Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Niemiecki konsument wciąż pożąda Wandy

Coś tu nie gra. Gospodarki Niemiec i Polski maszerowały co najmniej od 15 lat ręka w rękę. Polska rośnie wciąż szybko, a niemiecka dławi się jak silnik w 20-letnim oplu. Czy to znaczy, że skoro Niemcy od lat dodają napędu polskiej gospodarce, a teraz same złapały zadyszkę, to polską czeka podobny los? Niekoniecznie.

Gdybyśmy popatrzyli na rysunek przedstawiający jak gospodarki Polski i Niemiec radziły sobie od 2004 roku, czyli od wejścia Polski do Unii, to kreski pokazujące wzrost w kolejnych latach są niemal równoległe. Niemiecka przyspiesza - polska także. Większa zwalnia, a mniejsza razem z nią. Tylko dwa lata - 2009 i 2010 - po wielkim globalnym kryzysie finansowym burzą ten obraz. W 2009 roku w Niemczech była silna recesja, a Polska pozostała pamiętną "zieloną wyspą" na mapie Europy. Rok później gospodarka Niemiec szybko odbiła, a polska czołgała się wciąż wolno.

Nowe normy spalin, Ren i Azja

Przez wszystkie lata po kryzysie swoją poprawiającą się kondycję polska gospodarka zawdzięczała właśnie temu, że gospodarka Niemiec szybko stanęła na nogi, w przeciwieństwie do wielu innych państw Europy. Jeszcze do zeszłego roku kraj ten miał jedną z największych nadwyżek handlowych na świecie i należy do czołówki światowych eksporterów. A powiązania gospodarcze Polski i Niemiec z roku na rok były coraz silniejsze.     

Reklama

Przypomnijmy, że Polska ponad 80 proc. towarów eksportuje na rynki Unii Europejskiej. Ze wszystkich państw Niemcy są największym odbiorcą polskiego eksportu, a ich udział od lat przekracza 25 proc. wywożonych z Polski towarów. Dzięki temu, że zarobki w Polsce są niższe, Niemcy od 30 lat organizują u nas sieci dostaw dla swojego przemysłu. W wielu wypadkach to bardziej się opłaca niż dostawy z Azji.  

Niemcy w najlepszych latach miały ponad 200 mld euro nadwyżki w handlu zagranicznym rocznie. W marcu 2016 roku padł rekord - Niemcy w ciągu miesiąca osiągnęły prawie 25,5 mld euro dodatniego salda. Ale teraz już nie jest tak dobrze. W kwietniu tego roku nadwyżka zmniejszyła się do 17,9 mld euro z 20,4 mld euro w tym samym miesiącu rok wcześniej. Była najmniejsza od początku roku, ponieważ spada eksport.  

Choć Niemcy są czołowym eksporterem na świecie, to właśnie Polska ma z nimi nadwyżkę w handlu. Według danych GUS, po czterech miesiącach tego roku wyniosła ona 3,5 mld euro.

Od połowy zeszłego roku niemiecka gospodarka wyraźnie przygasa. Słabnie eksport i kurczy się produkcja przemysłu. Dodajmy, że Niemcy eksportują najwięcej samochodów, maszyn, substancji chemicznych i leków, towarów elektronicznych, optycznych i elektrycznych. Najwięcej eksportują do USA, Francji, Wielkiej Brytanii, Holandii i Chin. Tymczasem w kwietniu skurczył się nie tylko niemiecki eksport, ale i produkcja przemysłowa. W dodatku analitycy twierdzą, że w II kwartale tego roku wzrost PKB za Odrą może być ujemny.

- W Niemczech występuje częściowa recesja. W przemyśle widać problemy od II połowy ubiegłego roku i na razie nie ustępują - mówi Interii Urszula Kryńska, ekonomistka PKO Banku Polskiego.

To właśnie w II połowie zeszłego roku zaczął się bardzo silny zjazd niemieckiej gospodarki w dół. PKB w III kwartale skurczył się już o 0,2 proc. W ostatnim kwartale wzrost niemieckiego PKB wyniósł zero. Odbił w górę w I kwartale tego roku, ale to nie znaczy wcale, że gospodarka naszego zachodniego sąsiada wróciła do normy.

Przeciwnie - stało się tak tylko dlatego, że Brytyjczycy gromadzili zapasy przed zapowiadanym na koniec marca brexitem, a Wielka Brytania jest trzecim największym rynkiem eksportowym Nieniec. Termin brexitu został przesunięty na październik, więc Wyspiarze na razie nie mają powodów do kupowania na zapas. 

- Widmo brexitu podniosło PKB Niemiec w I kwartale (...) ale gdy brexit został odłożony, to prawdopodobnie Niemcy zanotują w II kwartale ujemny wzrost PKB - mówi Urszula Kryńska.

I dodaje, że przyczyn kłopotów niemieckiej gospodarki było co najmniej kilka. Po pierwsze wprowadzenie w Unii nowych norm emisji spalin zahamowało na pewien czas produkcję aut, a to ogromna część niemieckiego przemysłu i eksportu. Poziom wody w Renie spadł do nienotowanych od lat poziomów, co utrudniło żeglugę i dostawy. Ale najważniejsze były wydarzenia w Azji. Po znakomitym 2017 roku w wyniku wojen handlowych prezydenta USA Donalda Trumpa z Chinami gospodarki azjatyckich państw zaczęły obracać się wolniej. Zmniejszy się popyt. Także na niemieckie towary.

Wykorzystać szansę

Dlatego już od połowy zeszłego roku produkcja niemieckiego przemysłu niemal każdego miesiąca spada. Ale dlaczego produkcja w Polsce rośnie, i to w tempie 6-8 proc. rocznie, skoro jesteśmy tak ze sobą powiązani?

Rafał Benecki, główny ekonomista banku ING BŚK mówi, że polski przemysł - także jako dostawca komponentów - stosunkowo mało produkuje na światowe rynki. Oblicza, że niemal połowa polskiej produkcji zostaje w Polsce, prawie 40 proc. idzie na potrzeby rynku wewnątrz Wspólnoty, głównie niemieckiego, a do reszty świata - także za pośrednictwem Niemiec - trafia stosunkowo niewielka część, bo ok. 10-15 proc.

- Bardzo ważna jest struktura wzrostu w Niemczech. Przemysł jest tam w recesji, co ma związek z popytem zewnętrznym, z wojnami handlowymi. Dlatego produkcja w Niemczech osłabła. Natomiast popyt wewnętrzny w Niemczech jest całkiem mocny. Co istotne, taka struktura wzrostu w Niemczech, kiedy popyt wewnętrzny jest mocny, jest dla nas korzystna. Dlatego radzimy sobie dużo lepiej - mówi Interii Rafał Benecki.

Co więcej, fakt, że popyt na niemieckie towary na świecie słabnie wcale nie musi pogrążać polskiego przemysłu. Skoro popyt jest słabszy, to niemieccy producenci poszukują tańszych dostawców komponentów, żeby obniżyć ceny. I trudno się dziwić, że bardzo często znajdują ich właśnie w Polsce.

- Niemcy są coraz bardziej chętni do rozmów z Polakami - mówi Urszula Kryńska.

Okazuje się, że los polskiej gospodarki cały czas zależy od losu gospodarki Niemiec, ale trochę inaczej niż się do tej pory wydawało. Bo nie niemiecka potęga eksportowa dawała jej napęd, ale przede wszystkim popyt na niemieckim rynku wewnętrznym. I - oczywiście - niemieccy konsumenci. A oni wciąż mają sporo pieniędzy.

Niemiecki konsument wcale nie przestał darzyć uczuciami Wandy, a jej szczęśliwie wcale nie przychodzi do głowy by rzucać się do Wisły. Swoje atrakcyjne wdzięki eksportuje za Odrę. Popyt wciąż na nie jest olbrzymi, a może być tylko coraz większy. Bo skoro niemiecka gospodarka ma większe kłopoty, to kieszenie konsumentów też na tym ucierpią. Ale wtedy zacznie się - już widoczny zresztą - efekt wypierania. Polega on na tym, że konsumenci w gorszych czasach stają się bardziej oszczędni, więc wybierają raczej tańsze towary niż droższe. A te z Polski są tańsze i niekoniecznie gorsze. To wszystko powoduje, że wciąż polski eksport do Niemiec rośnie.

- Konsumenci w Niemczech są nadal silni, a płace rosną. O ile więc poddostawcy niemieckiego przemysłu mają kłopoty, to wciąż jest popyt na usługi i dobra konsumpcyjne - mówi Urszula Kryńska.

Rządowe wsparcie dla konsupcji

Rafał Benecki dodaje, że szok gospodarczy, jaki zaczął już przeżywać świat w związku z amerykańskimi wojnami handlowymi, wygląda trochę inaczej niż kryzysy czy recesje, jakie znamy z historii. Zwykle bywało tak, że taki szok uderzał zarówno w popyt zewnętrzny i w popyt wewnętrzny Niemiec, wskutek czego Polska bardziej cierpiała, co widać było w 2010 roku.

Wojny handlowe oddziaływają nierównomiernie i nierówno rozkładają się ich skutki. Mogą pogrążyć niektóre branże i producentów, ale niekoniecznie dotkną innych. Będą niszczyć łańcuchy dostaw, ale - jak na razie - wybiórczo. Tego, gdzie uderzą z największą siłą - nie sposób jeszcze przewidzieć. W dodatku wojny handlowe - choć mają już niszczące skutki - jeszcze na dobre się nie rozkręciły.   

- Szok nie jest na tyle mocny, żeby równocześnie przełożył się na popyt wewnętrzny, inwestycje, płace i rynek pracy. To specyfika czynnika, który spycha teraz globalną gospodarkę w spowolnienie - mówi Rafał Benecki.

- Dlatego wojna handlowa silnie uderza w niemiecką gospodarkę, a w naszą mniej - dodaje Urszula Kryńska.

Dla wzrostu PKB w Polsce, w tym także dla wzrostu produkcji, duże znaczenie mają transfery socjalne. Przypomnijmy, że w tym roku szacowane są na ponad 40 mld zł, które wciąż rozkręcają popyt konsumpcyjny. To kolejny powód, dla którego wzrost w Polsce będzie utrzymywał się znacznie powyżej wzrostu w Niemczech przynajmniej przez najbliższe kwartały.  

Ale jeśli wojny handlowe się nasilą, ich skutki trafią wszędzie. Odczują je w swoich kieszeniach wielbiciele Wandy, polski przemysł, handel, i usługi. To, że w tej chwili sobie radzimy znacznie lepiej niż bardziej globalne gospodarki, nie znaczy, że będzie tak również za parę lat.  

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | gospodarka | polska polityka zagraniczna

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM