Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Przestajemy udawać, że kryptowalut nie ma

Choć polscy regulatorzy finansowi kręcą nosem na sam dźwięk słowa „kryptowaluty”, cały świat zaczyna się z nimi oswajać widząc w nich znacznie więcej niż tylko narzędzie do pompowania baniek spekulacyjnych. Polskie prawo w tym roku po raz pierwszy odnotowało ich istnienie, a niektórzy sądzą, że zastąpią one pieniądz jaki teraz znamy.

Niecałe dziesięć lat od pojawienia się na świecie kryptowaluty zdążyły przyciągnąć uwagę wszystkich. I przedsiębiorstw i zwykłych konsumentów, i banków centralnych, i instytucji tworzących regulacje finansowe, i fiskusa i spekulantów. Skupiają uwagę, gdyż niosą ze sobą obietnicę zastąpienia nadwerężonego przez miniony kryzys zaufania wobec "starych" instytucji finansowych, jak banki komercyjne czy banki centralne. Oferują za to zaufanie do nowego, zdecentralizowanego systemu opartego na technologii (rozproszonej księgi, czyli DLT) i niewzruszalnych prawach matematyki.

Reklama

Od pewnego czasu przyciągają uwagę Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS), jednej z najważniejszych globalnych instytucji finansowych, odpowiedzialnej między innymi za pokryzysowe regulacje "starego" sektora bankowego, zwane Bazyleą III. BIS co roku publikuje specjalny raport, w którym omawia najważniejsze wydarzenia lub zjawiska w świecie finansów. W tym roku poświęcił kryptowalutom w raporcie jeden z rozdziałów. Jak napisał - chce to zjawisko przeanalizować skrupulatnie i odsiać rzeczy ważne od bieżącego "szumu".

Czym jest ten "szum"? Choć niewielu z nas wie jak powstał bitcoin - najpopularniejsza z kryptowalut - i jak to wszystko działa, każdy przynajmniej raz słyszał, ile bitcoin kosztuje. Tysiąc, pięć tysięcy, czy już 20 tysięcy dolarów? Wraz z wprowadzeniem kryptowalut zaczął się nimi obrót, a po pewnym czasie - spekulacja. Na niej właśnie na ogół się koncentrujemy i dlatego zupełnie niepotrzebnie mówimy, że bitcoin odpowiedzialny za to, jak jest wyceniany na kryptowalutowych giełdach.

Dodajmy, że wycena bitcoina przekroczyła pod koniec zeszłego roku 19 tys. dolarów. Dziś jest sprzedawany za ponad 8 tys. dolarów, a jutro? Może za pięć, a może za dziesięć. 

Kryptowaluty oskarżano o to, że służą do handlu narkotykami, czy prania brudnych pieniędzy. Owszem, w pewnym momencie tak było i szybko ci, którzy ich do tego używali srodze się zawiedli. Jedna z największych sieci dystrybucji narkotyków w darknecie, Silk Road (Jedwabny Szlak) została w 2013 roku namierzona przez amerykańskie organy ścigania właśnie dzięki temu, że płacono tam bitcoinami. Bowiem każda, nawet najdrobniejsza transakcja zostaje zapisana w blockchainowej, rozproszonej księdze. Choć jest anonimowa, zostaje po niej wyraźny ślad, a to wystarczyło, żeby agenci FBI doszli po nitce do kłębka.

Nawet takie autorytety świata technologii, jak Steve Wozniak, współtwórca Apple, opowiadali kiedyś historie jak łatwo bitcoina ukraść. Tylko, że ktoś, kto od niego kupił kilka bitcoinów i mu nie zapłacił, mógł zrobić szwindel tylko dlatego, że posłużył się w transakcji ukradzioną kartą kredytową. A więc nie był to problem kradzieży bitcoina, ale kradzieży "tradycyjnego" instrumentu płatniczego.

Ostatnio także sceptycy zaczynają zmieniać zdanie. Prezes Twittera Jack Dorsey powiedział niedawno, że bitcoin stanie się “wspólną walutą" świata. Wspomniany Steve Wozniak dodał natomiast, że spodziewa się, iż blockchain, a więc technologia, która umożliwiła zaistnienie kryptowalut okaże w pełni swój potencjał w ciągu najbliższej dekady. Epoka ta więc nadchodzi. Czy jednak zastąpią one tradycyjny pieniądz? 

Takie właśnie pytanie zadał sobie BIS. I twierdzi, że pieniądza nie zastąpią, choć będą z nim współistniały. Dlatego też jak najszybciej dla tego nowego zjawiska trzeba zacząć tworzyć rozsądne prawo. Kryptowaluty wychodzą już z niszy, z fazy eksperymentu i nie mogą funkcjonować w dżungli.

BIS ma kilka argumentów na to, że kryptowaluty nie staną się pieniądzem przyszłości. Zobaczmy jakie. Twierdzi, że to przede wszystkim kwestia ram oraz umów instytucjonalnych. Co to oznacza? Za dzisiejszy pieniądz i za to w jaki sposób trafia on do gospodarki odpowiada bank centralny. To bardzo skomplikowany mechanizm i przynajmniej na razie zrezygnować z niego nie sposób.

Istotą dobrego pieniądza było zawsze zaufanie do tego, że zachowuje on stabilną wartość. A to, czy zachowuje on wartość, czy ją traci, zależy od banku centralnego. BIS mówi jasno - utrzymanie zaufania do pieniądza przez banki centralne to największe wyzwanie dla tych instytucji. Nie zawsze pieniądz cieszył się zaufaniem - okresy "dobrego" pieniądza były znacznie rzadsze w historii niż czasy, kiedy był on psuty. Warunek jest więc jeden - państwo, którego instytucją jest bank centralny, nie może tu dokonywać żadnych nadużyć.

Druga ważna cecha istniejącego systemu pieniężnego z bankiem centralnym na czele polega na tym, że pieniądz powinien być dostarczany do gospodarki w taki sposób, w jaki ona tego potrzebuje. Bank centralny to bada swoimi rozmaitymi ekonomicznymi narzędziami i za to także jest odpowiedzialny. Algorytm matematyczny jest w stanie "emitować" kryptowalutę, ale nie jest w stanie emitować jej na tyle elastycznie, na ile gospodarka potrzebuje pieniądza. 

BIS nie oszczędza samym kryptowalutom krytyki. Zastanawia się na przykład nad tym, czy zaufanie do kryptowalut może zostać podważone. Zaufanie to polega na tym, że wszyscy użytkownicy sieci mogą wzajemnie oglądać swoje transakcje. Kiedy jeden kupuje, a drugi sprzedaje np. bitcoina, wszyscy to widzą, a przynajmniej - każdy uczestnik jeśli tylko chce, może to zobaczyć. BIS twierdzi, że jest ryzyko, iż to zaufanie - być może w nieznany nam jeszcze sposób - może zostać podważone.

A co by się stało, gdyby kryptowaluta przestała działać? Gdyby ktoś znalazł sposób, by zniszczyć algorytm, na podstawie którego przebiega jej emisja? Nie wiemy, czy to w ogóle jest możliwe, a tęgie głowy matematyczne broniące kryptowalut twierdzą, że na dzień dzisiejszy - nie. Ale w przyszłości? Też jest takie ryzyko - uważa BIS.

Analiza Banku Rozliczeń Międzynarodowych wskazuje jeszcze na dwie okoliczności, którym jak na razie trudno zaradzić. Pierwszą jest zużycie mocy obliczeniowej potrzebnej do tego, żeby użytkownicy sieci mogli zawsze i wszędzie swoje transakcje oglądać albo też sprawdzić stan konta - czy nic się na nim nie zmieniło.

Powiedzmy jak to działa. Fakt, że jedna osoba ma bitcoina zostaje zapisany na tysiącach, a może milionach komputerów. Kiedy dokonuje ona transakcji na pół bitcoina, zostaje to także na nich wszystkich zarejestrowane. Właśnie na tym opiera się zaufanie całej społeczności. Tylko, że każda taka, nawet najdrobniejsza transakcja w sumie "zużywa" dużą moc obliczeniową.

Ile "ważyłaby" rozproszona na milionach komputerów księga, gdyby USA wprowadziły swoją kryptowalutę zamiast dolara? BIS szacuje, że w 2020 roku byłoby to ok. 100 tys. gigabajtów.

Za tym idzie druga sprawa - działanie systemu "pożera" dużo energii. Bo żeby transakcję zarejestrować muszą pójść w ruch tysiące procesorów, systemów operacyjnych itp. Nawet jeśli jeden komputer "zużyje" parę watów, trzeba to pomnożyć przez miliony komputerów. BIS podaje, że "wydobycie" bitcoinów, czyli ich emisja i transakcje nimi pochłonęły już tyle energii elektrycznej, ile zużywa gospodarka Szwajcarii. W tym roku będzie to ponad 60 terawatogodzin.

Z tym wszystkim związane są wysokie koszty transakcji. W przypadku bitcoina gdy notował rekordy swej wartości pod koniec zeszłego roku sięgały one 50 dolarów, w czym zawiera się "prowizja" dla tych, którzy udostępniają moc obliczeniową swoich komputerów dla "wydobywania" kolejnych jednostek waluty z mroków algorytmu. Takie wysokie koszty mogą odpowiadać spekulantom, ale nie tym, którzy chcieliby bitcoinem zapłacić za kawę.

Ze spekulacją kryptowalutami wiąże się też duży problem, bowiem pieniądz może zaskarbić sobie zaufanie wtedy, gdy jego wartość jest stabilna. A w przypadku bitcoina tak nie jest. Według BIS "odpowiedzialny" za to, że kryptowaluta ma niestabilny kurs jest brak "centralnego agenta", który zwiększałby lub zmniejszał jej podaż żeby jej wartość ustabilizować. A zatem - potrzeba kryptowalutowego banku centralnego. Ale wtedy już nie mamy rozproszonego systemu, tylko scentralizowany.

To nie znaczy, że kryptowaluty nie będą mieć znaczenia, a zwłaszcza technologia rozproszonego zapisu transakcji. Może być ona doskonale wykorzystana do przesyłania pieniędzy pomiędzy państwami na przykład przez imigrantów. W skali świata jest to 540 mld dolarów rocznie. Prowizje, jakie biorą pośrednicy od przesłania 200 dolarów sięgają od 10 do nawet 20 dolarów w zależności od państwa i regionu.

Wielkie możliwości technologii rozproszonej księgi widać też w finansowaniu handlu międzynarodowego. Dzisiejszy przepływ dokumentów związanych z gwarancjami, akredytywami jest po prostu szalenie powolny i bardzo drogi. A ok. 90 proc. handlu międzynarodowego odbywa się dzięki finansowaniu przez banki w ten właśnie sposób.

Kryptowaluty to wielkie wyzwanie dla tworzących regulacje świata finansów. Bardzo ważne, żeby objęte zostały przepisami zapobiegającymi praniu brudnych pieniędzy, finansowaniu terroryzmu czy unikaniu opodatkowania. "Banki", w których właściciele kryptowalut często je trzymają, nie mają żadnych regulacji i mogą służyć dla dokonywania wyłudzeń lub też łatwo paść ofiarą cyberataków, jak to się już zdarzało. Initial coin offerings (ICO), czyli odpowiedniki ofert publicznych w kryptowalutach, używany przez start-upy do zdobycia finansowania jest - w przeciwieństwie do ofert publicznych akcji - także nieuregulowana w żaden sposób. BIS szacuje, że ok. jednej czwartej ICO ma na celu wyłudzenie pieniędzy od naiwnych.

Co ważne, prawo dla działalności związanej z kryptowalutami musi być ustanawiane międzynarodowo, bowiem one same mają całkowicie globalną naturę. Dla instytucji prowadzących usługi obrotu czy wymiany kryptowalut i dla tych, które przechowują kryptowalutowe "portfele" klientów trzeba wprowadzić przepisy zapewniające bezpieczeństwo klientom, podobne jak w całym sektorze finansowym. W końcu trzeba też zbadać jakie ryzyko ponoszą "tradycyjne" banki kiedy angażują się w kryptowaluty.

Dobrą wiadomością jest to, że od marca tego roku w Polsce kryptowaluty już istnieją. Istnieją, bo ustawa mająca przeciwdziałać praniu brudnych pieniędzy wprowadziła ich definicję. To dobry krok na początek, bo przecież nie można udawać, że kryptowalut nie ma, skoro używane są coraz częściej i jest ich coraz więcej. Teraz czekamy na kolejną.         

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kryptowaluta | bitcoin | bank

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM