Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Kwieciński: Projekty z zakontraktowanym dofinansowaniem z Unii są już realizowane

- 24 proc. wszystkich przyznanych Polsce funduszy unijnych jest już rozdysponowanych w podpisanych umowach. A przypomnę, że w połowie listopada 2015 r. było to ok. 0,3 proc. - mówi w rozmowie z Interią Jerzy Kwieciński, sekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju. - W ostatnich miesiącach 2016 r. podpisywaliśmy umowy o łącznej wartości średnio blisko 10 mld zł w każdym miesiącu - dodaje.

Interia: Za nami 2016 r. Pod względem wykorzystania funduszy europejskich i realizacji inwestycji pana zdaniem nie był to okres zmarnowany?

- Jerzy Kwieciński, sekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju: Owszem, za nami bardzo trudny rok, ale na pewno nie zmarnowany. Przeciwnie, wykonaliśmy ogromną pracę, żeby wdrażanie funduszy UE przywrócić do normalności. Przez pierwsze sześć miesięcy intensywnie zajmowaliśmy się w resorcie jeszcze rozliczaniem poprzedniej perspektywy finansowej. W przypadku niektórych instytucji, absorbowało to siły praktycznie w 100 proc. A przecież przed nami kolejne miliardy do zagospodarowania i realizacja programów na lata 2014-2020.

Reklama

Na początku 2016 r. do wydania wciąż było jeszcze 30 mld zł z funduszy unijnych?

- Na pełne zagospodarowanie funduszy na lata 2007-2013 mieliśmy czas do końca 2015 r. Stan, który zastaliśmy po wyborach, czyli w połowie listopada 2015 r. wskazywał, że do wydania faktycznie zostało ponad 30 mld złotych. Więc tego czasu nie było zbyt wiele. Co więcej, ponad 9 mld euro, czyli ok. 15 proc. wszystkich pieniędzy poprzedniej perspektywy, trzeba było jeszcze rozliczyć.

- Musieliśmy to zrobić stosunkowo szybko, bo termin rozliczenia wypadał na koniec czerwca 2016 r. Przejęcie władzy dało silny impuls do przyspieszenia w kwestiach funduszy unijnych, ale samo w sobie zawsze łączy się z pewnymi zmianami organizacyjnymi. Część prac w instytucjach przeciągnęła się, ale ostatecznie większość z nich zdążyła.

Czyli pieniądze z poprzedniej perspektywy udało się w pełni zagospodarować?

- Zamknęliśmy ten rozdział ze 100 proc. skutecznością. Dotyczy to zarówno instytucji krajowych, jak i samorządowych, chociaż niektóre regiony zakończyły rozliczenie w końcu sierpnia ubiegłego roku.

Przyszedł czas na drugi akt, czyli kolejną perspektywę finansową, w której do rozdysponowania jest aż 82,5 mld euro.

- Kluczową kwestią było rozpędzenie nowej perspektywy. Wszelkie wskaźniki dotyczące wykorzystania środków unijnych w połowie listopada 2015 r. były bliskie zera. A wiemy, że polska gospodarka nadal w dużym stopniu potrzebuje wsparcia funduszy europejskich. Widzimy to na wskaźnikach makroekonomicznych. A pieniędzy unijnych nie da się z dnia na dzień wpompować w gospodarkę i krajowe firmy czy przekazać na realizację wybranych projektów. Inwestycje w Polsce stanęły i to nie tylko te z unijnym dofinansowaniem, co od razu przełożyło się na spadek dynamiki wzrostu PKB.

Inwestycje w 2016 r. wyraźnie spadły. Jeśli jednym z powodów jest zastój w wykorzystaniu funduszy unijnych, to można przypuszczać, że jest to stan tylko przejściowy, a sytuacja wróci do normy, gdy kurek z pieniędzmi zostanie na nowo odkręcony. W którym momencie - pod względem wykorzystania środków unijnych - teraz jesteśmy?

- Wróciliśmy już na właściwą drogę. Nigdy jeszcze w takich ilościach, w tak krótkim czasie nie wykorzystywaliśmy tak ogromnych pieniędzy. W ostatnich miesiącach 2016 r. podpisywaliśmy umowy o łącznej wartości średnio blisko 10 mld zł w każdym miesiącu. Resort monitoruje kilka ważnych wskaźników, które pomagają w pomiarze efektywności wydatkowania środków unijnych. Te, które dzisiaj są najważniejsze, odnoszą się do wielkości i tempa podpisywania umów i realizacji płatności. Zwracam jednak uwagę, że na obecnym etapie wdrażania dostępnych funduszy, szczególnie istotna jest dynamika podpisywania nowych umów na dofinansowanie. Później, w kolejnych okresach realizacji obecnej perspektywy finansowej zaczną dominować płatności. Tak więc pieniądze z Brukseli nie płyną jeszcze z pełnym impetem, bo jesteśmy jeszcze na początkowym etapie wdrażania tej perspektywy, ale są już realizowane projekty z zakontraktowanym dofinansowaniem z Unii.

Jaki procent środków jest już zagospodarowany?

- Prawie ¼, a dokładniej 24 proc. wszystkich przyznanych Polsce funduszy unijnych jest już rozdysponowanych w podpisanych umowach. A przypomnę, że w połowie listopada 2015 r. było to ok. 0,3 proc.

Możemy zatem mówić o zmarnowanych dwóch latach?

- Częściowo opóźnienia wynikały z przesłanek obiektywnych, np. ramy finansowe zostały późno zatwierdzone, a Komisja dość późno opublikowała regulacje prawne dla nowej perspektywy. Ale też nie zdarzyło się by którakolwiek z dotychczasowych unijnych perspektyw finansowych zaczęła się z dniem obowiązywania. Dlatego poślizg w wykorzystaniu środków unijnych trzeba liczyć w odniesieniu do stanu, w którym byliśmy przy poprzedniej perspektywie finansowej, w podobnym czasie od jej uruchomienia. Opóźnienie w wykorzystaniu pieniędzy w różnych programach wahało się od 6 do 12 miesięcy. Wróciliśmy na właściwą drogę. Nawet jesteśmy obecnie bardziej zaawansowani w realizacji programów w odniesieniu do referencyjnego 2009 r., pomimo tak znacznego opóźnienia notowanego jeszcze rok temu. Jesteśmy obecnie liderem w UE, tzn. wykorzystujemy najwięcej pieniędzy spośród wszystkich krajów UE, ale strata czasu jest jednak jeszcze odczuwalna.

Największe wykorzystanie pieniędzy w UE nie powinno dziwić. W końcu Polsce przyznano najwięcej środków.

- Trzeba na to spojrzeć także z drugiej strony. Odpowiadamy za ok. 23 proc. funduszy w polityce spójności i ok. 20 proc. wśród wszystkich instrumentów inwestycyjnych i finansowych. Trzeba dołączyć do tego wspólna politykę rolną, związaną z rozwojem obszarów wiejskich, politykę rybacką, instrumenty, jak np. Łącząc Europę (wsparcie rozwoju w trzech obszarach: sieć transportowa, energetyczna oraz telekomunikacyjna).

- Realizacja różnych polityk rozwojowych w UE w dużej mierze zależy właśnie od wyników osiąganych przez Polskę. A wydajemy proporcjonalnie więcej, niż wynosi nasz udział w tych wszystkich funduszach. Wypłacona Polsce kwota tylko z polityki spójności stanowi 36 proc. płatności przekazanych dotąd wszystkim krajom UE w ramach tej polityki. Nigdy w dotychczasowej historii polityki spójności Polska nie miała tak dużego udziału w płatnościach. Wyraźnie widać jak realizacja polityki spójności opiera się na Polsce. Jeżeli spojrzymy relatywnie na wykorzystanie pieniędzy, czyli jeśli porównujemy się z innymi krajami, biorąc pod uwagę wypłacone już fundusze w odniesieniu do całej puli środków, to według ostatnich danych KE na koniec listopada 2016 r. zajmujemy 7. miejsce. Dla porównania w poprzedniej perspektywie zazwyczaj byliśmy w połowie stawki wszystkich krajów członkowskich UE, czyli na 12-15. miejscu.

Gospodarka w najbliższych miesiącach powinna odczuć napływ nowych pieniędzy. Kiedy pana zdaniem może to nastąpić?

- Spodziewam się, że zobaczymy to wstępnie już we wskaźnikach za IV kwartał 2016 r. Jednak relatywnie słabo to odczujemy, dlatego że w IV kwartale 2015 r., dzięki funduszom unijnym - przypomnę wtedy uratowaliśmy ponad 30 mld zł z poprzedniej perspektywy - wzrost gospodarczy osiągnął 4,6 proc. Tym samym baza z zeszłego roku jest bardzo wysoka. Wyraźna poprawa będzie widoczna już w pierwszej połowie 2017 roku.

To oznacza, że samorządy ruszyły z inwestycjami?

- Ruszyły, ale ze znaczącym opóźnieniem. Mało tego start - w zależności od regionu - jest nierówny. Staramy się znaleźć wytłumaczenie, szukamy logiki, prawidłowości, co powoduje, że samorządy wykorzystują środki znacznie wolniej. Nie jest to łatwe do wyjaśnienia. Być może podstawowa różnica z poprzednią perspektywą finansową polega na tym, że wtedy stosowaliśmy w Polsce specjalny system bonusów dla regionów. Polegał on na tym, że wykorzystując efektywnie najwięcej środków można było w połowie perspektywy otrzymać dodatkowe dofinansowanie z tzw. rezerwy wykonania. Był to silny bodziec. W obecnej perspektywie taki instrument nie został wypracowany, więc nie ma tego impulsu. Oprócz tego, różnice między poszczególnymi regionami są ogromne. Z jednej strony mamy województwo pomorskie, które z 40 proc. wskaźnikiem ma obecnie największy poziom zakontraktowania środków nie tylko z programów regionalnych, ale także krajowych. Z drugiej strony programy na bardzo niskim, nie przekraczającym 10 proc. poziomie wykorzystania środków unijnych, np. kujawsko-pomorskie, świętokrzyskie czy warmińsko-mazurskie.

Jest pan spokojny, że w IV kwartale wzrost PKB przekroczy 2 proc.?

- Ze względu na wysoką bazę z zeszłego roku, jak również niezbyt sprzyjające otoczenie międzynarodowe, szczególnie w UE i u naszego największego partnera handlowego, czyli w Niemczech, nie oczekujemy cudów. Wiemy, że spowolnienie, które w tej chwili mamy, to z jednej strony wynik niskiego poziomu inwestycji, w tym publicznych. Jednak jak już powiedziałem, w 2017 r. ta część inwestycji z pewnością ruszy. Jednak w Polsce mamy także zbyt małe inwestycje dużych rodzimych firm. Chcemy żeby w większym stopniu brały odpowiedzialność za gospodarkę i jej rozwój.

Co pan przez to rozumie?

- Wraz ze zmianą długo sprawowanej władzy zawsze powstaje okres przejściowy, co jest zjawiskiem typowym w krajach demokratycznych. Chcemy go minimalizować. MR przygotowuje całościową politykę inwestycyjną, która ma na celu trwałe zwiększenie stopy inwestycji w dłuższej perspektywie, przy większym wykorzystaniu środków krajowych. Chcemy firmy pobudzić i nakłonić do działania, zachęcić do inwestowania. Przede wszystkim jednak musimy wyeliminować patologie w gospodarce, czego przykładem jest np. efekt sztucznego eksportu, który był powodowany przez firmy, które wyłudzały od państwa VAT. Nagle staliśmy się wielkim eksporterem telefonów komórkowych, a przecież Polska nie jest ich znaczącym producentem. Działania rządu uszczelniające system podatkowy sprawiły, że teraz jest to dobrze widoczne. Wskaźniki eksportowe nie są takie, jakie były wcześniej. W poprzednich latach były "nadmuchiwane" przez nieuczciwych ludzi, którzy żerowali na państwie. Eliminacja patologii powoduje spadek wskaźników ekonomicznych, co nie oznacza, że nagle eksporterzy przestali sprzedawać za granicami.

A jak wygląda wydatkowanie środków na infrastrukturę drogową, w ramach np. PKP i GDDKiA?

- Z jednej strony mogę powiedzieć, że wydajemy coraz więcej, bo ok. 25 proc. wszystkich pieniędzy jakie mamy, to są środki przeznaczone na transport, głównie na drogi i koleje. Różnica z poprzednią perspektywą jest taka, że w tej chwili pieniądze na infrastrukturę drogową i kolejową są podzielone mniej więcej po połowie. Nie ukrywam, że mam pewne obawy na przyszłość gdy widzę jak są rozłożone harmonogramy realizacji projektów. Bardzo wiele ma się dopiero kończyć dobrze po roku 2020. Część zaś, szczególnie na kolei, ma planowane zakończenia na lata 2022-2023, a jak pamiętamy w poprzedniej perspektywie tylko nieliczne projekty kolejowe skończyły się w zakładanym terminie. Nie oczekujmy cudów, że nagle wszystkie projekty zakończą się zgodnie z planem. Oznacza to jednak, że dużym zagrożeniem dla wykorzystania funduszy unijnych może być właśnie realizacja projektów transportowych, a zwłaszcza na kolei.

Ile musimy wydawać miesięcznie, żeby zdążyć z wykorzystaniem wszystkich pieniędzy, które nam przysługują?

- Jesteśmy na takim etapie, kiedy mniej istotne jest wydawanie, tzn. posiadanie potwierdzeń płatności w systemie i przekazywanie środków do Komisji Europejskiej do refundacji. Nie chcę zatem takimi liczbami szermować. W tej chwili najważniejsze jest tempo podpisywania umów i realizacja inwestycji przez beneficjentów. To oni teraz ponoszą realne nakłady. Rozliczenia z Komisją Europejską to ostatnia faza w cyklu wdrażania projektów dofinansowanych z funduszy UE. Musimy w przyszłym roku mieć w umowach ponad połowę wszystkich dostępnych środków.

Na kolei pojawiają się już opinie, że kwoty na inwestycje, rzędu 17-18 miliardów zł rocznie, nie są możliwe do zagospodarowania. Sytuacja, że uda się wykonać prace w tak krótkim czasie, przy takiej kumulacji nakładów inwestycyjnych, to mocno życzeniowe podejście. Wygląda na to, że albo przykładowo kolej w Polsce w tych latach stanie, albo pieniądze przepadną. A przecież kwota na inwestycje to aż 67,5 mld zł.

- Mamy pewną uwagę do naszych poprzedników, że mając już doświadczenia z poprzednich perspektyw, tj. 2004-2006 oraz 2007-2013, gdzie praktyki wyraźnie wskazywały na to, że projekty muszą być zawczasu dobrze przygotowane i uruchomione nie w momencie, kiedy dojdzie do podpisania porozumienia z Komisją Europejską na ich realizację, ale znacznie wcześniej, praktycznie od samego początku danej perspektywy, w tym przypadku od roku 2014, nie przygotowali właściwej ilości projektów.

Mieliśmy Krajowy Program Kolejowy, który został przez nowego ministra infrastruktury porzucony i przekazany do nowelizacji. Pod koniec 2016 r. przyjęto nowy wariant strategii. Może problem leży w ogóle po stronie zarządzających PKP?

- Nie musimy czekać na strategię, by uruchamiać konkretne projekty, które wiemy, że będą na pewno realizowane. A do takich zaliczyć trzeba zarówno prace drogowe, jak i na kolei. Proces ten w przypadku przedsięwzięć drogowych został uruchomiony. Także projekty kolejowe w dużej części finansowane z instrumentu "Łącząc Europę" (CEF), zostały przygotowane, a my jedynie to uzupełniamy. Ale z drugiej strony wiadomo było, że duże pieniądze zostaną przeznaczone na projekty kolejowe na poziomie krajowym, poza CEF-em, i na poziomie regionalnym. Tu niestety gotowych projektów nie było, więc nie ruszyły od razu, w dodatku prawie wszystkie idą systemem "projektuj i buduj" (na początku jest projektowanie, nie ma dużych wydatków; dopiero później wydatki są kumulowane podczas prac budowlanych, co powoduje nawarstwienie prac budowlanych w krótkim okresie - przyp. red.). W przypadku projektów kolejowych to jest o tyle ważne, że realizacja prac musi być dobrze skoordynowana z całym systemem ruchu kolejowego. Nie możemy zamknąć na kilka lat danej trasy i powiedzieć, że teraz jej nie będzie, bo w przeciwieństwie do inwestycji drogowych nie ma możliwości poprowadzenia objazdu.

- Niedobrze się stało, że te przedsięwzięcia nie były od początku uruchomione, nie zostały skorelowane w czasie. Środki dla kolei są znaczące. Z jednej strony to ogromna szansa, bo takimi pieniędzmi kolej jeszcze nie dysponowała, z drugiej zaś mamy olbrzymie obawy czy uda się to w pełni zagospodarować. Opóźnienia są duże, sięgające nawet dwóch lat, ale zrobimy wszystko by kolej tę szansę wykorzystała.

Za opóźnienia odpowiadają poprzednicy?

- Tak.

A obecne władze PKP dadzą sobie radę z inwestycjami?

- To właściwe pytanie do ministra infrastruktury. W Ministerstwie Rozwoju, całościowo monitorując stan wdrażania funduszy widzimy przyrost kontraktacji także w projektach kolejowych.

Kolej to tylko jeden sektor. Jakie jeszcze będą głównymi odbiorcami funduszy europejskich w Polsce?

- Infrastruktura techniczna i transportowa będą głównymi beneficjentami pieniędzy z UE. Ale przede wszystkim kolej i drogi. Przeznaczono też pieniądze na żeglugę śródlądową, jednak w znacznie mniejszym stopniu. Na gospodarkę morską będzie to pół miliarda euro, więc to nie są środki, które mogą zasadniczo zmienić ten sektor.

Bank Światowy dorzuci kilkaset milionów...

- Tak, to prawda. Możliwe jest także wsparcie z innych instytucji międzynarodowych, np. Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Będziemy jeszcze szukali dofinansowania z polityki spójności, w tym także zwrotnych instrumentów finansowych. Drugim obszarem co do wielkości wsparcia będzie sektor badawczo-rozwojowy, co nas oczywiście bardzo cieszy. Z tego będą korzystały zarówno uczelnie, instytuty badawcze, ale również firmy.

M.in. w ramach programów sektorowych wdrażanych przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju.

- Nie tylko NCBR-u, także innych instytucji na poziomie krajowym, jak np. PARP, ale również programów regionalnych. Wszystkie regiony mają w swoich RPO komponenty badawczo-rozwojowe. Inne obszary objęte wsparciem to np. branża ICT, w tym pewne działania dedykowane, tj. cały program Polska Cyfrowa. To także sektor teleinformatyczny, systemy sterowania ruchem, w tym Europejski System Zarządzania Ruchem Kolejowym (ERTMS), telemedycyna, teleinformatyka.

Z raportu "GEM Polska 2015", przygotowanego przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, wynika, że poparcie dla przedsiębiorczości jako sposobu na życie znacznie osłabło na przestrzeni ostatnich pięciu lat. Czy fundusze europejskie i specjalne programy dedykowane młodym przedsiębiorcom mogą ten stan odmienić?

- Tak, przy czym trzeba pamiętać, że w obecnej perspektywie finansowej więcej pieniędzy będzie w bezpośrednim zarządzaniu regionów, niż jak to było wcześniej (wzrost z ok. 25 proc. do ok. 40 proc.). Zatem wsparcie dla małych i średnich firm dostępne będzie przede wszystkim w programach regionalnych. Udzielanie dofinansowania, zarówno na realizację inwestycji, jak i działania miękkie, tj. wsparcie na zakładanie działalności gospodarczej, doradztwo, szkolenia będzie w większości w gestii samorządów województw, a nie instytucji centralnych. Są to znaczące środki, które w założeniu mają także trafić do młodych przedsiębiorców.

Od samorządów zależy jak ta polityka będzie realizowana?

- Każdy region ma swoją specyfikę. Z województwa opolskiego bardzo dużo ludzi - zwłaszcza młodych - decyduje się na wyjazd, np. do Niemiec. Potrzebne są programy, które skłonią ich do pozostania w kraju. W wielu regionach Polski Wschodniej dostrzegany jest problem z przedsiębiorczością, szczególnie na obszarach wiejskich lub małych miejscowościach. Właśnie tam trzeba pomagać w tworzeniu małych firm. W dużych miastach jest to natomiast kwestia innowacyjności, rozwoju startupów, pomagania firmom technologicznym przy ich badaniach i pracach rozwojowych. Każde województwo ma swoją specyfikę, stąd indywidualne strategie regionalne są drogą, która może pomóc w rozwijaniu silnych stron i eliminowaniu słabych.

Problemem podczas pierwszej perspektywy było nieefektywne wydatkowanie środków unijnych. Czy w tym zakresie resort ma w planach wdrożenie nowego systemu monitorowania i oceny projektów?

- Zmieniamy paradygmat podejścia w wykorzystywaniu funduszy unijnych. Chcemy je nie tylko wydawać, ale dobrze inwestować na projekty silnie prorozwojowe. Budujemy system, który posłuży monitorowaniu inwestycji, od ich wyboru, poprzez realizację, aż do zakończenia. Mało tego mówimy o nadzorze projektów na wszystkich poziomach, czyli nie tylko krajowym, ale również regionalnym. Po drugie chcemy wdrażać instrumenty, które wymuszą bardziej prorynkowy i prorozwojowy charakter tych projektów. Zależy nam na większym udziale instrumentów finansowych i zwrotnych, zwłaszcza tam gdzie to może dobrze działać.

O jakich instrumentach mowa?

- To m.in. program Start In Poland, czyli prawie 3 miliardy zł i różnorodne instrumenty kapitałowe wspierające polskie firmy. Prowadzimy też dalsze analizy i tam gdzie będzie to możliwe będziemy wprowadzali nowe rozwiązania w zakresie zwrotnego finansowania przedsięwzięć. W ostatnim czasie większość samorządów województw zawarła umowy z Bankiem Gospodarstwa Krajowego, który będzie operatorem instrumentów zwrotnych, pochodzących z RPO, przeznaczonych na dofinansowanie i realizację projektów na poziomie regionalnym. Podobne umowy są także, przez część województw, pospisywane z EBI. Namawiamy regiony, żeby nie operowały rozproszonymi instrumentami, ale tworzyły regionalne fundusze rozwoju. Mogą one stanowić w przyszłości bazę do bardziej wyrafinowanych instytucji finansowych, powstałych na poziomie województw, w tym np. regionalnych banków.

Rozmawiali Bartosz Bednarz i Paweł Czuryło


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Kwieciński | fundusze unijne | Inwestycje Polskie

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM