Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Nad gospodarką światową zbierają się ciemne chmury

Coraz ciemniejsze chmury zbierają się nad przyszłością światowej gospodarki. Jeszcze za wcześnie mówić o globalnej recesji, ale takie zagrożenie istnieje. Niestety najbardziej narażone na ryzyka związane ze spowolnieniem są gospodarki należące do rynków wschodzących i rozwijające się. Polskę i nasz region recesja powinna ominąć.

Bank Światowy ogłosił w styczniu aktualizację prognoz dla światowej gospodarki pod hasłem "Ciemniejące niebo". Obejmuje ona lata 2019-2021. Globalna instytucja finansowa podkreśla w swoim raporcie, że obecna sytuacja gospodarcza jest bardzo niepewna. Po paru latach, kiedy wzrost rozlewał się po całym świecie niemal równomiernie, teraz już osłabł.

- Gospodarcze perspektywy pogrążają się w narastającym cieniu - powiedziała współautorka raportu Franziska Ohnsorge na konferencji w NBP poświęconej prezentacji opracowania.

Równocześnie rosną napięcia handlowe i następuje zaostrzenie warunków finansowania. To ostatnie spowodowało już lokalne kryzysy finansowe w kilku gospodarkach rozwijających się i po uszy zadłużonych, takich jak Turcja czy Argentyna. A oprócz tego istnieją inne ryzyka, które pojawiają się w różnych stronach świata.

Reklama

O ile więc wcześniejszy przypływ podnosił (prawie) wszystkie łodzie, o tyle sytuacja, która stopniowo rozwija się teraz, wymaga także, by polityka gospodarcza w poszczególnych krajach stanęła na wysokości zadania i zadbała o zatykanie pojawiających się dziur. W przeciwnym razie - jak Turcja czy Argentyna - cały kraj może pójść na dno.  

Oczekiwane spowolnienie

Jak co pół roku w publikacjach "Global Economic Prospects" celem raportu jest to, żeby dostarczyć rzetelniej wiedzy analitycznej dotyczącej sytuacji gospodarczej, a równocześnie omówić aktualne najważniejsze zagadnienia z zakresu polityki gospodarczej. Chodzi o to, żeby nie tyko wąski krąg decydentów politycznych, ale także opinia publiczna, wiedzieli i o trendach ekonomicznych, i o możliwych wyborach. Bank Światowy zwraca uwagę na narastające wyzwania i proponuje pewne opcje rozwiązań problemów, zwłaszcza takich, które nawarstwiły się w równocześnie wielu gospodarkach. Tym razem osobno omawianymi zagadnieniami są inflacja i... śmieciówki.

Zacznijmy jednak od spraw, które są kluczowo ważne dla całego świata. Gospodarka z każdym miesiącem pokazuje już, że obraca się wolniej i wolniej. Ale spowolni jeszcze bardziej. Dlaczego? Bardzo ważny wskaźnik ukazujący perspektywy dla przemysłu, PMI, osiągnął właśnie niedawno najniższą wartość od ponad dwóch lat. A jeszcze gorzej jest ze wskaźnikiem PMI dla zamówień eksportowych, który kilka miesięcy temu spadł poniżej 50 pkt, a to oznacza, że eksport się nie rozwija, lecz kurczy.

- Handel światowy rozwija się wolniej niż gospodarka - powiedziała Franziska Ohnsorge.

Największym zagrożeniem dla globalnego wzrostu jest wojna handlowa pomiędzy USA a Chinami. Już teraz widać, że ma wpływ na spowolnienie całej światowej gospodarki. Ale w jej wyniku wcale nie muszą najbardziej ucierpieć ścierający się giganci. Skutki uboczne mogą znacznie mocniej dotknąć gospodarki należące do rynków wschodzących i rozwijające się.

Wojna handlowa już zdążyła osłabić międzynarodowy handel i to wszędzie. Jak na razie - do połowy grudnia zeszłego roku - nowe, wyższe taryfy objęły już 12 proc. amerykańskiego importu i ok. 6 proc. importu Chin. Tymczasem oba kraje odpowiadają za ok. 20 proc. światowych obrotów handlowych. Choć wymieniają ciosy pomiędzy sobą, to drzazgi lecą wszędzie. Kiedy chiński eksport się zmniejsza - tracą na tym poddostawcy z Indonezji i z Malezji. Kiedy eksport amerykański się kurczy - trzeba zamykać fabryki w Brazylii czy w Meksyku. Po prostu zrywane są tak zwane łańcuchy dostaw i nagle może się okazać, że ofiarą wojny gigantów padnie fabryczka na Bali, na Śląsku lub w Alzacji.

Prognozy w dół

Analitycy Banku Światowego przeprowadzili symulację, co się stanie, jeśli na skutek tej wymiany ciosów gospodarka USA rozwijałaby się o 1 punkt proc. wolniej niż do tej pory. Cała światowa gospodarka zwolniłaby w tym i przyszłym roku o ok. 0,5 punktu proc. Ale jeśli wymiana ciosów między obydwoma krajami okaże się na tyle skuteczna, że obie największe na świecie gospodarki w takim właśnie tempie wyhamują, PKB całego świata będzie w tym roku o 0,8 punktu proc. niższy, a w przyszłym o 0,7 pp.

Dlatego też Bank Światowy obniżył prognozy wzrostu niemal dla wszystkich regionów świata, ale głównie dla gospodarek wschodzących i rozwijających się. Dla całego świata na ten rok prognozuje 2,9 proc. wzrostu PKB, a na przyszły 2,8 proc. Jest to o 0,1 punktu proc. mniej niż w poprzedniej prognozie z połowy 2018 roku. Niektóre regiony, jak na przykład Środkowy Wschód, będą rosnąć znacznie wolniej, co jednak wynika np. z sankcji nałożonych na Iran.

- Cały świat będzie rozwijał się wolniej - dodała Franziska Ohnsorge.

Wolniej to nie znaczy, że najgorszy scenariusz - globalnej recesji - jest już przesądzony. Ale jego prawdopodobieństwo rośnie w oczach. W listopadzie zeszłego roku prawdopodobieństwo, że USA popadną w recesję w ciągu kojonych 12 miesięcy wynosiło 15 proc. i było najwyższe od ostatniego wielkiego kryzysu. Z historii wiadomo, że Stany popadały w recesję, gdy rok wcześniej prawdopodobieństwo jej wystąpienia przekraczało nieco 30 proc.

Polsce recesja nie grozi - uważają eksperci Banku Światowego. Na ten rok prognozują u nas wzrost gospodarki o 4 proc. (wyższy niż w prognozie sprzed pół roku o 0,3 pp), a na przyszły o 3,6 proc. (wyższy o 0,1 pp). Ich zdaniem cały region Europy Środkowo-Wschodniej ma jeszcze na tyle duży potencjał "doganiania", że nie powinna do niego zawitać recesja, nawet gdy gospodarki światowe zaczęłyby się kurczyć.

- W Polsce jest bardzo duży popyt krajowy. Niewykluczone, że będziemy mieć do czynienia raczej z normalizacją wzrostu, bez bardziej wyraźnych (negatywnych) skutków - powiedział główny ekonomista mBanku Ernest Pytlarczyk podczas dyskusji nad raportem.

Wyzwaniem - dla Polski szczególnie - jest natomiast polityka w warunkach starzenia się społeczeństwa oraz adaptacja przez naszą gospodarkę nowych technologii, innowacji i lepszej organizacji pracy - podkreślali eksperci Banku Światowego i NBP w dyskusji.

Na widocznym spowolnieniu i rosnącym ryzyku recesji złe wiadomości dla światowej gospodarki się nie kończą. Już w zeszłym roku znacząco pogorszyły się warunki finansowania dla rządów i firm. Od grudnia 2017 roku do listopada ubiegłego roku średnie oprocentowanie obligacji korporacji, i to takich o najwyższej wiarygodności kredytowej, wzrosło o 3,51 proc., do 4,22 proc. - podaje amerykański oddział banku centralnego Fed w St. Louis. To skutek zarówno gorszych perspektyw dla gospodarki, jak i serii podwyżek stóp procentowych w USA.

Bank Światowy wyliczył, że z rynków wschodzących i rozwijających się w 2018 roku wyparowało ponad 30 mld dolarów wcześniej udzielonego finansowania. Nawet w dramatycznym 2013 roku było to tylko poniżej 20 mld dolarów.

- W zeszłym roku w warunkach finansowania już nastąpił szok - powiedział Nadeem Ilahi, starszy przedstawiciel regionalny w Międzynarodowym Funduszu Walutowym.

Tymczasem w ciągu ostatniej dekady globalne zadłużenie wzrosło o blisko jedną piątą, a gospodarek wschodzących ponad dwa razy, głównie z powodu rosnących długów w Chinach. Bank Światowy podaje, że od 2013 roku średni dług publiczny krajów o niskich dochodach wzrósł o ponad 17 punktów proc. PKB. W rezultacie w większości takich państw spłaty odsetek pochłaniają coraz większą część dochodów rządowych. Jeśli globalny handel osłabnie albo warunki finansowania dalej się pogorszą, mogą podzielić los Argentyny i Turcji.

Ale nie tylko najsłabsze kraje muszą podjąć wysiłki, żeby stawić czoła nowej sytuacji. Po pierwsze, na złe czasy trzeba budować "bufory fiskalne", czyli po prostu starać się o to, żeby mieć nadwyżkę budżetową. Tymczasem wiele rządów wierzy, że jeśli w szczycie koniunktury podatki wpadały do budżetu jak manna z nieba, to tak będzie zawsze. Nic bardziej złudnego.

Walka o przyszłość

Trzeba także budować podstawy przyszłego wzrostu - twierdzą eksperci Banku Światowego. W jaki sposób? Dbać o to, żeby pomimo napięć między globalnymi potęgami integracja handlowa pomiędzy krajami się nie rozpadała, przyciągać inwestycje także poprzez pobudzanie kapitału ludzkiego. Chodzi tu o to, żeby gospodarka miała lepsze i wyżej kwalifikowane kadry. A na dodatek trzeba uważnie przyjrzeć się gospodarce "nieformalnej", czyli po prostu szarej strefie.

- Specjalną wartością tego raportu jest spojrzenie na nieformalną gospodarkę - powiedział członek zarządu NBP Paweł Samecki.

Szara strefa ma swoje zalety - zauważają eksperci Banku Światowego. Dajmy na to samozatrudnienie. Ktoś, komu płacą powiedzmy 3 tys. zł, gdy zobaczy, że pracy jest coraz mniej, bo dekoniunktura narasta, zgodzi się pewnie na 2 tys. zł. Pracodawca nie upadnie, a on jakoś przeżyje. Eksperci Banku Światowego mówią - owszem, nieformalna gospodarka ma pewne przewagi. Bardziej elastycznie dostosowuje się do zmian koniunktury i bardziej elastycznie zatrudnia.

- Na wszystkich wschodzących rynkach jest ogromny udział nieformalnej gospodarki - powiedziała Franziska Ohnsorge.

Z raportu wynika, że na rynkach wschodzących i rozwijających się nieformalna gospodarka stanowi ok. jednej trzeciej PKB, a zatrudnienie nieformalne nawet 70 proc. wszystkich pracujących, z czego ponad połowa to tzw. samozatrudnienie. Te formę pracy, ulubioną przez polskich pracodawców, którzy nie muszą odprowadzać składek ubezpieczeniowych, Bank Światowy zalicza także do nieformalnej gospodarki. Ale właśnie w tych składkach tkwi szkopuł. Bo nieformalna gospodarka oznacza równocześnie zmniejszenie dochodów publicznych. A co oprócz tego?

"Większy sektor nieformalny wiąże się z niższą produktywnością, mniejszymi przychodami z podatków oraz większym ubóstwem i nierównością" - pisze w raporcie Bank Światowy.

- Udział nieformalnej gospodarki powoduje mniejsze dochody rządu, a to z kolei mniejszą redystrybucję za pośrednictwem podatków. W sektorze nieformalnym są niższe płace i niższa produktywność. Jest ona o jedną czwartą niższa niż w formalnie działających firmach ­­ - dodała Franziska Ohnsorge.

W sumie najważniejsze jest, żeby rządy uważały na narastające napięcia na rynkach finansowych, dbały o dostępność do finansowania, zmierzyły się z problemem narastającego długu oraz problemem dochodów podatkowych. A przy tym, żeby starały się o utrzymanie niskiej inflacji, która stała się już ogólnoświatowym zjawiskiem. 

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gospodarka światowa | recesja | Bank Światowy | Polska

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM