Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Masz długi? Lepiej zacznij je spłacać

Gospodarka w ciągu najbliższych trzech lat będzie pomaleńku słabła, a ceny będą stopniowo lecz stale rosły. Stopy procentowe w końcu też pójdą w górę, a za nimi raty kredytów – wynika z prognoz grona ekonomistów dla Europejskiego Kongresu Finansowego. Co to oznacza dla finansów publicznych, instytucji finansowych, i w końcu dla nas wszystkich?

29 ekonomistów z instytucji finansowych, regulacyjnych, banków, firm doradczych i wyższych uczelni przedstawiło makroekonomiczne prognozy dla polskiej gospodarki do 2021 roku. Zamówił je Europejski Kongres Finansowy, który obradował w czerwcu w Sopocie. Z prognoz tych wynika, że gospodarka z roku na rok będzie się rozwijać coraz wolniej i - o ile w tym roku nasz PKB wzrośnie jeszcze o 4,5 proc. - już w 2021 roku będzie to niespełna 2,9 proc.

Słabnącemu wzrostowi będzie towarzyszyć zwiększająca się inflacja, która w 2020 roku przekroczy nieco cel Rady Polityki Pieniężnej wynoszący 2,5 proc., a potem znowu trochę się obniży. Bezrobocie przez cały ten czas będzie poniżej 4 proc., ale płace w gospodarce będą rosły coraz wolniej, a w związku z tym coraz wolniej będzie rosła konsumpcja.

Reklama

Co istotne - ekonomiści przewidują dużą stabilność polskiej waluty przez najbliższe trzy lata. Według ich prognoz za euro będziemy płacić w przyszłym i następnych latach 4,22-4,24 zł, a za dolara 3,45-3,51 zł. To znacznie mniej niż obecnie. Wiadomo jednak, że kursu nie sposób prognozować. A sporo może w najbliższych latach zależeć właśnie od tego, czy złoty nie będzie się osłabiał.   

Wszystkie te prognozy EKF nie oznaczają, że w polskiej gospodarce miałyby się wydarzyć coś naprawdę złego. Oznaczają jednak, iż rośnie prawdopodobieństwo tego, iż do niektórych złych zdarzeń może dojść. To znaczy - mówiąc językiem finansów - ryzyka rosną. I to w wielu obszarach.

To ryzyka dla finansów publicznych, sektora bankowego i w końcu także dla konsumentów, czyli nas wszystkich. Te ryzyka byłyby oczywiście tym większe, gdyby rzeczywistość w najbliższej przyszłości wyglądała gorzej, niż przewidują to prognozy ekonomistów. Na przykład gdyby inflacja była wyższa, wzrost niższy, a złoty słabszy, zwłaszcza do euro.  

- Większość z tych ryzyk już się realizuje - mówił podczas jednej z debat Kongresu Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista banku Millennium.

Finanse publiczne to przedmiot największej troski ekspertów EKF. Osłabienie wzrostu gospodarczego może spowodować dla nich spore wyzwania. W zeszłym roku deficyt tego sektora, dzięki przyspieszeniu gospodarki i poprawie ściągalności podatku VAT wyniósł rekordowo niskie 1,7 proc. PKB. Eksperci wcale nie są zachwyceni tym wynikiem, gdyż mówią, że deficyt i tak jest duży jak na szczyt koniunktury. Ale jeśli gospodarka będzie rosnąć wolniej?

- Wszystkie instytucje (międzynarodowe, jak np. Międzynarodowy Fundusz Walutowy) oczekują pogorszenia deficytu sektora finansów publicznych. Przy dobrej koniunkturze, jak teraz, powinniśmy mieć nadwyżkę - powiedział Marek Rozkrut, główny ekonomista firmy doradczej EY.

I tak eksperci EKF przewidują, że jeszcze w tym roku deficyt finansów publicznych niewiele się zwiększy i nie przekroczy jeszcze 2 proc. PKB. W następnych latach już będzie gorzej, aż w 2021 roku wyniesie 2,83 proc. PKB. To średnia, bo niektórzy prognozują, że znacząco przekroczy już 3 proc. PKB. Gdyby nastąpił zbieg niekorzystnych okoliczności, sytuacja mogłaby wymknąć się spod kontroli.

- Inflacja rośnie, wzrost słabnie. Co z finansami publicznymi? Deficyt strukturalny (to wielkość teoretyczna liczona tak, jakby dochody i wydatki nie były podatne na zmiany koniunktury) mam na poziomie 3 proc. Startujemy z poziomu 3 proc. deficytu w górę, gdy gospodarka spowalnia. Pytanie - gdzie skończymy? - mówił były wiceminister finansów Ludwik Kotecki.

Dlatego eksperci EKF rekomendują rozpoczęcie reformy finansów publicznych i ich zrównoważenie. Co więcej, problem nie polega jedynie na samym deficycie, ale także na wielkości zadłużenia. Wprawdzie w ubiegłym roku ono także zmniejszyło się w stosunku do PKB, jednak Małgorzata Kleniewska-Wodtke, prezes agencji ratingowej Fitch Polska zwraca uwagę, iż Polska ma wysokie zadłużenie zagraniczne, które wynosi ok. 30 proc. PKB. Przeciętnie w krajach mających taką ocenę wiarygodności kredytowej jak Polska (czyli A minus) zadłużenie zagraniczne jest znacznie niższe, i wynosi 12 proc. PKB.

- Jeśli któryś z czynników spowoduje osłabienie złotego, wzrosną koszty obsługi zadłużenia, a zwiększy się też zadłużenie do PKB - powiedziała Małgorzata Kleniewska-Wodtke.

Koszty, jakie Polska ponosi na spłatę odsetek od zadłużenia i tak wzrosną. Eksperci EKF przewidują, że rentowność polskich pięcioletnich obligacji podskoczy z prognozowanych na ten rok 2,56 proc. do 3,37 proc. w 2021 roku. 

Jak z tym wszystkim sobie poradzą instytucje finansowe? Kiedy stopy procentowe są niskie, jak teraz, banki narzekają, że nie mają na czym zarabiać. Nie mogą płacić zbyt mało za depozyty, ale też nie mogą śrubować ceny kredytu. Sytuacja, kiedy wzrost będzie słabszy a stopy zaczną rosnąć wcale dla instytucji finansowych nie będzie lepsza. Dla nich też powoduje liczne ryzyka.

Bo wzrost inflacji będzie oznaczał wzrost kosztów utrzymania, a wzrost stóp - wzrost raty kredytów. A fakt, że gospodarka zwolni może oznaczać, że dochody gospodarstw domowych przestaną za tym nadążać. W ten sposób coraz więcej z nas będzie miało problemy ze spłaceniem swojego zadłużenia.

Czy to zadłużenie jest teraz niepokojąco wysokie? W skali swojego gospodarstwa domowego każdy musi odpowiedzieć na to sobie sam. W skali makro tak jeszcze nie jest. Ale zadłużenie to szybko rośnie.

Eksperci EKF prognozują, że zadłużenie gospodarstw domowych z tytułu kredytów konsumpcyjnych wzrośnie o blisko 8 proc. i będzie rosło w kolejnych latach o 6-7 proc. W kredytach mieszkaniowych co roku nasze zadłużenie będzie się zwiększać o 3-4 proc. Oczywiście można zapytać, czy to dużo, czy mało? Naprawdę to się okaże dopiero wtedy, kiedy wzrosną stopy procentowe i część ludzi nie będzie stać na spłatę rat.

Równocześnie ze wzrostem zadłużenia pojawia się inne niebezpieczne zjawisko - wzrost cen nieruchomości. Oczywiście o takiej galopadzie jak w latach 2007-8 nie ma jeszcze mowy, ale ci, którzy wyciągnęli wnioski z tamtych doświadczeń mówią: trzeba na to uważać. Bo oczywiście wyższe ceny mieszkań to wyższe kwoty kredytów. A wyższe kwoty kredytów i wyższe raty w przyszłości to już mieszanka wybuchowa.      

- Eksperci przewidują wzrost cen nieruchomości. Ryzyko z tego powodu dla banków jest przeciętne, ale z punktu widzenia konsumentów może być istotne - mówiła podczas kongresowych debat Marta Penczar z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.

Choć eksperci EKF w ciągu najbliższych trzech lat nie przewidują silnego osłabienia złotego, to jednak prognozują do 2021 roku większe perturbacje dla klientów mających kredyty w walutach. Ale wzrost stóp i kłopoty ze spłatą kredytów złotowych spowodowałyby dwukrotnie wyższe prawdopodobieństwo złych skutków dla stabilności polskich banków.

- Część z tych ryzyk już widać, ale część z nich jest po raz pierwszy identyfikowana. Wzrost stóp i ich wpływ na stabilność sektora finansowego są jeszcze niedoszacowane - dodała Marta Penczar.

Na tym nie kończą się jedna zagrożenia i ryzyka dla polskiego sektora finansowego. Największym jest bardzo wysoki i stale rosnący udział Skarbu Państwa w sektorze bankowym. Przypomnijmy, że państwo jest głównym właścicielem dwóch największych polskich banków - PKO BP i Pekao, które niebawem wchłonie Alior Bank. Jakie są związane z tym zagrożenia?

- "Polityczne" kredytowanie i związane z tym pogorszenie portfela - odpowiada krótko Marta Penczar.

Niedawno na podobne zagrożenie zwróciła uwagę agencja ratingowa Standard and Poor’s, która napisała, że kontrolowane przez państwo instytucje mogą ulegać cyklowi wyborczemu, co może odbić się na standardach kredytowania, polityce pożyczkowej oraz sposobie restrukturyzacji przeterminowanych zobowiązań.

Co koniec dobrej koniunktury oznacza dla nas, konsumentów? Przede wszystkim trzeba uważać na to, żeby nie zadłużyć się za bardzo. A jeśli ktoś odczuwa, że długi mu za bardzo już ciążą, lepiej niech pomyśli o tym, jak je spłacić.

Na zwiększenie "socjalu" przez rząd już nie ma co liczyć. Odpowiedzialność za finanse publiczne zmusi go raczej do tego, żeby go ograniczać.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | kredyt | Europejski Kongres Finansowy

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM