Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Okres silnego wzrostu gospodarki się przedłuża

Choć wzrost PKB w II kwartale tego roku – według wstępnego szacunku GUS było to 5,1 proc. – był zgodny z prognozami ekonomistów, to dane spowodowały jednak pewne zaskoczenie. Bo okazuje się, że okres silnego wzrostu się przedłuża, gdy tymczasem oczekiwania były takie, że gospodarka będzie rozwijać się nieco wolniej i wolniej.

Rzetelną odpowiedź poznamy pod koniec sierpnia, kiedy Główny Urząd Statystyczny poda szczegółowe wyliczenia. Wtedy będziemy wiedzieć, jaki wkład we wzrost PKB w II kwartale miały nasze wydatki konsumenckie, inwestycje i eksport, a to wszystko ma duże znaczenie bo świadczy o tym, co ekonomiści nazywają "strukturą wzrostu". Na razie widzimy, że polska gospodarka jest odporna na zagrożenia dla trwałości tego wzrostu. A jest ich niemało. 

- Wynik PKB w II kwartale jest bardzo dobry, choć nieco słabszy od prognozy 5,3 proc., którą mieliśmy. Za kilka dni poznamy bardziej szczegółowe dane, pamiętajmy, że w zeszłym kwartale przyniosły one rewizję w górę - mówi Interii Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka banku PKO BP.

Reklama

Zmiany prognoz

Ekonomiści już pod koniec zeszłego roku spodziewali się, że szczyt wzrostowego cyklu mija. Dlatego prognozy na ten rok były już porównywalne lub słabsze od wyników ubiegłorocznych, kiedy gospodarka urosła o 4,8 proc. O ile jeszcze w pierwszym kwartale tego roku spodziewano się pewnej siły rozpędu, później już oczekiwano stopniowego osłabienia.

Tym bardziej, że na początku roku widać już było, iż gospodarki najbardziej rozwiniętych krajów Unii dostają lekkiej zadyszki. W I kwartale gospodarka strefy euro spowolniła do 0,4 proc., z 0,7 proc. w kwartale poprzednim, a II kwartał przyniósł dalsze hamowanie do 0,3 proc.

- Gdy zestawimy dane za II kwartał z prognozami z początku roku widać, że okres bardzo silnego wzrostu nam się przedłuża. W prognozach na 2018 rok zakładaliśmy, że wynik II kwartału będzie już znacznie poniżej 5 proc., a tak się nie stało - mówi ekonomistka PKO BP.

Po wynikach I kwartału - który zaskoczył wzrostem o 5,3 proc. ekonomiści zmienili prognozy na kolejny. Specjaliści z PKO BP należeli do grona optymistów, choć byli od nich jeszcze więksi, którzy sądzili, że będzie to nawet 5,4 proc. Niemniej średnia prognoz na II kwartał wyniosła 5,1 proc., a więc dokładnie tyle, ile podał wstępnie GUS.

Dlaczego sytuacja jest wciąż tak dobra, choć niedawno jeszcze słyszeliśmy prognozy, że gospodarka nawet na początku roku zwolni już tempo? GUS wskazał na konferencji prasowej po ogłoszeniu szybkiego szacunku PKB za II kwartał na siłę popytu wewnętrznego. Co to znaczy? Spadek bezrobocia, rosnące zatrudnienie i płace powodują, że ludzie chętnie wydają coraz więcej zarabianych pieniędzy. To najważniejszy powód dla którego gospodarka jeszcze nie zwalnia.

- Cały czas elementem stabilizującym koniunkturę w Polsce jest konsumpcja prywatna, która uparcie rośnie w okolicach 5 proc. Przyczyną tego jest sytuacja na rynku pracy i rosnąca najszybciej od 9 lat dynamika płac. To sprzyja decyzjom gospodarstw domowych, żeby rosnące dochody przeznaczać na konsumpcję i to bardzo duży i główny komponent wzrostu gospodarczego - mówi Marta Petka-Zagajewska.

Drugim powodem są unijne fundusze. Pierwsze dwa kwartały tego roku przyniosły bardzo silny wzrost inwestycji publicznych i wydatków funduszy unijnych. Budowa dróg, autostrad i torów kolejowych, a także wydatki samorządów - ruszyły pełną parą.

- Liczymy na to, że do konsumpcji zaczynają w coraz większym stopniu dołączać inwestycje. Są to w tej chwili inwestycje publiczne, głównie spowodowane wydatkami funduszy unijnych - uważa ekonomistka PKO BP.

- Trzecim czynnikiem jest odporność polskiej gospodarki na zawirowania, które w I połowie roku nastąpiły w całej Unii, a przede wszystkim w gospodarkach w strefie euro. Wahania sentymentu, obawy o cła i protekcjonizm na wynikach polskiego eksportu na razie się nie odbijają - dodaje.

Pytanie o inwestycje prywatne

Przypomnijmy, ze od początku czerwca amerykański prezydent Donald Trup wprowadził podwyżki ceł na stal i aluminium, a następnie zagroził wprowadzeniem 20-procentowych ceł na samochody produkowane w Unii. Objął także wyższymi cłami dużą część importu z Chin do USA. Zapowiedzi rozpętanej przez Amerykę "wojny celnej" były jednym z najważniejszych powodów pogorszenia się nastrojów gospodarczych w strefie euro od początku tego roku. A tam eksportujemy większość naszych towarów.

Wyliczenia pokazują jednak, że na razie na wprowadzanych taryfach Polska bardzo niewiele traci. To powoduje, że polski eksport wzrósł w I półroczu o 5,7 proc. w porównaniu z I półroczem zeszłego roku. Saldo wymiany towarowej było wprawdzie ujemne i wyniosło minus 1,2 mld euro, ale to głównie z powodu szalejących cen paliw.

Cały czas pozostaje pytanie czy i kiedy w gospodarce zaczną się inwestycje prywatne. Przypomnijmy, że GUS wyliczył, iż w I kwartale inwestycje firm zatrudniających 50 i więcej pracowników wzrosły o 6,6 proc. To bardzo niewiele, jak na szczyt koniunktury. Szczegóły dotyczące II kwartału GUS dopiero ogłosi, jednak już podał, że dynamika inwestycji prywatnych utrzymała się na poziomie zbliżonym do I kwartału.

- Jeśli chodzi o strukturę wzrostu PKB, to kluczowe pytanie jest jak wiele zawdzięczamy w bardzo silnym wzroście inwestycjom. Wierzymy, że II kwartał pokazał przyspieszenie dynamiki inwestycji w stosunku do I kwartału, zobaczymy, czy te nadzieje znajdą pokrycie w danych - mówi Marta Petka-Zagajewska.

- Zakładaliśmy w prognozie, że inwestycje wzrosną w II kwartale o 9,2 proc., w tym znacznie większy bodziec będzie ze strony inwestycji publicznych, a inwestycje prywatne wzrosną o 5,4 proc. - dodaje.

Dla inwestycji publicznych też są niestety zagrożenia, a wynikają one z sytuacji na rynku pracy i wzrostu cen materiałów budowlanych. Wiele przetargów publicznych jest odwoływanych, gdyż oferowane firmom wynagrodzenie nie spełnia ich oczekiwań. To może oznaczać, że obecny wzrost inwestycji publicznych zawdzięczamy kontraktom zawartym dość dawno temu. Za kilka kwartałów nowych inwestycji może być już znacznie mniej.

- Ryzyko związane z rozbieżnością cen na przetargach i niezawieraniem kontraktów na inwestycje publiczne wpływa na to, że dalszego przyspieszenia wzrostu gospodarczego trudno oczekiwać - mówi Marta Petka-Zagajewska.

Zdaniem ekonomistki PKO nie musi to jednak oznaczać, że fundusze unijne nie zostaną wydane, gdyż jest na to jeszcze wiele lat. Może natomiast oznaczać, że inwestycje publiczne zostaną lepiej rozłożone w kolejnych latach i będą - choć nie tak bardzo jak obecnie - wciąż podtrzymywać gospodarkę.

- Do końca perspektywy budżetowej i terminu wykorzystania środków mamy jeszcze dużo czasu. Na razie możemy bardziej zastanawiać się nad tym jak aktywność inwestycyjna będzie się rozkładać w czasie, a nie nad tym czy część środków zostanie niewykorzystana, bo nie będzie mocy przerobowych - uważa ekonomistka PKO BP.

- Być może odłożenie części aktywności inwestycyjnej na kolejne kwartały pomagałaby w późniejszym okresie podtrzymywać wzrost, a ścieżkę nieco wypłaszczyć, gdyż prognozy na przyszły rok są już dużo mniej optymistyczne - dodaje.

Raczej pewne jest, że "piątka z przodu" nie będzie się już powtarzać i pożegnamy się z nią na wiele, a może na bardzo wiele lat. Niedawno 29 wybitnych specjalistów od makroekonomii na zlecenie Europejskiego Kongresu Finansowego przedstawiło prognozę, że wzrost naszego PKB spowolni do 2,9 proc. w 2021 roku. Ekonomiści PKO BP podtrzymują prognozę spowolnienia wzrostu gospodarki w przyszłym roku do 3,9 proc.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | wzrost PKB | PKO BP SA | wzrost gospodarczy

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM