Boom płac wcale nie taki pewny
Wzrost płacy minimalnej do 2100 zł brutto niepokoi nie tylko pracodawców, ale także szefów niektórych ministerstw. Dziś rząd zdecyduje, czy w przyszłym roku płaca minimalna będzie o pięć procent wyższa niż w tym.
Jeśli tak się stanie to, co szósty, co siódmy pracujący będzie znał wysokość swoich zarobków. Dla innych wysokość podwyżek wciąż będzie niewiadomą.
Rząd Beaty Szydło chce, by od 1 stycznia przyszłego roku płaca minimalna (na pełnym etacie) wynosiła 2,1 tys. zł, a godzinowa - 13,7 zł. W ten sposób nominalnie wzrośnie o 5 proc. (o 100 zł), a realnie mniej więcej o 3 proc. To podwyżka niższa niż w zeszłym roku, gdzie płaca minimalna została podniesiona o ponad 8 proc. - o 150 zł. Przy czym wydajność pracy w całej gospodarce była wyższa tylko o 3 proc.
- Pensję minimalną trudno przewidzieć w jakiejkolwiek perspektywie: krótkiej, czy długiej, bo to jest decyzja polityczna, a nie ekonomiczna - zauważa prof. Maria Drozdowicz-Bieć, ekonomistka z SGH. Przypomina, że minimalne wynagrodzenie ma już ok. 15 proc. pracujących i liczba umów z taką płacą w ostatnich latach wzrosła.
Ekonomiści zwracają uwagę na to, że im bardziej politycy starają się, by płaca minimalna była określoną częścią przeciętnej płacy (teraz jest to 47 proc., a związki zawodowe dążą do tego by była to połowa przeciętnego wynagrodzenia) tym częściej pracodawcy stosują miks różnych umów np. umowy o pracę z umową o dzieło.
- Nie jestem zwolennikiem popularnej tendencji wiązania minimalnej płacy ze średnią - przyznaje Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE. - Raczej jej wysokość powinna być każdorazowo sprawdzana w porównaniu do zestawu dostępnych dóbr niezbędnych do przeżycia. Powinna być powiązana z kosztami życia. U nas wciąż siła nabywcza minimalnej płacy jest słabsza niż powinna - stąd postulat jej szybszego wzrostu niż inflacja czy przeciętna płaca - tłumaczy ekonomista.
Zwraca uwagę na inne zjawisko. Na to, iż brakuje w świadomości, szczególnie przedsiębiorców, że minimalna to stawka dedykowana dla potencjalnego pracownika wymagającego dodatkowego wsparcia np. z małym doświadczeniem, czy z problematyczną przeszłością zawodową. - U nas niekiedy stawkę minimalną traktuje się, jako godziwą. A tak być nie powinno, albo to wymaga znacznego jej podniesienia.
Z korespondencji pomiędzy ministerstwami wynikającej z konsultacji projektu rozporządzenia rządu na temat płacy minimalnej w przyszłym roku wynika, że kilka resortów obawia się, iż nie będzie wystarczająco dużo pieniędzy na obligatoryjne podwyżki wynikające z podniesienia płacy minimalnej. Uwagę na to zwróciły resorty: rolnictwa i kultury. Obawiają się podwyżki szczególnie w sytuacji zamrożenia funduszu płac. Ministerstwo Finansów przyznało, że pieniądze na podwyżki będą musiały wygospodarować z pieniędzy, jakimi dysponują obecnie - nie dostaną dodatkowych funduszy.
Z ostatnich badań (np. z "Barometru Rynku Pracy"przygotowanego przez Work Service S.A.) wynika, że oczekiwanie powszechnych podwyżek jest bardziej rozpowszechnione wśród pracowników niż szefów firm. Prawie 55 proc. ankietowanych spodziewa się w najbliższym czasie podwyżki. Znacznie bardziej ostrożnie podwyżki planują firmy - płace zamierza podnieść co dziewiąte przedsiębiorstwo.
Ekonomiści podkreślają, iż w Polsce w wielu firmach (szczególnie z kapitałem polskim) podwyżki wciąż mają charakter uznaniowy. Trudno więc przewidzieć poziom płacy przeciętnej w najbliższych latach.
Piotr Soroczyński wylicza: - Poziom przeciętnej płacy zmienia się z uwagi na dwa składniki. Pierwszy to inflacja - i możemy tu przyjąć, że w najbliższych latach ceny będą rosły w tempie 2-proc. Do tego dochodzi tzw. "górka nad inflacją". Wynika z dwóch elementów. Pracodawcy poszukując pracowników często podkupują ich od konkurencji. Mają pracowników z doświadczeniem i umiejętnościami, za to muszą im więcej zapłacić niż w poprzednim miejscu.
Ekonomista uśmiecha się, że przepłacenie jest wprost proporcjonalne do poziomu desperacji w poszukiwaniach i zazwyczaj plasuje się w przedziale 10- 25 proc. - W związku z takim przejściem w sprawozdawczości widzimy efekt "otrzymania podwyżki". Drugi element to pojawianie się lub znikanie ruchomych elementów płacowych (premie, bonusy, nadgodziny). Jeśli ich nie było ze względu na słabszą koniunkturę, a potem pojawiają się to mamy w statystykach spory skok płacy (bez faktycznej zmiany umów o pracę) - przypomina Piotr Soroczyński. W ten sposób z danych wynika, że płace są wyższe, choć nie zmienia się wysokość płacy zasadniczej. Jego zdaniem od kilku lat, od kiedy mamy niską inflację (a poprzednio deflację) płace rosną w firmach rotacyjnie, co 3 - 4 lata dla części załogi o ok. 10 proc. To zbiega się zazwyczaj ze wzrostem kompetencji poszczególnych osób i drobnymi awansami. Piotr Soroczyński szacuje, że w najbliższych latach przeciętna płaca będzie rosła realnie o 3 - 5 proc. rocznie.
Zdaniem Marii Drozdowicz-Bieć w najbliższych latach nie zmieni się branżowe zróżnicowanie poziomu wynagrodzeń.
- W układzie branżowym w gospodarce mamy nierówne warunki konkurencji. Wynikają z: nierównomiernego udziału państwa w poszczególnych branżach, różnego uzwiązkowienia i nierównomiernej struktury wielkości przedsiębiorstw. Mamy branże, gdzie jest znaczny udział państwa, silne związki i duże przedsiębiorstwa (górnictwo, hutnictwo, przemysł paliwowy) i tak płace są najwyższe. Istnieją też działy gospodarki jak przemysł spożywczy czy odzieżowy, gdzie udział państwa jest niewielki lub nie ma go wcale, związki zawodowe są słabe i drobne przedsiębiorstwa przeważają nad dużymi. Tam płace są niższe - zwraca uwagę ekonomistka.
Dodaje, że istnieją branże silnie zależne od państwa (państwowe i quasi państwowe) jak energetyka, górnictwo, przemysł paliwowy (w części z cenami za usługi regulowanymi). - Co zrobić żeby to zmienić? Państwo powinno wyzbyć się tych pseudo "pereł w koronie", czyli prywatyzować. Nie robi się tego, bo każda ekipa rządząca posady w tych firmach traktowała, jako synekurę dla swych aktywistów. Dodatkowo, jeśli prawo stanie się proste, stabilne, a podatki będą niskie i niezmieniające się, czyli ograniczone zostanie ryzyko polityczne i systemowe będzie to zachęta dla procesu konsolidacji drobnych firm - uważa prof. Drozdowicz-Bieć.
Aleksandra Fandrejewska