Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Auta elektryczne na każdą kieszeń

Jeśli ruszą rządowe dopłaty w Polsce w 2025 roku może być 300 tys. samochodów elektrycznych. Zresztą za trzy-cztery lata ceny pojazdów elektrycznych w Europie Zachodniej mogą zrównać się z cenami samochodów tradycyjnych – uważa Maciej Mazur, dyrektor zarządzający Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych.

Monika Borkowska, Interia: Ustawa o elektromobilności weszła w życie ponad rok temu. Czy w wystarczającym stopniu wspiera rozwój rynku aut elektrycznych?

Maciej Mazur, dyrektor zarządzający Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych: - Środki, którymi dysponujemy w tej chwili, nie pozwalają rozwijać się branży w takim tempie, jak wszyscy by tego sobie życzyli. Potrzebujemy dodatkowych mechanizmów, jak te, które są w trakcie procedowania. Myślę tu o dobrze zapowiadającym się Funduszu Niskoemisyjnego Transportu i możliwych dopłatach do zakupu samochodu elektrycznego. W obecnej ustawie elementy wsparcia są nieliczne - zwolnienie z akcyzy, wyższe odpisy amortyzacyjne do 225 tys. zł oraz darmowe parkowanie i jazda bus pasami. Te zachęty są niewystarczające, by mogły przełożyć się na decyzję zakupową klientów. Kupujących blokuje przede wszystkim cena, z tego powodu potrzebne jest wydatne wsparcie w postaci systemu podatkowego czy właśnie dopłat bezpośrednich.

Reklama

Dopłaty rozruszają rynek w wystarczającym stopniu?

- W dużym stopniu tak. Branża bardzo liczy na te przepisy. Zapoznaliśmy się z projektem w połowie lutego, złożyliśmy jako organizacja uwagi i teraz czekamy, by pojawiła się wersja po poprawkach. Mamy świadomość, że ten proces potrwa - najpierw finalna propozycja będzie procedowana na poziomie krajowym, następnie będziemy musieli otrzymać zgodę Komisji Europejskiej na pomoc publiczną. A gdy Komisja wyda już zgodę, będziemy musieli zmagać się z procedurą dystrybucji środków z Funduszu - wydatkowanie pieniędzy odbywa się bowiem na zasadach konkursu. W tej chwili rynek wyhamował, bo wszyscy wstrzymują się z decyzją zakupową w oczekiwaniu na potencjalne dofinansowanie. Dobrze byłoby przyspieszyć cały ten proces.

Kiedy realnie mogłyby ruszyć dopłaty z Funduszu?

- Chcemy wierzyć, że wydatkowanie środków, choćby w formie zaliczek, będzie możliwe jeszcze w tym roku. To bardzo ważne, bo na bieżący rok jest przygotowany budżet w wysokości 340 mln zł. Natomiast łączny budżet Funduszu Niskoemisyjnego Transportu do 2027 roku wynosi blisko 7 mld zł. Część konkursów może być rozpisana bez notyfikacji Komisji Europejskiej, bo nie we wszystkich obszarach jest ona wymagana. Myślę tu o projektach zwiększających świadomość społeczną, o badaniach i rozwoju. Ale kluczowe kwestie - wsparcie zakupu pojazdów elektrycznych czy rozwoju infrastruktury - będą musiały czekać na unijną zgodę.

Same mechanizmy wsparcia są dla branży czytelne?

- Czekamy na szczegółowe zasady działania Funduszu Niskoemisyjnego Transportu. Nie jest jeszcze znany regulamin konkursów, nie wiadomo czy FNT rozpisze konkursy na wszystkich jedenaście obszarów, których dotyczy rozporządzenie, czy wybierze część z nich, przesuwając wsparcie pozostałych na przyszłe okresy. Wreszcie nie wiadomo, o jakich wolumenach mówimy. Oczywiście, dopłata w kwocie do 36 tys. zł na auto to bardzo dobry ruch, pozwoli rozwinąć rynek. Ale nie wiadomo, na ile samochodów zostanie przyznane dofinasowanie, jakie będą zasady wydatkowania środków, w jaki sposób będzie dokonywany wybór wniosków o wsparcie. W tym zakresie branża związana z elektromobilnością liczy na efektywne zasady i deklaruje wszelką gotowość konsultacji i współpracy z administracją.

Branża wskazywała wielokrotnie, że poza dopłatami bezpośrednimi bardzo istotnym czynnikiem wspierającym sprzedaż elektrycznych samochodów jest zwolnienie z podatku VAT. Czy toczą się z przedstawicielami rządu rozmowy w tej sprawie?

- My również, jako Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych, podkreślaliśmy, że warto podjąć próbę czasowego zniesienia VAT na auta elektryczne. Pokazujemy w naszych analizach, jak duży impuls stymulacyjny stanowiłoby to dla rynku. Rozumiemy jednak, że zmiany związane z VAT są stosunkowo trudne do przeprowadzenia na gruncie unijnym, dlatego też akceptujemy kwestię dopłat bezpośrednich. Ważne jest, by podjąć w końcu realne działania. Na tym etapie nie zabiegamy o wprowadzenie do procedowania kolejnego nowego elementu, zależy nam na dokończeniu działań, które są w toku.

PSPA szacuje, że w 2025 roku park samochodów elektrycznych w Polsce może wzrosnąć z 3,5 tys. obecnie do 300 tys. To realne oczekiwania?

- Realne, ale wyłącznie przy założeniu, że ruszą dopłaty z Funduszu Niskoemisyjnego Transportu i że środki te będą wydatkowane efektywnie. W przeciwnym razie będziemy mogli liczyć na wolumen między 60 tys. a 100 tys. samochodów w 2025 r.

Samochody elektryczne są w tej chwili mniej więcej dwa razy droższe niż o napędzie tradycyjnym. Czy ta przepaść cenowa ma szansę się zmniejszyć?

- Wszystko zmierza w tym kierunku. Możemy się spodziewać, że cena aut elektrycznych zrówna się z ceną pojazdów konwencjonalnych. Wsłuchujemy się w zapowiedzi koncernów motoryzacyjnych na całym świecie. Widzimy, jak ambitne są plany związane z rozwojem elektromobilności. Do tego dochodzą postępujące zmiany technologiczne. Od 2010 do 2018 roku ceny baterii litowo-jonowych spadły o 85 proc. A stanowią one od 30 do 50 proc. wartości samochodu. Produkujemy baterie szybciej, wystarczają one na dłuższe dystanse. W najbardziej rozwiniętych krajach europejskich zrównanie cen aut tradycyjnych i elektrycznych nastąpi pewnie w okolicach 2022-2023 roku, w Polsce nieco później, być może w 2025-2026 roku. Ale na pojazdy elektryczne trzeba patrzeć przez pryzmat całkowitych kosztów użytkowania. One są droższe od konwencjonalnych, ale już teraz mają pewne przewagi - niższy koszt pokonania 100 km, niższe koszty związane z przeglądami itd.

Jak wygląda stan infrastruktury do ładowania aut elektrycznych w Polsce?

- Mamy około 850 punktów ładowania. To kropla w morzu w porównaniu do potrzeb. Holandia, która jest liderem w tym obszarze, poosiada blisko 40 tys. punktów ładowania. We Francji, Wielkiej Brytanii, Niemczech jest powyżej 20 tys. punktów, a w Norwegii powyżej 10 tys. Musimy zwiększać w Polsce liczbę stacji na trasach pomiędzy aglomeracjami, ale równolegle należy rozwijać sieć punktów do ładowania w miejscu zamieszkania, by również ci, którzy mieszkają w domach wielorodzinnych, mogli korzystać ze stacji ładowania w swoim garażu podziemnym czy na parkingu obok budynku.

Jak duża powinna być krajowa sieć?

- Rządowe plany zakładają powstanie 6400 punktów ładowania do 2020 roku, ale to za mało. Myślę, że komfortowo byłoby, gdybyśmy dysponowali minimum 10 tys. punktów. 

Jaki dystans jest w stanie średnio pokonać auto elektryczne na jednym ładowaniu?

- To się zmienia, zasięgi cały czas idą w górę. Zazwyczaj jest to nieco ponad 200 km, ale nowe modele wchodzące na rynek mogą pokonać trasę ponad 300 km. Obecnie testujemy samochód, który może przejechać bez ładowania ponad 400 km.

Jak wygląda rynek aut elektrycznych w Polsce na tle innych krajów?

- W ubiegłym roku w Polsce zarejestrowano 1 324 samochody elektryczne i hybrydy plug-in. W 2018 r. europejskim liderem była Norwegia (72 689 pojazdów), dalej Niemcy (67 658), Wielka Brytania (59 947) oraz Francja (45 623). Zakładamy, że w tym roku Niemcy zdetronizują Norwegię. Natomiast w skali globalnej zdecydowanym liderem pozostają Chiny i tu palmy pierwszeństwa chińskiemu rynkowi nie odbierze nikt przez długie lata. Z ponad 5 mln pojazdów elektrycznych na świecie prawie 2 mln jeździ w Chinach.

Również w Polsce ma powstać samochód elektryczny. ElectroMobility Poland, spółka odpowiedzialna za ten projekt, zapowiada, że produkcja ruszy przed 2023 rokiem. Jak Pan ocenia dotychczasowe tempo prac? Czy produkcja krajowego auta to słuszny kierunek?

- Budowa pojazdu elektrycznego jest skomplikowanym procesem, wymagającym inwestycji ogromnej skali. Nie podejmuję się oceny efektów działalności ElectroMobility Poland, bo znam zbyt mało szczegółów. Z ostatnich doniesień wynika, że spółka pozyskała niemieckiego partnera technologicznego, który będzie pełnił rolę integratora w procesie. Niemniej 100 tys. samochodów zjeżdżających z taśmy w pierwszym roku produkcji, czyli w 2023 roku, jest sporym wyzwaniem. To trudny pod wieloma względami projekt.

Rozmawiała Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: auta elektryczne | elektromobilność

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM