Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Jakość kształcenia na polskich uczelniach nieprędko się poprawi

Polskie uczelnie wypadają słabo w międzynarodowych rankingach pod względem poziomu kształcenia. Paradoksalnie polski system ocen jakości nauczania sprzyja wydawaniu ocen pozytywnych, stąd niskie zainteresowanie większości ośrodków akademickich wyjściem poza sferę komfortu. I mimo nowej ustawy Nauka 2.0 nieszybko się to zmieni.

W poprzednim roku akademickim studiowało w Polsce niecałe 1,3 miliona osób, to o 4,2 proc. mniej niż w latach 2016/17, a trend spadkowy jako konsekwencja niżu demograficznego trwa już kilka lat - sześć lat temu studentów było aż o pół miliona więcej. To jednak w dalszym ciągu jeden z najwyższych wskaźników w Europie biorąc pod uwagę relację liczby studentów do wielkości populacji. Przekłada się to na 130 uczelni publicznych i ponad 300 wyższych szkół niepublicznych, w których nauki pobierało około 300 tys. studentów. Masowość studiowania od lat jednak przekłada się na jego jakość. Świadczy o tym pozycja polskich uczelni w międzynarodowych rankingach. Według najbardziej uznanego - szanghajskiego - w pierwszej pięćsetce mamy tylko dwie szkoły wyższe - Uniwersytet Warszawski i Jagielloński (odpowiednio w czwartej i piątej setce). Hiszpania, kraj o podobnym potencjale ludnościowym i wskaźniku scholaryzacji na poziomie wyższym posiada w tym rankingu aż 10 ośrodków akademickich.

Reklama

Znane przyczyny

Na niską jakość kształcenia na polskich uczelniach składa się kilka istotnych czynników, które w swoim raporcie analizuje Najwyższa Izba Kontroli. Proces kształcenia jest już negatywnie obciążony od momentu rekrutacji, który sprawia, że uczelnie konkurują o coraz bardziej zmniejszającą się liczbę kandydatów na studia. Na pierwszy rok przyjmowane są osoby na podstawie wyników egzaminów maturalnych, a uczelnie w zasadzie nie stosowały w tym zakresie progów minimalnych. Granicą naboru był tylko limit miejsc na poszczególnych kierunkach. Wyższą jakość z reguły prezentowali kandydaci na studia techniczne i obejmujące nauki ścisłe. Do niedawna istniejący system finansowania szkolnictwa wyższego był ściśle powiązany z liczbą studentów, która określała wartość przyznanej dotacji. Teoretycznie zmieniła to nowelizacja ustawy ze stycznia 2017 roku. Zgodnie z nią w państwowej szkole wyższej na jednego nauczyciela akademickiego nie może przypadać więcej niż 13 studentów. Jeżeli uczelnia przekracza ten limit, ministerstwo obetnie jej dotację. Na razie jednak niewiele się zmieniło, bo uczelnie tylko symbolicznie skorygowały limity przyjmowanych studentów.    

Z prawnego rozwiązania mogą natomiast korzystać podmioty prywatne przechwytując kandydatów na studentów ze szkół publicznych. W konsekwencji, w dalszym ciągu studenci uczą się w bardzo dużych grupach ćwiczeniowych - w szkołach publicznych ponad 20-osobowych, prywatnych ponad 30-osobowych, chyba że miały kłopoty z wypełnieniem limitu kandydatów. W tak dużych grupach trudno o rzetelne studiowanie i właściwą relację wykładowca-student. A do słabego poziomu wiedzy i intelektu studentów w wielu przypadkach dostosowane są wymogi egzaminów przedmiotowych. O różnicy w poziomie kształcenia w ośrodkach publicznych i prywatnych mówi też koszt kształcenia jednego studenta - 21 tys. złotych w uczelni państwowej i 8 tys. niepublicznej, choć zdarzają się szkoły prywatne prezentujące wysoki poziom - w tegorocznym rankingu portalu Perspektywy najwyższe 12 miejsce zajęła Akademia Leona Koźmińskiego w Warszawie. O niskim poziomie kształcenia świadczy też wskaźnik ukończenia studiów w terminie - w szkołach prywatnych to 70 proc, ale na niektórych kierunkach to ledwie 30 proc. - na ostatni rok studiów docierają więc osoby, które powinny z uwagi na swoje umiejętności zakończyć przygodę akademicką znacznie wcześniej. Utrata takiego studenta to jednak konkretna finansowa strata dla uczelni. Gwoli sprawiedliwości warto wskazać, że narzędziem mogącym oddziaływać na jakość kształcenia jest tzw. dotacja projakościowa, która premiuje uzyskanie wysokiego poziomu nauczania i przyjmowanie maturzystów osiągających bardzo dobre wyniki egzaminacyjne - w zeszłym roku uczelnie otrzymały z tego tytułu 82 mln złotych.

Kompetencje kadry akademickiej

Do tej pory nie było czytelnej ścieżki rozwoju dla pracowników zajmujących się dydaktyką. Na zjawisko to zwróciła uwagę Komisja Europejska postulując wprowadzenie wymogu uzyskania certyfikatu potwierdzającego posiadanie kompetencji dydaktycznych do roku 2020. Również w kierunku rozwoju tych kompetencji idzie Konstytucja dla Nauki 2.0, która znosi chociażby obowiązek habilitacyjny dla pracowników otwierając im możliwość specjalizowania się w dydaktyce. Problemem na uczelniach jest też zjawisko odwróconej piramidy wiekowej czyli dominacja pracowników w starszym wieku, co nie sprzyja dyfuzji nowych idei i dostosowaniu programów studiów do dynamicznie zmieniającego się rynku pracy - przedmiotów z zakresu sztucznej inteligencji, nowoczesnych technologii finansowych na studiach praktycznie nie ma i nie chodzi tu tylko o kierunki techniczne.

Żadna instytucja w Polsce nie jest zobowiązana do prowadzenia systematycznych badań nad jakością kształcenia, a ministerstwo nie posiadało całościowej informacji w tym zakresie - wynika z analiz NIK. Zewnętrzną niezależną wobec uczelni instytucją powołaną do tego jest Polska Komisja Akredytacyjna (PKA), która wydaje corocznie kilkaset ocen dotyczących kierunków studiów. Oceny takie mają jednak charakter jednostkowy i wg NIK nie tworzą spójnego obrazu jakości kształcenia. Oceny mają zasadniczo charakter formalny, bo oceniane jest wypełnianie przez uczelnie wymogów dot. zapewnienia systemu jakości kształcenia. Biorąc pod uwagę niską pozycję polskich ośrodków akademickich w rankingach międzynarodowych paradoksalnie dobrze wypadają oceny dokonywane przez PKA - w badanym okresie do 2017 roku - aż 92 proc. kierunków studiów otrzymało oceny pozytywne. Warto też zwrócić uwagę, że w latach 2015-2017 ministerstwo zawiesiło uprawnienia do prowadzenia studiów pięciu uczelniom niepublicznym i żadnej publicznej. W porównaniu z innymi krajami niekorzystnie na poziom kształcenia w Polsce wpływa silne rozproszenie instytucji nauki i szkolnictwa wyższego - jest zbyt dużo małych i słabych kompetencyjnie uczelni, co oznaczać może słabe wykorzystanie potencjału kadrowego i publicznych środków finansowych. W Niemczech podobna liczba podmiotów kształcenia wyższego, głównie publicznych obsługiwała ponad dwukrotnie wyższą liczbę studentów.

Niż demograficzny i wdrożenie ustawy Nauka 2.0 z pewnością wpłynie na liczbę wyższych uczelni w Polsce. W krótkim okresie czasu jednak biorąc pod uwagę przedstawiony obraz szkolnictwa wyższego podniesienia jakości kształcenia nie należy się spodziewać.

Mirosław Ciesielski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: studenci

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM