Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Krzysztof Krystowski, prezes PZL Świdnik specjalnie dla Interii

Gościem specjalnego studia Interii w czasie XXVI Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju był Krzysztof Krystowski, prezes PZL Świdnik.

Gościem specjalnego studia Interii w czasie XXVI Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju był Krzysztof Krystowski, prezes PZL Świdnik.

Przyszłość PZL-Świdnik, jednego z dwóch polskich producentów śmigłowców, nie jest pewna. Nieustannie istnieje ryzyko, że może stać się montownią. A to za sprawą przegranego rządowego kontraktu, który trafił do Francji.

Krzysztof Krystowski, prezes zarządu i dyrektor zarządzający PZL-Świdnik, podkreślał podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy, że historie przetargów na śmigłowce z tej firmy są pasjonujące i niezwykle emocjonujące. A ostatnio wręcz przypominają dreszczowiec. Wszystko za sprawą odrzuconej oferty na realizację 50 maszyn dla wojska, które wygrał francuski Airbus Helicopters.

Reklama

Przyjmiemy każde zamówienie

Krzysztof Krystowski podkreśla, że dla Świdnika realizacja nawet 5 śmigłowców jest dobrym zamówieniem. Firma nie ma tego problemu co zagraniczna konkurencja, która przekonuje, że jeśli klient nie kupi 50 maszyn, to jej się w ogóle nie opłaca wchodzić z jakimkolwiek montażem. Prezes przypomina, że początkowo przetarg był rozpisany na 26 śmigłowców. Po roku podwyższono zakup do 70 sztuk, ostatecznie stanęło na 50 maszynach. Prawdopodobnie ktoś podpowiedział rządowi, że gdy będzie tylko 26 maszyn, to Świdnik nie zadeklaruje ich wykonania i zostanie wybrany inny producent. Prezes Świdnika podkreśla jednak, że jeśli jest zamówienie na 20 śmigłowców, to dobrze, na 30 - bardzo dobrze, ale jeśli ktoś potrzebuje 5 maszyn, to firma też podejmie się ich wykonania. Przypomniał, że Świdnik obchodzi właśnie 60-lecie produkcji pierwszego śmigłowca, zatrudnia 3500 pracowników, ma ponad 600 inżynierów i na bieżąco produkuje śmigłowce.

Krzysztof Krystowski podkreśla, że deklaracja zakupu przez Polskę 50 śmigłowców 225M Caracal to strategiczne zamówienie za 13,5 mld zł, co jest ceną kosmiczną. Żaden kraj na świecie kupujący śmigłowce wielozadaniowe nie posunął się tak daleko jak Polska. Na świecie nie robi się tak ogromnych zamówień, bardzo rzadko zdarzają się na taką skalę. Dla takiej firmy jak Świdnik zwycięstwo w takim przetargu na śmigłowce byłoby przetargiem stulecia.

Światowa elita

- Tymczasem rząd odrzucił naszą ofertę bez żadnej analizy - podkreślał w Krynicy prezes PZL-Świdnik, a to jest cios w fundamenty strategiczne firmy. Firmy, która ma ona pełny zakres, kompletny ciąg technologiczny - od prac badawczo-rozwojowych przez wszystkie elementy inżynieryjne, design, na koniec produkcję, eksploatację, wsparcie klienta. Dla naszych udziałowców to jest sygnał od rządu, że rolę PZL-Świdnik należy zredukować montażowni. Niestety, bez tego zamówienia takie ryzyko cały czas istnieje. Administracja państwowa wysyła bowiem zamówienie do tego inwestora, który przyszedł tu 5 lat temu. - W tym czasie obroty naszej firmy zwiększyły się trzykrotnie, zyski dziesięciokrotnie, eksport pięciokrotnie, inwestycje za ostatnie 5 lat przekroczyły 600 mln zł. Co roku PZL-Świdnik płaci po 100 mln zł podatków i różnych danin państwowych i co się dzieje? Kiedy to wszystko właściwie powinno mieć znaczenie, ktoś odrzuca w ogóle firmę, nie rozpatruje jej w przetargu, dopatrując się formalnych uchybień w ofercie.

A Świdnik należy do elity 5 krajów w Europie i 7 na świecie, które potrafią produkować i projektować śmigłowce - żali się prezes świdnickiej firmy. Jego zdaniem to jest krótkowzroczne myślenie - mogliście mieć producenta, jednego i drugiego montażystę w Mielcu, wybraliście trzeciego, który obiecał, że coś tam będzie montował, będziecie mieli jednego montera i drugich, którzy się wycofają, bo przecież pierwszą decyzja naszych konkurentów z Sikorskiego z Mielca było zwolnienie natychmiast 500 osób.

Stare czy nowe

Prezes Krzysztof Krystowski przyznaje, że po doświadczeniach wojennych na Ukrainie, w Syrii rynek powinien dojrzeć już do tego, aby zamawiający też zmienili oczekiwania wojskowych na świecie co do typu śmigłowców. PZL-Świdnik był w tej niezręcznej sytuacji, że proponował śmigłowiec tak nowoczesny, który uzyskał certyfikaty NATO w 2014 r., ale nikt nim jeszcze nie latał na polu walki. To zawsze zresztą jest dylemat każdego producenta, czy postawić i wybrać nowoczesność, przyszłość, czy zdecydować się doświadczenie i na to, co - jak w tej branży - lata potem nawet przez 30-40 lat. Tak właśnie jest z konstrukcją, którą wybrał rząd i jest kolejną modyfikacją śmigłowca Puma. Pierwszy odlot miał w 1965 r., a więc rzeczywiście było już sporo czasu, żeby się pokazał na polu walki. To jednak realny problem, przed którym staje każda armia, czy być tym pierwszym. Nasz rząd zdecydował, że nie chce być tym pierwszym. Wybrał sprawdzone, choć może mniej nowoczesne maszyny, przeciwstawiając się nieznanej przyszłości i nowatorskim konstrukcjom.

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM