Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Przemysław Gdański, wiceprezes mBanku, dla Interii: Na rynku zostanie kilka wiodących banków

- Obciążenia fiskalne dla wybranych branż nie są do końca fair - mówi w rozmowie z Interią Przemysław Gdański, wiceprezes mBanku. Jego zdaniem segment bankowy w Polsce będzie podlegać istotnym zmianom, które dodatkowo spotęguje podatek bankowy. - Dzisiaj działa w Polsce prawie 40 banków komercyjnych, nie licząc spółdzielczych. To za wiele. Trudno mi uwierzyć, że przy tym poziomie konkurencji, rozwoju bazy produktowej, inwestycjach w technologię, bank który jest mały - będzie w stanie nadążać - dodaje Gdański.

Bartosz Bednarz, Paweł Czuryło; Interia.pl: Zgodnie z najnowszymi danymi GUS, zarówno płace jak i zatrudnienie w firmach rosną. Jak wygląda zatem kondycja polskich firm z punktu widzenia wiceprezesa jednego z największych banków w Polsce?
Przemysław Gdański, wiceprezes mBanku: - Nie ma dzisiaj żadnych powodów do obaw lub niepokoju o polskie firmy. Są one solidnie osadzone w rosnącej, rozwijającej się gospodarce. Jestem optymistą jeśli chodzi o wzrost PKB: w tym roku może on wynieść około 3,8 proc., a w przyszłym również powinien być solidny. Mało tego, relacja złotego do kluczowych walut jest wsparciem dla eksporterów, tzn. nie mają oni problemu przy sprzedaży towarów poza granicami.

Reklama

Cały czas żyjemy też w środowisku historycznie najniższych stóp procentowych...
- ...co znów powoduje, że finansowanie jest wyjątkowo tanie, gdyż sama baza jest bardzo niska. Banki mają bardzo dobrą sytuację płynnościową i są chętne, aby przedsiębiorstwa kredytowo wspierać. Kredyt jest dziś łatwo dostępny. Solidna kondycja polskich przedsiębiorstw, ich osadzenie w rosnącej polskiej gospodarce i zdrowe otoczenie sektora finansowego w Polsce sprawiają, że jestem o nasze firmy spokojny.

Jak jest z popytem firm na kredyt?
- Nie można użyć ani słów "źle" ani "rewelacyjnie". Przedsiębiorcy - zwłaszcza jeśli chodzi o znaczące dla nich inwestycje - chcą najpierw się upewnić, że "nowa" rzeczywistość polityczna jest już dla nich w pełni zrozumiała. Wstrzymują się z inwestycjami, mimo że sektor finansowy jest gotowy, aby je wspierać. W wielu przypadkach przedsiębiorstwa mają również spore zapasy gotówki.
Spodziewamy się, że rynek kredytów dla przedsiębiorstw wzrośnie w tym roku o ok. 9 proc., podczas gdy w 2015 było to 8,3 proc. To co prawda jednocyfrowy, ale solidny poziom wzrostu.

Gdy pan słyszy takie głosy, że powinna powstać polska wersja LTRO, to co Pan sobie myśli? Zgadza się Pan z tym, że tego typu pobudzenie gospodarki jest potrzebne?
- Nie ma takiej potrzeby. Gospodarka sama z siebie jest na tyle rozpędzona, że takie dodatkowe bodźce nie są potrzebne. Spotykam się z przedsiębiorcami praktycznie codziennie i zewsząd słyszę, że szukają oni dodatkowych rynków, pomysłów na inwestycje, przejęcia, itd. Finansowanie działalności to nie problem.

Jakie w tym kontekście są plany polskiego rządu dotyczące wspierania polskich eksporterów? Ten trend "Go Global" może wciąż trwać?
- Każda forma wsparcia polskiego rządu dla naszych firm za granicą jest cenna. Cieszy, że coraz więcej polskich firm szuka swojego miejsca za granicą i coraz częściej dochodzi do przejmowania firm z Europy Zachodniej. Właśnie ten region zdecydowanie dominuje pod względem ekspansji polskich przedsiębiorców, chociaż obecny jest też coraz silniejszy trend wyjścia poza kraje UE na rynki bardziej egzotyczne - w szczególności do Azji i Afryki. Polscy przedsiębiorcy czują się coraz pewniej i są gotowi do coraz odważnych przedsięwzięć. Usłyszałem niedawno, że Polacy zaczynają być aktywni na Kubie, antycypując pełne otwarcie tego kraju. Spotkałem się wręcz z poglądem, że doświadczenia Polski od upadku żelaznej kurtyny mogą być przeniesione na grunt kubański.

A propos 25 lat rozwoju Polski - widać już element sukcesji na polskim rynku?
- Nawet z prostej arytmetyki wynika, że ludzie którzy zaczynali biznesy na początku lat 90., często będąc w wieku młodym, teraz zaczynają myśleć o zwolnieniu tempa, o korzystaniu z życia, poznaniu świata, a temat sukcesji jest dla nich kluczowy. Trzeba jednak podkreślić, że podejście jest różnorodne. Zdarzają się przedsiębiorcy, którzy od lat świadomie przygotowują własne dzieci do tego, żeby biznes po nich przejąć. Robią to mądrze, zarówno poprzez edukację akademicką, jak i wdrażając swoich następców w biznes na różnych szczeblach. Są oczywiście przypadki, że z sukcesją jest problem. Nie zawsze jest tak, że dzieci biznesmena są zainteresowane zarządzaniem rodzinnym interesem, mają do tego predyspozycje bądź chęci.

Zmienia się w związku z tym także rola banku?
- Bank jest w stanie zbudować bliskie i długoletnie relacje z klientem, stać się zaufanym partnerem dla firmy i przedsiębiorcy, ale tylko jeśli nie myśli wyłącznie o poszczególnych transakcjach. Z klientami rozmawiamy o tym, gdzie ich biznes będzie za pięć lat, jakie mogą być kierunki rozwoju, czy sensowna będzie dywersyfikacja geograficzna, czy może branżowa, poruszamy tematy sukcesji. Wspólnie zastanawiamy się czy biznes powinien zostać prywatny czy upubliczniony, rozważamy zaangażowanie funduszu, który dałby wsparcie kapitałowe na zdynamizowanie rozwoju. W momencie, gdy przedsiębiorca dojrzewa do dużego ruchu, i bez znaczenia czy myśli o wyjściu za granicę, przejęciu innej spółki, sprzedaży firmy, wyjściu na giełdę - przychodzi do banku.

Dlaczego właśnie do banku?
- Zastanówmy się, jaka cecha banku jest najistotniejsza dla klienta korporacyjnego. Jest to przewidywalność. Gdybym ja był przedsiębiorcą, to chciałbym pracować z bankiem, o którym wiedziałbym, jak w danej sytuacji się zachowa. Nie chciałbym pracować z bankiem, który co dwa lata zmienia strategię, raz lubi moją branżę a potem chce z niej wyjść, z bankiem, którego bytność na danym rynku jest niepewna, który raz rośnie a raz się kurczy. Podobnie jest w każdej relacji.

Otoczenie rynkowe ostatnio bankom nie sprzyja...
- Rzeczywistość jest zmienna i trzeba się w niej odnaleźć. Nie zmienia to jednak faktu, że przewidywalność wciąż opisuje instytucje bankowe i można ją utrzymać. Zmienia się pewne elementy czy parametry biznesu, ale nie ogólna strategia rozwoju. Dalej jesteśmy biznesem, który chce rosnąć, chce pozyskiwać nowych klientów, chce pogłębiać relacje z tymi, których już mamy. Mamy ambitne plany wzrostowe. Są jednak zjawiska, na które nie mamy wpływu. Można się skarżyć, że został wprowadzony podatek bankowy, który w oczywisty sposób pozbawi banki części dotychczas wypracowywanych zysków, ale nic  nam z tego nie przyjdzie.

Skoro dotknęliśmy już podatku bankowego - bank będzie dążyć do maksymalnego ograniczenia jego wpływu?
- Chyba nie ma na świecie podatku, którego koszty nie są ponoszone przez ostatecznego konsumenta. Koszty obciążenia fiskalnego ponosi ten, kto jest ostatni w łańcuchu. Nie mam wątpliwości, że długoterminowo sektor bankowy będzie dążyć do odbudowania zyskowności.

Polska bankowość nie zasłużyła na podatek bankowy?
- Łatwiej jest mi zrozumieć koncepcję podatku bankowego w tych krajach, w których sektor bankowy podczas kryzysu finansowego musiał sięgnąć do kieszeni podatnika. Żaden z polskich banków podczas kryzysu 2008-2009 nie musiał prosić o pieniądze podatnika.
- Obciążenia fiskalne dla poszczególnych branż nie są do końca fair. Jeśli mamy globalny rynek i multibranżową konkurencje o kapitał inwestorów, to niesprawiedliwie jest obciążać którąś z branż w sposób niewspółmierny czy asymetryczny do całej reszty. Niech to będą transparentne i zbliżone dla wszystkich uczestników reguły gry.

Niejeden polityk powiedziałby teraz, że przez ostatnie lata notowaliście miliardowe zyski.
- To prawda. Polskie banki są dobrze zarządzane, zaawansowane technologicznie i w konsekwencji zyskowne. Co więcej, polskie banki oferują klientowi usługi relatywnie tanie i na bardzo wysokim poziomie. Nie mówię tylko z perspektywy mBanku, ale ogólnie - całego sektora. W którym kraju pieniądze przesyła się niemal w czasie rzeczywistym i za darmo? Praktycznie wszędzie możemy płacić kartą i to zbliżeniowo, co w innych rozwiniętych krajach jest wciąż nie do pomyślenia. Kredyty dla przedsiębiorstw - a na nich znam się najlepiej - są w Polsce istotnie tańsze, niż w innych krajach. Trzeba również pamiętać, że większość zysków banków od lat nie jest wypłacana inwestorom, ale zasila ich kapitały, przez co pieniądze deponentów są jeszcze bardziej bezpieczne.

Czy będą konsekwencje tego podatku dla całej gospodarki?
- Nie sądzę. Jeżeli pozostaniemy w środowisku tak niskich stóp procentowych, a nic nie wskazuje, żeby miało się to istotnie zmienić, to kredyt i tak będzie bardzo tani. W Polsce doszło już do ponadnormatywnego spadku marż dla kredytów korporacyjnych. Jeśli porównamy tego samego klienta z takim samym kredytem w Polsce i Wielkiej Brytanii, to tamtejszy klient zapłaci istotnie więcej.
- Nawet jeśli banki będą marże systematycznie podnosić, to konkurencja nie pozwoli, by kredyt zdrożał na tyle, by był przez to trudnodostępny.

To sugestia, że sektor bankowy staje się coraz mniej rentowny?
- Ceny są coraz niższe: marże są niskie, opłaty są niskie, albo ich nie ma wcale. Do tego niskie stopy procentowe w sposób liniowy uderzyły w dochodowość banków w porównaniu do tego, co było wcześniej. Cała część pasywna (depozytowa) jest w sposób bardzo wyraźny powiązana z wysokością stóp procentowych. Żeby to jasno zobrazować: banki nie płacą, co jest standardem rynkowym, odsetek na rachunkach bieżących przedsiębiorstw. W związku z tym marża banku jest de facto równa stawce, po której mogą te środki ulokować na rynku.

Do tego dochodzą inni uczestnicy, którzy część bankowego biznesu wydzierają dla siebie...
- W pewne wycinki działalności bankowej już się wdarli, w inne z pewnością wejdą. Myślę tu o kantorach internetowych, które kawałek rynku tzw. spreadu walutowego zabrały dla siebie. Szacuję, że obroty kantorów internetowych w Polsce przekroczyły już 20 mld złotych. Tworzą się platformy pożyczkowe, pear-to-pear lending, a dyrektywa PSD2 otworzy także rynek płatniczy dla zewnętrznych graczy. Wyzwań jest więc dużo.

Pytając jeszcze o konsekwencje podatku bankowego można się spodziewać, ze banki będą kupować więcej obligacji skarbowych?
Obligacje skarbowe, w przeciwieństwie do wielu innych aktywów, w tym bonów pieniężnych NBP, są zwolnione z podatku bankowego. W związku z tym nadmiarowa płynność będzie na pewno utrzymywana w tych papierach.

Na rynku mamy też przejęcia. Pytanie do byłego wiceprezesa BPH: Czy ten bank pasuje do Alior Banku?
- BPH bardziej pasuje do Alior Banku, niż pasował do GE Capital. Alior jest bankiem ekspansywnym i nie jest to jego pierwsze przejęcie. Mają doświadczenie w integracji przejmowanych podmiotów. Ta fuzja będzie jednak największa w dotychczasowej historii banku i wyniesie Aliora jeszcze wyżej w rankingu największych polskich instytucji finansowych.

Zmierzamy zatem do tego, że na rynku zostanie kilka wiodących banków?
- Kiedyś tak pewnie będzie. Oprócz największych pozostanie druga grupa banków, znacznie mniejszych, ale ściśle wyspecjalizowanych, które będą funkcjonować w swoich niszach. Dobrym przykładem są np. banki samochodowe, które zajmują się określonym fragmentem rynku. Dzisiaj działa w Polsce prawie 40 banków komercyjnych, nie licząc spółdzielczych. To za wiele. Trudno mi uwierzyć, że przy tym poziomie konkurencji, rozwoju bazy produktowej, inwestycjach w technologię, bank który jest mały - będzie w stanie nadążać.

Co w takim razie z ryzykiem wycofywania się z Polski inwestorów zagranicznych przed czym przestrzegała część analityków?
- Czas pokaże. Wokół Polski jest teraz trochę zawirowań, co nie jest korzystne z perspektywy inwestorów zagranicznych. Polska przez lata była krajem przewidywalnym, stabilnym. Każda zmiana powoduje, że trzeba się zorientować, co teraz będzie się działo. Z drugiej strony, gdyby inwestorów paraliżował strach, to pewnie euro nie kosztowałoby tyle, co teraz. Wróciliśmy przecież do poziomu sprzed wyborów.

Polisą ubezpieczeniową dla inwestorów wydaje się być wicepremier Mateusz Morawiecki. On zaś spore nadzieje pokłada w rozwoju polskich firm. Jak przekonać je do inwestowania?
- Plan wicepremiera ma sens. Bardzo wiele zależy od tego jak będzie przebiegał sam proces jego wdrażania. Trudno jednak będzie przekonać samym programem rządowym kogoś do inwestowania, jeśli nie będzie miał on sam pewności, że to dobry moment. Chociaż trzeba przyznać, że bodźcowanie w niektórych obszarach może mieć pozytywny efekt. Inicjatywa de minimis skłoniła banki do tego, żeby wyjść do sektora MŚP i w bardziej aktywny sposób udzielać im kredytów.

Innowacje i start-upy to temat, który rząd powinien nieść na swoich sztandarach?
- Przez samo mówienie o innowacyjności i start-upach tworzymy pewną pozytywną dynamikę i budujemy korzystny dla nich klimat. W ramach obecnej perspektywy unijnej 8 mld euro jest przeznaczonych na wspieranie przedsięwzięć innowacyjnych w Polsce. Widzę dużo innowacyjnych firm i pomysłów, które powstają w naszym kraju. Coraz łatwiej jest także uzyskać finansowanie. Nie mam tu na myśli kredytu bankowego, ale inwestycje kapitałowe, których źródłem są np. fundusze VC i aniołowie biznesu. Dobry pomysł łatwo znajdzie kapitał na rozwój. Problem polega na tym, że w polskich realiach startup trochę trudno jest "wyskalować". Jesteśmy na tyle dużym rynkiem, że stworzywszy coś dobrego można się z tego wyżywić, ale na tyle małym, że nie pozwala na osiągnięcie wystarczającej skali, by usłyszał o tym świat.

Rozmawiali Bartosz Bednarz i Paweł Czuryło

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sektor bankowy

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM