Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Kolejny budżet Unii wymaga od Polski strategii

W przyszłym roku – czyli już za kilka miesięcy – rozpoczną się negocjacje kolejnej perspektywy unijnego budżetu na lata 2021-2027. Brytyjczycy już nie wezmą w nich udziału, a ich wyjście będzie oznaczało dla Polski znacznie mniej środków z Unii niż można było tego oczekiwać. I to już od 2019 roku.

Z ostatnich zapowiedzi brytyjskiej premier Theresy May wynika, że Wielka Brytania powinna znaleźć się poza Unią w marcu 2019 roku, po dwuletnich negocjacjach warunków rozstania. Negocjacje te mogą rozpocząć się już w marcu przyszłego roku, zaraz po tym, jak Wielka Brytania zgłosi chęć opuszczenia Unii. Równocześnie będą więc trwały rozmowy o sposobie przeprowadzenia rozwodu, terminach, rozmaitych okresach przejściowych oraz o budżecie Unii na kolejną perspektywę.

Choć brytyjska premier złożyła ważną deklarację polityczną, deklaracje zawsze można odwołać. Znacznie ważniejsze od nich może się okazać psychologiczne nastawienie. A brukselskie młyny zaczęły już mleć mąkę bez brytyjskiego sporyszu.

Reklama

- Anglicy zachowywali się w strukturach unijnych arogancko, czym zrażali do siebie ludzi. Decyzja o Brexicie spowodowała w Brukseli uczucie ulgi. Oddolny proces już się zaczął - mówi wysoki przedstawiciel Polski w unijnych instytucjach.

Polska i nowa perspektywa

Dlaczego Polska nie może liczyć w kolejnej perspektywie budżetowej na porównywalne do obecnych transfery funduszy, sięgające bez mała 120 mld euro? Bo się bogaci szybciej niż wiele unijnych państw. Od dawna było wiadomo, że pieniądze te będą mniejsze niż w latach 2014-2020. Ale teraz te mniejsze środki będą jeszcze uszczuplone o brytyjski wkład do unijnego budżetu.

Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK wylicza, że w 2014 roku roczne składki państw członkowskich do budżetu UE były warte łącznie 133 mld euro, z czego ok. 10 proc. pochodziło z Wielkiej Brytanii. W ujęciu netto Wielka  Brytania wniosła do budżetu ok. 7 mld euro. Jest drugim po Niemcach płatnikiem netto.

Nie wiadomo jeszcze, jaki pomysł będzie miała Unia na kolejny budżet i czy będzie to osobno budżet Unii, a osobno - strefy euro. Wszystkie te kwestie mogą decydować o tym, jakie szanse ma Polska na unijne fundusze po wyczerpaniu się obecnej perspektywy, czyli od 2021 roku.

- To niestety oznacza ryzyko jeszcze poważniejszych konsekwencji finansowych dla Polski,  których skalę trudno w tej chwili przewidzieć. Jeśli renegocjacje nie przebiegną dla nas pomyślnie, możemy w ich wyniku otrzymać "znacznie mniejszy kawałek mniejszego tortu". Oczywiście dotyczy to tylko przepływów finansowych po 2019 roku - mówi Maciej Reluga.

Przypomnijmy, że od 2007 roku Polska jest największym odbiorcą funduszy Unii, rocznie zwiększają one nasz PKB o ponad 1 proc., a w 2009 roku zapobiegły osunięciu się naszej gospodarki w recesję.

Prawdopodobne jest natomiast to, że zmieni się struktura unijnego budżetu, co także będzie przedmiotem negocjacji, a o czym w Brukseli mówi się od wielu lat. Państwa Unii są razem, ale jakby osobno, gdyż jak się okazało, zwłaszcza wobec zagrożeń energetycznych, ich infrastruktura jest mało ze sobą połączona. Unia wciąż wydaje niewystarczające środki na projekty rozwojowe, a lwią część pieniędzy pochłania Wspólna Polityka Rolna.     

- Na pewno w przyszłym roku rozpocznie się dyskusja o strukturze unijnego budżetu, w którym teraz 80 proc. przeznaczone jest na rolnictwo i rozwój regionalny. Przystępując do negocjacji o unijnym budżecie, musimy mieć wizję rozwoju - mówił podczas konferencji Banking Summit Paweł Świeboda, wicedyrektor Centrum Strategii Polityki Europejskiej przy Komisji Europejskiej.

Ryzyko mniejszych funduszy

Sprawę dyskusji budżetowych komplikuje jeszcze fakt, że Wielka Brytania miała największy "rabat", czyli wpłacała do unijnego budżetu mniej niż wynikałoby to z jej potencjału gospodarczego i zamożności. Rabaty mają także Niemcy i Holandia. Teraz konstrukcja ta zostanie zburzona, ale nie wiadomo, co ją zastąpi. - Załamuje się cała konstrukcja rabatów przy wpłatach do europejskiego budżetu. To duża trudność - mówił Paweł Świeboda.

Pewne jest jedno - do końca negocjacji wyjścia, a więc do marca 2019 roku Wielka Brytania będzie honorować swoje zobowiązania. Ale potem?

Gdyby Wielka Brytania przestała płacić od kwietnia 2019 roku, unijny budżet musiałby się skurczyć przynajmniej o 6 proc. i pewnie musiałby się skurczyć także dla Polski. W zależności od tego, czy budżet zostanie zmniejszony o wkład brytyjski, czy też utrzymany w poprzedniej wysokości ale żeby tak się stało wzrosną składki innych państw, Polska mogłaby w ciągu dwóch lat stracić prawie 2 mld euro. Niemało pieniędzy.

- Jeśli założymy, że UE po wyjściu Wielkiej Brytanii będzie chciała utrzymać wydatki bez zmian i sfinansować je wyższymi składkami, które musiałyby urosnąć o 6 proc., zachowując dotychczasowe proporcje poszczególnych krajów, to saldo Polski netto z UE obniżyłoby się do 13,2 mld euro z 13,5 mld, czyli o 1,8 proc. lub o 0,06 proc. PKB - mówi Maciej Reluga.

- W alternatywnym scenariuszu UE może pozostawić składki bez zmian i obciąć wydatki, też o 6 proc. W takim scenariuszu saldo Polski netto obniżyłoby się do 12,5 mld euro, czyli o 7,4 proc., a więc o 0,24 proc. PKB. W takim przypadku Polska straciłaby najwięcej w ujęciu nominalnym w całej Unii Europejskiej - dodaje.

- Co zrobić z okresem między 2019 rokiem a końcem tej perspektywy budżetowej? Tego jeszcze nie wiemy - przyznaje Paweł Świeboda.

Przyszły rok będzie dla polskiego rządu bardzo poważnym egzaminem na umiejętność ustalania priorytetów, dobierania argumentów i sojuszy na europejskiej scenie. Równocześnie negocjowane będą warunki wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, nowa perspektywa budżetowa oraz kilka miliardów euro na lata 2019-2020, które - wydawało się - już mieliśmy w kieszeni.

Jacek Ramotowski 

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM