Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Budownictwo, czyli najsłabsze ogniwo polskiej gospodarki

Gospodarka jest taka silna, jak jej najsłabsze ogniwo. A jakie jest najsłabsze ogniwo polskiej gospodarki? To branża budowlana. Prawdopodobnie potrzebna będzie jej głęboka restrukturyzacja, łącznie z renegocjacją wielkich kontraktów finansowanych z unijnych pieniędzy. Branża ta pokazuje słabości całej gospodarki.

- Firmy budowlane, zwłaszcza te małe, mogą pełnić funkcję kanarka w kopalni - mówi Mariusz Adamiak, dyrektor biura Strategii Rynkowych PKO BP.

Pierwsze alarmujące dane o sytuacji w branży budowlanej przyniósł jeszcze w styczniu raport Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor i Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Mówi on o kłopotach przedsiębiorstw budowlanych, spowodowanych dużym wzrostem cen materiałów budowlanych, wzrostem kosztów pracy, brakiem pracowników, zadłużeniem i nieterminową spłatą należności.

Na czym polega ryzyko

Rzadko się zdarza, żeby ktoś chciał głośno mówić o własnych kłopotach, bo zwykle woli się je zamiatać pod dywan. Kiedy się już ich ukryć nie da, wszyscy nagle są zaskoczeni. Tak właśnie było w 2012 roku z upadłościami wielkich firm w tej branży - Hydrobudowy czy PBG. Dlatego właśnie tegoroczny raport PZPB jest chwalony za to, że ukazuje problemy branży z dużą odpowiedzialnością.

Reklama

- Dobrze, że z odpowiednim wyprzedzeniem sygnalizowane są takie sytuacje - mówi prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz.

W ubiegłym roku w budownictwie nastąpiła skokowa poprawa koniunktury. Przypomnijmy, że jeszcze w 2016 roku produkcja budowlano-montażowa spadła o 6,8 proc. rok do roku. W zeszłym jej wartość wzrosła już o 12,7 proc. Pierwsze, ciepłe miesiące tego roku przyniosły nowe rekordy.

Mocny wzrost produkcji budowlano-montażowej w ubiegłym roku to skutek uruchamiania przez samorządy i instytucje centralne publicznych projektów infrastrukturalnych. Realizowane są za pieniądze z Unii w perspektywie finansowej 2014-2020. Analizy pokazują, że właśnie sektor publiczny generował już w zeszłym roku ponad połowę popytu na prace budowlane. W sumie do 2023 roku Polska ma do wydania 86,6 mld zł. W najbliższych miesiącach popyt na prace budowlane będzie coraz większy.

- Inwestycje, które powinny odbyć się w ciągu pięciu lat, odbędą się w ciągu dwóch. A to nazywa się ryzyko - mówi prezes banku ING BŚK Brunon Bartkiewicz.

Na czym polega ryzyko powodujące, że firmy budowlane zamiast korzystać ze wspaniałej koniunktury, a nawet boomu, mogą wylądować w piachu? Mechanizm jest prosty. W Polsce już po raz trzeci dochodzi do kumulacji kontraktów płaconych pieniędzmi z Unii, bo wcześniej z nimi zwlekano, nie dopracowywano ich, nie było pośpiechu. Inwestycje samorządowe, budowa dróg, autostrad, mostów i torów kolejowych startują równocześnie jak biegacze w maratonie. Władze publiczne ogłaszają kontrakty i patrzą na cenę.  

Choć nie sposób nie wystartować w tym wyścigu, tym razem jednak część firm budowlanych powiedziała sobie - pas. Coraz częściej do przetargów nie stają żadni oferenci albo oferty znacznie przekraczają budżet. I jedna, i druga sytuacja stawia pod znakiem zapytania możliwość wydania unijnych pieniędzy. 

Przykłady? GDDKiA ogłosiła przetarg o wartości 28 mln na budowę węzła Niepołomice łączącego wschodnią obwodnicę Krakowa z A4. Najtańsza oferta wyniosła 41 mln zł. Przetarg został unieważniony, a w kolejnym zwiększono budżet o 3 mln zł. Inwestycja wciąż nie ruszyła.

Ale często zdarza się, że firmy postępują jak dawniej. Nie doszacują kosztów materiałów budowlanych w czasie, gdy kontrakt będzie już realizowany, kosztów pracy i kosztów podwykonawców. 

Skąd biorą się te koszty?

Od rekordowego 2011 do 2016 roku w budownictwie straciło pracę ok. 150 tys. osób. Teoretycznie teraz powinno się ich nowo zatrudnić. Tylko, że część dawno wyjechała, a dzisiejsze stawki są zupełnie inne. Tylko w okresie od października 2016 do października 2017 płace w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej 9 osób zwiększyły się średnio o 8,5 proc. W przedsiębiorstwach budujących obiekty inżynierii lądowej i wodnej - aż o 11,7 proc. I dalej rosną.

Najgorzej mają ci, którzy kontrakty podpisali w 2015 bądź w 2016 roku, a realizacja zaczyna się dopiero teraz. "Stare" ceny zupełnie nie odpowiadają nowej rzeczywistości. Wprawdzie w kontraktach z GDDKiA i PKP PLK są tzw. klauzule waloryzacyjne, ale ich wartość może osiągnąć poziom maksymalnie 1 proc. Przy aktualnym wzroście cen to niewiele.   

Firmy budowlane zaczynają upadać. Na razie liczby upadłości nie są alarmujące. W 2016 roku było ich 138, a w ubiegłym 136, w porównaniu do ponad 200 rocznie w latach 2012-2013. Najbardziej zagrożone są właśnie te, które realizują kontrakty pozyskane jeszcze po nieadekwatnych cenach, wskutek czego mają ujemne marże, czyli straty. Firmy mające zdywersyfikowane portfele zamówień radzą sobie lepiej.

- Jest dużo ryzyk. Firmy są bardzo rożne, inne ryzyka związane są z budową mieszkań, inne z budownictwem przemysłowym. Te, które realizują kontrakty drogowe czy torowe są w najtrudniejszej sytuacji. Nie wiemy, jak sobie z tym poradzą, jeśli podpisały już kontrakty. Na razie można spodziewać się zawirowań, gdy spojrzeć na ich wyniki - mówi Emil Łobodziński, doradca inwestycyjny w Domu Maklerskim PKO BP.

Co może uratować - oczywiście tylko na pewien czas - przed bankructwem? Zaciąganie długów. Już dziś widać, że duża część firm budowlanych nie radzi sobie z obsługą zadłużenia. Problemy ze spłatą zobowiązań ma blisko 32 tys. firm z branży budowlanej - wynika z danych BIG InfoMonitor oraz Biura Informacji Kredytowej. Łączne przeterminowane zadłużenie firm budowlanych wobec kontrahentów i banków sięga 4,27 mld zł - aż 470 mln zł więcej niż rok wcześniej, czyli 12 proc. Rekordzista jest w sumie winien 156,8 mln zł, ponad tysiąc razy więcej niż wynosi średnie zadłużenie w branży.

A równocześnie banki wciąż pożyczają firmom budowlanym hojną ręką. Zadłużenie tej branży w bankach wynosiło na koniec zeszłego roku 28,8 mld zł i wzrosło o 9,8 proc. w ciągu roku.  

- Wzrost firm z kłopotami także przenosi się na branżę bankową. Niewątpliwie jest ona przez sektor bankowy uważnie obserwowana. Widać jej problemy z zatrudnieniem, dużą ilość zobowiązań w portfelach i nieregularne wywiązywanie się ze zobowiązań - mówi Krzysztof Pietraszkiewicz.

Sposób ucieczki spod gilotyny

Pamiętajmy, że generalny wykonawca nigdy nie realizuje kontraktu własnymi siłami. Tworzy piramidy podwykonawców. I właśnie to stwarza okazję do przerzucania swoich strat na innych. O ile w 2012 roku spektakularnie wywracały się największe firmy, teraz najwięksi coraz częściej uciekają się do sposobów, by straty przerzucać na swoich partnerów - mniejsze przedsiębiorstwa. Dlatego bankructwa zaczynają się od małych.

Czy budownictwo to jedyna taka wrażliwa branża w polskiej gospodarce? Może najbardziej, ze względu na okoliczności, ale równocześnie najlepiej pokazuje wszystkie jej słabości. Gospodarka wciąż pędzi, ale z coraz większymi kłopotami. W pierwszym kwartale tego roku, gdy wzrost PKB okazał się rekordowy, zatory płatnicze wydłużyły się przeciętnie do trzech miesięcy i 24 dni z trzech miesięcy w ostatnim kwartale 2017. Do historycznego maksimum, które wynosiło 141 dni jeszcze trochę brakuje, niemniej sytuacja już jest niepokojąca.

- Pod względem zatorów mamy sytuację najgorszą od dwóch i pół roku - mówi Jarosław Janecki, główny ekonomista banku Societe Generale w Polsce.

Andrzej Kulik z Krajowego Rejestru Długów mówi, że ok. 85,5 proc. należności pomiędzy przedsiębiorstwami nie jest regulowanych w terminie. I jest to zjawisko w polskiej gospodarce trwałe, w niewielkim stopniu podatne na wahania koniunktury.

- To zjawisko kulturowe. Przedsiębiorcy mają gdzieś w genach to, że nie będą płacić, choć mają środki i mogą płacić - mówi.

Zdaniem Andrzeja Kulika bez regulacji, które spowodują, że niepłacenie będzie bolało, jakość obrotu gospodarczego w Polsce się nie zmieni, a to z kolei będzie powodować problemy polskich przedsiębiorstw zwłaszcza w obrocie międzynarodowym, gdzie obowiązują inne standardy. Według jego szacunków z każdego złotego na fakturze ok. 22,3 grosza w ogóle nie trafia do przedsiębiorcy i nie trafi nigdy.

To oczywiście powoduje koszty dla całej gospodarki. Jakie? Konieczność zaciągania kredytów czy pożyczek na płynność, korzystanie z faktoringu, obsługa prawna. Całkowicie stracone pieniądze z powodu tego, że dla przedsiębiorców niepłacenie jest standardem to ok. 6,1 proc. całkowitych kosztów przeciętnej firmy. Dla dużych, silniejszych to ok. 2-3 proc., ale dla małych nawet 8-10 proc.

W opinii ekspertów z PZPB do kumulacji problemów w branży budowlanej dojdzie w tym roku, bo największe inwestycje wciąż znajdują się w fazie projektowej. Rentowność branży się pogarsza. Ale w innych sektorach także widać swego rodzaju "wyścig do dna", polegający na tym, że ja nie płacę, bo mnie nie płacą, nie inwestuję, bo jeśli kontrahent mi nie zapłaci, to nie spłacę kredytu bądź leasingu. Ten wyścig dopiero się zaczyna.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: budownictwo | polska gospodarka

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM