emerytalny

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM