Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Hausner: Pięć dylematów polityki społecznej

- Wszystko się zmienia. I ta zmiana powoduje, że pomysł na konserwatywną politykę społeczną - my wam dajemy pieniądze, organizujemy szkolenia, prace interwencyjne, pokazujemy zamknięty katalog możliwości - jest anachroniczny. Często wierzymy, że możemy wrócić do tego, co było, zatrzymać zmiany. A tak nie jest - komentuje wyzwania dla polityki społecznej w Polsce prof. Jerzy Hausner, b. członek Rady Polityki Pieniężnej, a także b. minister gospodarki, pracy i polityki społecznej.

Aleksandra Fandrejewska: Jakie problemy związane z polityką społeczną będą mieć najpoważniejszy  wpływ na wzrost i rozwój gospodarczy w Polsce w najbliższych dekadach? Może pan wymienić pięć najpoważniejszych - pana zdaniem - zagrożeń dla tego rozwoju?

Prof. Jerzy Hausner: - Zmiana demograficzna jest niewątpliwie najważniejszym problemem. Przeobrażenia struktury wiekowej społeczeństwa przyspieszają gwałtownie i to spowoduje rozległe konsekwencje w najbliższych dekadach. Zmniejszą się zasoby pracy. Co prawda to jest bardziej konsekwencja dla samej gospodarki niż dla polityki społecznej, ale z niej wynika kolejny problem: przy rosnącej grupie seniorów i zmniejszającej się ludzi aktywnych zawodowo jeszcze wyraźniejsze stają się kłopoty systemu ubezpieczeń społecznych i opieki zdrowotnej.

Reklama

- Dlatego już teraz powinniśmy pomyśleć o nowych rozwiązaniach, na przykład o ubezpieczeniu pielęgnacyjnym. Gwałtownie zmienia się układ demograficzny, więc należałoby wprowadzić dodatkowe zabezpieczenie w postaci opieki długoterminowej w wieku starszym. Rozmawialiśmy o tym już kilkanaście lat temu, ale nigdy go nie wprowadziliśmy.

- Drugi problem związany z polityką społeczną to narastające nierówności społeczne. Przy czym dla mnie poważniejszym zakłóceniem są nierówności strukturalne w dostępie do kluczowych zasobów niż nierówności dochodowe. Te drugie łatwiej korygować, jeśli nie dopuszcza się do skrajności w zakresie tych pierwszych.

Co to znaczy?

- Nasze społeczeństwo zaczyna się rozwarstwiać w sposób, którego nie da się sprowadzić do prostego podziału: mam pieniądze - nie mam pieniędzy, czyli: stać mnie lub nie stać. Mamy coraz więcej osób, które mają utrudniony lub uniemożliwiony dostęp do edukacji, opieki zdrowotnej, informacji czy kapitału. Ten nowy schemat dzieli się przede wszystkim na miasto-wieś, ale to nie znaczy na rolnictwo-przemysł, jak to było kiedyś. Obecne różnice wynikają z różnic cywilizacyjnych, infrastrukturalnych.

Polityka społeczna powinna niwelować te różnice?

- Tak, ale mądrze. Nie można ludzi uzależniać od państwa. Nie chcę, by ludzie byli obok państwa, ale też nie mogą funkcjonować uzależnieni od państwa. Obywatele muszą być niezależni ekonomicznie od państwa, na tyle,na ile to możliwe przy danym poziomie zamożności społeczeństwa. Dlatego między innymi wymyśliliśmy w systemie ubezpieczeń emerytalnych część kapitałową. Nazwaliśmy zresztą program reformy emerytalnej "Bezpieczeństwo dzięki różnorodności". Ważne byśmy nie byli uzależnieni od jednego podmiotu, jednej formuły, jednego portfela. Gdy mamy wybór i umiemy z niego skorzystać, to silna jest podstawa naszej ekonomicznej i społecznej podmiotowości.

- Niezależność to jest zdolność do podmiotowego działania. I patrząc w tych kategoriach na politykę społeczną trzeba pamiętać, że nikt nie może być skazany na jeden mechanizm działania, uzależniony od tego, co państwo (administracja) mu zaoferuje. Mówię nie tylko o sprawach emerytalnych. Chciałbym, by każdy mógł skorzystać z różnych typów usług społecznych: prywatnych, publicznych, typu non-for-profit. Dotyczy to tak rynku pracy, jak i wspomnianych ewentualnych ubezpieczeń pielęgnacyjnych. Nie chodzi o to, by jednostka miała formalną zdolność wyboru, ale by rzeczywiście mogła wybierać.

- Nasze życie nie tylko znacznie się wydłużyło, ale też stało się mniej przewidywalne. Tradycyjny model trzypokoleniowej rodziny już nie istnieje, nie ma już więc ciągłości zobowiązań międzypokoleniowych, jakie funkcjonowały do niedawna. Wszystko się zmienia. I ta zmiana powoduje, że pomysł na konserwatywną politykę społeczną - my wam dajemy pieniądze, organizujemy szkolenia, prace interwencyjne, pokazujemy zamknięty katalog możliwości - jest anachroniczny.

- Triada: rodzina, polityka społeczna, praca - jest przebrzmiałym sposobem myślenia. Pierwsza powinna być podmiotowość, druga - aktywność, kolejna - praca, potem nawet nie rodzina, a więź, i na końcu pomoc socjalna. To nie ruguje rodziny, ale przecież pamiętajmy, że tradycyjny zamknięty model rodziny jest w zaniku. Często wierzymy, że możemy wrócić do tego co było, zatrzymać zmiany. A tak nie jest.

Często jednak z pomocy socjalnej, czy szerzej społecznej, korzystają ludzie nieporadni życiowo. Jak spowodować by chcieli i umieli wybierać, szukać, decydować?

- To jest właśnie kolejny dylemat, z jakim musimy się zmierzyć. Brakuje nam kompetencji kulturowych. Jeśli chcemy mieć społeczeństwo, w którym każda praca wnosi kontrybucję do naszego systemu, jeśli chcemy rozwiązać problem dostępu do różnego rodzaju usług, jeśli chcemy rozwiązać problem demograficzny, to ludzie muszą mieć dostęp do kompetencji, które są kompetencjami kulturowymi, a nie tylko technicznymi. Do takich, które się wiążą się z wyobraźnią, z myśleniem, z planowaniem i projektowaniem. Temu właśnie ma służyć zmniejszenie dysproporcji społecznych.

A piąty dylemat?

- To jest coraz poważniejszy problem pracy, którą ludzie wykonują, a która nie jest wynagradzana. A jeśli nie będzie wynagradzana, to nigdy nie będą upodmiotowieni. To jest dylemat kobiet, które odpowiadają za gospodarstwo domowe, a ich praca nie jest wynagradzana. To także problem braku wypłacania wynagradzania za nasze pomysły przez wielkie korporacje. To jest także przytyk do umów, które nie chronią pracowników, bo pracodawcy - silniejsi - nadużywają swoją pozycję na rynku pracy.

- Jeśli nie rozwiążemy problemu "unpaid work" (niepłatnej pracy), to nie poradzimy sobie z frustracją "working poor" (czyli pracujących za taką płacę, która uniemożliwia utrzymanie nas samych, już nawet nie rodziny).

- Te pięć kwestii, jakie wymieniłem, to są problemy świata. Ale u nas wystąpią ze znacznie mocniejszą siłą, bardziej gwałtownym przebiegiem niż to było w innych krajach. Do tej pory rozwijaliśmy się w takim tempie, że mogliśmy tych dylematów nie zauważać, zostawić je nieco z boku.

Będzie to mieć wpływ na finanse publiczne?

- Tak, mają silne odniesienia finansowe. Ale nie tylko wpływa na finanse publiczne, także na finanse przedsiębiorstw. Do tej pory dla firm najważniejsza była elastyczność: przyjmuję, zwalniam, przyjmuję, zwalniam. Jeśli ktoś gra na utrzymanie się na rynku w perspektywie kilku lat, to taka "opportunity game" może się opłacać, ale jeśli myśli o długofalowym rozwoju firmy, to nie jest już dobra strategia. Zresztą, w "opportunity games" wygra 15-20 proc. firm, a co z resztą? Większość nie może wygrać. Państwo, administracja, polityka społeczna - powinny pomyśleć, co można zrobić w relacji: jednostka - szkoła, jednostka - uczelnia, jednostka - przedsiębiorstwo. Jakie stworzyć warunki do gry, gdzie szanse mają niemalże wszyscy?

Co to znaczy dla przedsiębiorstwa?

- Z punktu widzenia przedsiębiorstwa, jeśli gram na bieżąco, nie potrzebuję strategii. Ale jeśli zastanawiam się nad strategią rozwoju, to zaczynam myśleć o zarządzaniu wiekiem, o programie emerytalnym. Państwo powinno stworzyć ramy wymuszające, aby duży pracodawca musiał zaoferować zakładowy program emerytalny, z którego pracownik może nie korzystać, ale musi to wyraźnie zadeklarować. I za trzy lata powinien dostać ponowną propozycję.  Państwo mówi wówczas do biznesu: pracownik może, ale wy musicie. Bo wy jesteście silniejsi. Ten słabszy musi mieć możliwość wyboru.

- Często posługuję się przykładem amerykańskiej koszykówki - nie chcę powiedzieć, że amerykańska koszykówka jest wolna od słabości, ale tam istnieje "draft", wybieranie nowych graczy do ligi spośród młodych zawodników rozpoczynających karierę. Pierwsze wybierają kluby, które w lidze są najsłabsze. W ten sposób wzmacniam słabszych. Mamy w Europie Ligę Mistrzów, przyniosła ogromne pieniądze, ale im większe, tym bardziej są skoncentrowane w pięciu, sześciu klubach, inne nie mają szans.

- Jeśli nie ma szansy na wygraną, to taka gra eliminuje ryzyko, kompetencje i kreatywność. Jeśli więc poważnie mówimy o wyrównywaniu szans - a temu powinna służyć polityka społeczna - to musimy pomyśleć, jak to zrobić zdecydowanie i mądrze. A czasu wobec skali problemów coraz mniej.

Rozmawiała Aleksandra Fandrejewska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: społeczeństwo | demografia | dzietność

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM