Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Ramotowski: Masz kredyt z WIBOR-em? To loteria

Pod koniec roku Komisja Nadzoru Finansowego, NBP i Ministerstwo Finansów staną pod ścianą. Albo będą zmuszone zaaprobować fikcję, albo też zgodzić się, na to, żeby wśród kredytobiorców zapanowało kompletne zamieszanie. W bankach także, choć stanie się to dopiero wtedy, gdy stopy procentowe zaczną rosnąć. Wszystko dlatego, że zniknie WIBOR.

Czemu stawka WIBOR jest taka ważna? Wie o tym dobrze każdy, kto kiedykolwiek spłacał kredyt w złotych. Na umowie z bankiem jest jasno napisane jak wygląda oprocentowanie, a od niego właśnie zależy wysokość spłacanych rat. To stopa WIBOR plus marża banku.

I tak wartość wszystkich kredytów opartych na stawce WIBOR na koniec 2017 roku wyniosła 863,9 mld zł, w tym hipotecznych - ok. 260,5 mld zł. WIBOR jest także podstawą oprocentowania obligacji - skarbowych o wartości 160,6 mld zł, samorządowych (18,3 mld zł), bankowych (27,2 mld zł) i przedsiębiorstw (ok. 58,6 mld zł). A do tego dochodzą jeszcze różne instrumenty pochodne o wartości blisko 1,4 mld zł tylko w polskich bankach, bo w zagranicznych jest to wielokrotnie więcej.

Reklama

Pokryzysowe konsekwencje

WIBOR to stawka oprocentowania pieniędzy, które banki pożyczają sobie nawzajem, nie biorąc w zamian za pożyczkę żadnych zabezpieczeń. Robią to na tzw. międzybankowym rynku hurtowym. Hurtowym - w odróżnieniu do detalicznego, czyli pieniędzy wpłacanych na rachunki lub lokaty przez klientów.

Teoretycznie stawka, jaką płaci bank pożyczający pieniądze od innego banku, powinna wyznaczać koszt pozyskania pieniądza. Było tak przez lata aż do wielkiego kryzysu. Jeśli do tego kosztu dodamy marżę banku za udzielony kredyt, to w sumie powinien nam wyjść całkowity koszt kredytu. Dlaczego teoretycznie? Bo po kryzysie banki nie pożyczają sobie nawzajem pieniędzy. A jeżeli już, to na bardzo krótko.

Jeszcze przed kryzysem banki pożyczały sobie pokaźne kwoty, ale po nim po prostu sobie już nie ufają. Poza tym w Polsce największe banki mają i tak za dużo pieniędzy i nie wszystkie potrafią zamienić na kredyt, więc pożyczać nie muszą. Do tego doszedł jeszcze podatek bankowy, który powoduje, że nikt nie chce mieć za dużo aktywów, bo od nich go płaci.

WIBOR to analogicznie liczona stopa, jak LIBOR - dla kilku różnych walut na rynku w Londynie - czy EURIBOR, stopa pożyczek międzybankowych w euro we Frankfurcie nad Menem. Po ostatnim wielkim kryzysie finansowym okazało się, że wiele banków tymi stawkami manipulowało. Gdy wyszło to na jaw, regulatorzy na całym świcie - także w Unii - powiedzieli: ludzie powinni płacić za kredyt tyle, ile faktycznie kosztuje pieniądz, a nie tyle, na ile dogadają się oszuści. W USA, w Szwajcarii (najczęściej manipulowano stopą LIBOR na franka), w Unii - wszędzie wydano nowe prawo mówiące, jak liczyć takie benchmarki.

Bo benchmark taki jak stopa procentowa musi być niepodatnym na manipulacje wzorcem. Jak tabliczka na szlaku turystycznym, pokazująca dokąd idziemy i za jaki czas powinniśmy tam dojść. Benchmark nie może nas oszukiwać. W przypadku stóp procentowych musi pokazywać rzeczywisty koszt pożyczanego przez bank pieniądza.

Unia sprawę benchmarków uregulowała w rozporządzeniu BMR. Mówi ono dwie bardzo ważne rzeczy. Po pierwsze, benchmark można obliczyć wtedy, gdy dochodzi do rzeczywistych transakcji. Jeśli takich transakcji nie ma - nie może być benchmarku.

Zaakceptować fikcję?

Jak to się ma do WIBOR? Banki, owszem, na rynku w Warszawie dokonują między sobą transakcji, ale pożyczają pieniądze tylko na najkrótsze terminy. NBP w ostatnim raporcie "Rozwój systemu finansowego w Polsce" podaje, że średnie dzienne obroty na krajowym rynku niezabezpieczonych lokat międzybankowych wyniosły ok. 3,8 mld zł, ale z tego 3,5 mld zł przypadało na transakcje o najkrótszym z możliwych terminie, czyli O/N.

Pożyczek na 3 czy 6 miesięcy niemal w ogóle nie ma, a na umowach kredytowych jako podstawa oprocentowania kredytów zapisane są stawki WIBOR na 3 lub na 6 miesięcy. W zasadzie od kilku już lat są już fikcją. A w dodatku unijne prawo mówi - z fikcją trzeba kiedyś skończyć.

Po drugie rozporządzenie BMR mówi: zdajemy sobie sprawę, że z ustaleniem nowych benchmarków będą kłopoty. Dlatego dajemy czas do końca 2019 roku, żeby znaleźć nowe kamienie milowe wszędzie tam, gdzie obecnych praktyk nie sposób zaakceptować.

Powiedzmy od razu - to nie tylko nasz rodzimy problem. Banki na całym świecie nie chcą pożyczać sobie pieniędzy bez zabezpieczeń. Ale w innych krajach już wiele lat temu zabrano się do pracy. W Wielkiej Brytanii jest już stopa SONIA, która prawdopodobnie od 2022 roku zastąpi LIBOR na funta. W Szwajcarii i w USA wprowadzono stopy obliczane na podstawie transakcji zabezpieczonych. To już od kilku lat działa. A my jesteśmy spóźnieni.

Sytuacja dojrzała do tego, że - według źródeł Interii - NBP na grudniowym spotkaniu z bankami wyraził nią zaniepokojenie. Bo banki wyraźnie grają na zwłokę. Nie pali im się, żeby pokazać swoje rzeczywiste koszty finansowania.

Na ostatnim posiedzeniu w zeszłym roku Komitet Stabilności Finansowej napisał w komunikacie: "Członkowie Komitetu (...) zidentyfikowali ponadto nowe źródło ryzyka związane z koniecznością terminowego dostosowania stawek referencyjnych krajowego rynku pieniężnego do wymogów rozporządzenia BMR". W samą porę, bo rozporządzenie BMR zostało ogłoszone dwa i pół roku temu.

"GPW Benchmark pracuje nad dostosowaniem stawek WIBID/WIBOR do rozporządzenia BMR i zapewnieniem jego kontynuacji oraz planuje wystąpienie z wnioskiem o licencję do Komisji Nadzoru Finansowego jako organu właściwego przed upływem okresu przejściowego, który trwa do końca 2019 roku" - odpisała GPW Benchmark na pytania Interii. GPW Benchmark to spółka zależna warszawskiej giełdy, powołana po to, żeby odpowiadać za administrowanie rynkiem pożyczek międzybankowych, wyliczanie i ogłaszanie m.in. stawek WIBOR.

Źródła Interii mówią, że GPW Benchmark zamierza poddać ocenie KNF wiarygodność wyliczania stawki WIBOR rzutem na taśmę - dopiero pod koniec tego roku. To może KNF postawić w bardzo trudnej sytuacji, jeśli się okaże, że stawki te - tak jak dziś - brane są w zasadzie z sufitu, a nie z transakcji. KNF będzie mogła tę fikcję zaakceptować - ale będzie to sprzeczne z europejskim prawem. Albo może zakazać używania dalej stawek WIBOR.

Jeśli KNF zaakceptuje fikcję - co się wtedy stanie? Wiadomo, że nic na świecie nie jest połączone ze sobą tak bardzo, jak rynki finansowe. Polski rynek może wówczas stracić reputację wśród inwestorów międzynarodowych. To byłaby fatalna sytuacja - kolejny mocny cios w wiarygodność, który zadalibyśmy sami sobie.

Więc jeśli będzie tak dalej, KNF powinna zabronić używania stawek WIBOR. Ale wtedy bałagan, który by powstał, trudno sobie nawet wyobrazić. Jest wprawdzie jedna boczna furtka, którą komisja może wykorzystać, żeby bałaganowi choć trochę zapobiec. Do umów już zawartych może być stosowana ostatnia ogłoszona stawka WIBOR, a więc zapewne we wtorek 31 grudnia tego roku. Ale to także wielkie ryzyko, bo jedna większa transakcja, powiedzmy na 50 mln zł może spowodować, że WIBOR nagle spadnie lub podskoczy. 

Skorzystanie przez KNF z bocznej furtki wprawdzie nie wywołałoby zamieszania wśród osób, które spłacają swoje kredyty, ale zadałoby cios bankom. Bo WIBOR mamy aktualnie na historycznie najniższych poziomach, a pewnie tak samo będzie i pod koniec tego roku. Taka właśnie WIBOR obowiązywałaby do końca każdej umowy kredytowej, a więc na przykład przez kolejne 30 lat w przypadku najdłuższych kredytów hipotecznych. Banki musiałyby zadowolić się niskim oprocentowaniem nawet wtedy, gdyby stopy procentowe poszły w górę - powiedzmy za kilka lat. Chyba, żeby WIBOR pod koniec roku "podskoczył".

Problem polega na tym, że wszystko to dotyczy starych umów kredytowych, czyli zawartych do końca tego roku. A nowe? Do nich nie można by już brać nieaktualnego WIBOR-u.

Co w zamian?

Na to na razie żadnej koncepcji nie ma. Ktoś, kto będzie chciał zaciągnąć kredyt po 1 stycznia przyszłego roku, w ogóle może nie wiedzieć, jak liczone będzie oprocentowanie.

Instytut Rynku Finansowego już od lat mówi - skoro Polacy uważają, że najbezpieczniejszy sposób odkładania pieniędzy to lokata w banku, a napływają do nich co roku miliardy złotych oszczędności, policzmy, ile banki płacą swoim klientom za depozyty i będziemy mieli wiarygodną stawkę. To w dodatku będzie rzeczywisty koszt finansowania udzielanych z tych depozytów kredytów.

Ale GPW Benchmark chce szukać nowej stawki, wzorując się na bankach centralnych Szwajcarii czy USA. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że trudno porównać rynek franka czy dolara z rynkiem złotego.

Część banków centralnych na świecie uznała, iż najlepiej do oceny kosztów pieniądza będą się nadawać transakcje zabezpieczone pomiędzy bankami. Zabezpieczone, to znaczy takie, w których za pożyczoną kwotę daje się pewien zastaw. Są nim najczęściej obligacje rządowe. Kiedy bank bankowi oddaje pieniądze, zastaw zmienia znowu właściciela. 

"GPW Benchmark prowadzi prace mające doprowadzić do opracowania stawki Warsaw Repo Rate (WRR) w oparciu o transakcje warunkowe REPO zawierane na platformie obrotu BondSpot, jako stawki alternatywnej w rozumieniu art. 28 ust. 2 rozporządzenia BMR oraz wskaźnika komplementarnego, którego powstanie zwiększy przejrzystość rynku pieniężnego w Polsce" - odpisała na pytania Interii GPW Benchmark.

Kłopot z tym, że w Polsce takich transakcji - zabezpieczanych na ogół obligacjami skarbowymi - też jest stosunkowo mało. Na Treasury BondSpot Poland dzienne obroty w transakcjach warunkowych wynoszą zaledwie 5 proc. całego krajowego rynku takich transakcji.

- Banki w większości zawierają indywidualnie transakcje repo pomiędzy sobą lub bezpośrednio ze swoimi klientami. Na rynku Bond Spot jest zawierana tylko mniejsza część transakcji tego typu i to na bardzo krótkie terminy - mówi Interii prezes Instytutu Rynku Finansowego Tomasz Mironczuk.

Zgodnie z raportem NBP, w 2017 roku średnia dzienna wartość obrotów na krajowym rynku transakcji warunkowych (zabezpieczonych, czyli repo i sell-buy-back) wyniosła 13,8 mld zł. Wydaje się, że to sporo. Ale banki głównie zawierają je z funduszami inwestycyjnymi, domami maklerskimi i ubezpieczycielami, a znacznie mniej pomiędzy sobą. To już niespełna 4,9 mld zł, czyli niewiele więcej niż na rynku pożyczek niezabezpieczonych.

Tylko, że na transakcje repo przypada zaledwie 0,5 mld zł, a na transakcje dokonywane pomiędzy bankami 0,21 mld zł. A na dodatek transakcje jednodniowe stanowią 95 proc. całego obrotu, a na rynku międzybankowym - ponad połowę. Na tak wątłej podstawie znalezienie na rynku repo następcy dla WIBOR 3- czy 6-miesięcznego to także kłopot.

"Wartość transakcji typu repo kolejny rok pozostała na niskim poziomie (...) Rynek międzybankowych transakcji repo charakteryzował się niską płynnością" - konkluduje NBP w raporcie. W innych krajach jest zresztą podobnie, choć nie aż tak źle jak w Polsce.

- Nawet na franku szwajcarskim, funcie, dolarze czy euro, gdzie wolumeny transakcji repo są duże, zrobienie struktury terminowej stóp jest trudne, a u nas, gdzie wolumeny są nieproporcjonalnie mniejsze niż wielkość bilansowa rynku finansowego, tym bardziej będzie trudne stworzenie stopy referencyjnej opartej o repo - mówi Tomasz Mironczuk.

- KNF musi reputacyjnie bardzo na to uważać. Zagranica też jest na tym rynku.

Żeby robić wskaźnik, trzeba o tym z rynkiem rozmawiać - dodaje.

Zgodnie z tym, co wskazał NBP, jednym z powodów szczególnie niskich obrotów na wszystkich rynkach międzybankowych na dłuższe terminy jest podatek bankowy.

- Wszelkie międzybankowe transakcje dłuższe niż jeden miesiąc zostały przez podatek zabite - mówi Tomasz Mironczuk.

Dlaczego tak się stało, tłumaczy także przywołany już raport banku centralnego. "Należna kwota tego podatku jest określana na koniec każdego miesiąca na podstawie wartości aktywów danego podmiotu. W związku z tym banki objęte tym podatkiem są mniej skłonne do przyjmowania lokat w transakcjach warunkowych, których wymiana początkowa przypadałaby na inny miesiąc niż wymiana końcowa. Przyjęcie takiej lokaty powodowałoby bowiem dla tych banków wzrost zobowiązań podatkowych" - napisał NBP.

Może więc znieść podatek bankowy? Wysoki przedstawiciel Ministerstwa Finansów powiedział niedawno Interii, że MF rozważa zniesienie go od transakcji repo. Oficjalnie ministerstwo tego nie wyklucza, lecz też nie potwierdza, że miałoby to nastąpić wkrótce. Z odpowiedzi MF na pytania Interii wynika, że resort prawdopodobnie zajmie się tą sprawą dopiero po przedstawieniu przez GPW Benchmark koncepcji ustalania nowych stawek. A więc pod koniec tego roku.

"MF na bieżąco monitoruje funkcjonowanie podatku od niektórych instytucji finansowych, w tym również prowadzi analizy dotyczące aspektów wyłączenia z podstawy opodatkowania transakcji typu REPO. Z posiadanych przez MF informacji wynika, iż GPW Benchmark prowadzi obecnie prace nad zmianą metodyki wyznaczania indeksów WIBOR. Do czasu przedstawienia całościowej koncepcji nie jest możliwym zajęcie przez MF stanowiska w tej sprawie" - napisało w mailu ministerstwo.

Koniec tego roku i początek przyszłego będzie gorący i dla banków, i dla kredytobiorców. I dla nadzorujących nasz rynek finansowy instytucji publicznych, które - mimo wszystko - powinny także pomyśleć o swojej reputacji.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: WIBOR | bank | kredyt | KNF | NBP | Ministerstwo Finansów | kredyt hipoteczny | stopy procentowe

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM