Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Gospodarka na 4 z plusem

Gospodarka sunie po prostych torach cyklu dobrej koniunktury i w zasadzie wszystko na ten i przyszły rok jest przewidywalne. Jedyne, co może nas zaskoczyć, to inflacja. W przyszłym roku będzie wyższa niż prognozuje to NBP, a Rada Polityki Pieniężnej zapewne wcześniej podniesie stopy, niż by tego chciała – uważają ekonomiści PKO Banku Polskiego.

W lipcowym, ostatnim "Raporcie o inflacji" NBP pisze, że centralna projekcja inflacji na przyszły rok wynosi 2 proc., a dopiero w 2019 roku ceny konsumpcyjne osiągną cel inflacyjny w wysokości 2,5 proc. Z projekcji wynika, że w 2017 roku inflacja będzie z 50-procentowym prawdopodobieństwem w przedziale 1,6-2,3 proc., w 2018 roku 1,1-2,9 proc., a w 2019 roku 1,3-3,6 proc. Na tej podstawie przedstawiciele RPP uważają, że stóp procentowych nie trzeba będzie podnosić może nawet przez cały przyszły rok.   

- Wbrew zapowiedziom NBP uważamy, że pierwsza podwyżka może nastąpić w przyszłym roku - mówił na spotkaniu z dziennikarzami główny ekonomista PKO BP Piotr Bujak.

Reklama

Przegrzany rynek pracy

Co takiego dzieje się w gospodarce, że PKO BP sądzi, iż inflacja w przyszłym roku będzie wyższa, a stopy wzrosną szybciej? W ciągu najbliższych miesięcy ceny konsumpcyjne powinny tylko umiarkowanie rosnąć. Będzie tak dzięki obserwowanemu ostatnio spadkowi cen surowców i dotychczasowemu umocnieniu złotego. Do końca roku szczyt z lutego w wysokości 2,2 proc. nie zostanie przebity. W lipcu inflacja liczona rok do roku wyniosła 1,7 proc. i z tego poziomu małymi krokami do listopada będzie się podnosić.

A potem jeszcze spadnie. Nastąpi to w grudniu i na początku przyszłego roku, bo w grudniu zeszłego roku i w odpowiednich miesiącach ceny rosły bardzo szybko, więc zadziała tak zwany efekt bazy. Wskutek tego roczny wzrost cen konsumpcyjnych powróci do poziomu ok. 1,5 proc.

Najciekawsze jest jednak to, co będzie się działo dalej. Otóż w końcu popyt ze strony konsumentów będzie rósł na tyle silnie, że tak zwana luka popytowa zacznie się domykać. Nastąpi też wzrost kosztów pracy, bo firmy już teraz bardzo nerwowo poszukują pracowników. Jak duży będzie wzrost płac? Nominalnie pod koniec tego roku powinny rosnąć już w tempie 6 proc., a w sektorze przedsiębiorstw nawet o ok. 7 proc.

NBP na razie inaczej widzi te zjawiska. W "Raporcie o inflacji" napisano, że tegoroczny wzrost płac wynikał głownie z podwyższenie płacy minimalnej od początku tego roku, a dynamika nominalnych wynagrodzeń pozostaje "umiarkowana". Wzrost wynagrodzeń ogranicza prawdopodobnie rosnąca liczba pracowników z zagranicy, głównie z Ukrainy.

- Naszym zdaniem rynek pracy jest przegrzany, wzrost płac będzie znacznie wyższy i wzrost wydajności nie będzie wystarczająco silny, żeby zapobiec wzrostowi jednostkowych kosztów pracy - mówił Piotr Bujak.

A to właśnie będzie powodem, dla którego wzrost cen przyspieszy. Producenci, a zwłaszcza usługodawcy będą chcieli powetować sobie wyższe jednostkowe koszty pracy wyższymi cenami. Inflacji bazowa wzrośnie już do ponad 1 proc. do końca tego roku, z niespełna 1 proc. teraz, a dalej będzie rosła do 2,5 proc. w II połowie 2018 roku. A to oznacza, że indeks cen konsumpcyjnych także znajdzie się blisko 2,5 proc., czyli w samym środku celu inflacyjnego RPP.

Na razie zdecydowana większość przedstawicieli Rady odżegnuje się od wizji podwyżek stóp. Prezes NBP Adam Glapiński powiedział po lipcowym posiedzeniu Rady, że jest duże prawdopodobieństwo, iż do końca 2018 roku stopy procentowe nie ulegną zmianie. Analitycy PKO BP są zdania, że RPP wcześniej, bo w listopadzie przyszłego roku podniesie je po raz pierwszy od maja 2012 roku. Prawdopodobnie niewiele - zaledwie o 0,25 pkt proc.

- Wbrew gołębiej retoryce, że stopy powinny pozostać bez zmian do końca 2018 roku, zakładamy, że podwyżka nastąpi w listopadzie - mówił Piotr Bujak.

Co dalej z inflacją i stopami

W miarę upływu czasu, w przyszłym roku będą wymieniane bardzo silne argumenty za i przeciwko podwyżkom stóp. Najważniejszym argumentem przeciw będzie zadłużenie gospodarstw domowych. W ocenie analityków PKO BP Rada będzie zwracać szczególną uwagę na skutki podwyżek dla kredytobiorców.

- Dlatego RPP będzie ostrożna w podnoszeniu stóp - mówił Piotr Bujak.

Ale silne będą też argumenty za podwyżkami, bowiem obecnie w Polsce stopy są realnie ujemne, czyli poniżej inflacji. To znaczy, że oszczędności zdeponowane w bankach także tracą na wartości, a jeśli wzrost cen przyspieszy, może to spowodować ich wycofywanie. Już w tej chwili bardzo duże pieniądze odpływają na rynek nieruchomości, co powoduje na razie jeszcze niewielki wzrost cen mieszkań.

- Pogląd, że ujemne realnie stopy mogą wpłynąć na spadek oszczędności gospodarstw domowych, może się w Radzie upowszechniać - dodaje Piotr Bujak.

Polska jest w takiej sytuacji, że zarówno wzrost, jak i spadek cen "importuje". Zależy on od cen surowców i żywności nie tylko u nas, ale i na światowych rynkach. Na ten "import" inflacji zwracała uwagę RPP już w 2011 roku, kiedy to ceny surowców na świecie były bardzo wysokie, a w Polsce inflacja podskoczyła do 4,3 proc. Prowadzący politykę pieniężną przyznawali się do bezradności. Tak samo było w 2014 roku, kiedy z kolei zaczęliśmy "importować" deflację.

- Inflacja zależy też od zmian surowców rolnych i energetycznych oraz zmian kursu złotego. Niestety nie da się policzyć, w jakim stopniu inflacja jest "importowana". W Polsce relatywnie niski poziom dochodów powoduje, że udział towarów takich jak żywność czy surowce w zakupach konsumentów jest większy. Byliśmy i będziemy mocno zależni od globalnych zmian cen surowców. Polska jest narażona na wysoki "import" inflacji - mówił Piotr Bujak.

- Na razie w gospodarce światowej utrzymuje się dobra koniunktura, a trendy inflacyjne są zaskakująco łagodne - dodał Mariusz Adamiak, dyrektor Biura Strategii Rynkowych w PKO BP.

Powodem tego, że inflacja mogłaby jednak przygasnąć, a RPP nie zdecyduje się na podwyżkę stóp w przyszłym roku byłoby silniejsze od oczekiwań wzmocnienie złotego. Obecnie polska waluta jest stosunkowo słaba. Spadek wartości dolara w ostatnich miesiącach spowodowany był rozczarowaniem rynków fiaskiem zapowiedzi amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa. Osłabienie dolara powinno wpłynąć korzystnie na złotego. Ale nie wpływa.

Jesienią z polską walutą nie będzie lepiej, gdyż dolar może się umacniać w związku z zapowiedziami dalszych podwyżek stóp w USA. To z kolei spowoduje, że waluty rynków wschodzących, a wraz z nimi złoty, powinny do dolara tracić - uważają ekonomiści PKO BP. Do nadmiernego wzmocnienia złotego nie powinno zatem dojść w przewidywalnym czasie.

Polska gospodarka może wzrosnąć o 4 proc. w całym tym roku, ale czy tempo będzie trochę szybsze, czy też wolniejsze zależy od absorpcji pieniędzy unijnych. Jeśli nastąpią w niej opóźnienia, wzrost może być w tym roku słabszy i wynieść 3,9 proc., ale z kolei w przyszłym roku będzie szybszy. Przyspieszy wtedy do 4,1 proc. I na odwrót - jeśli środki z Unii będę już teraz wydawane, gospodarka może wzrosnąć w tym roku o 4 proc., ale w przyszłym będzie to nieco mniej.  

Sytuacja budżetu jest lepsza od oczekiwań - twierdzą ekonomiści PKO BP. W tym roku deficyt budżetu wyniesie 2,4 proc. PKB. Jednak w przyszłym, w związku z obniżeniem wieku emerytalnego wzrośnie do 2,6-2,7 proc. PKB. Obniżenie wieku emerytalnego będzie kosztować budżet w tym roku 2-2,5 mld zł, ale już w przyszłym 10-12 mld zł, bowiem o tyle zwiększy się deficyt w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.

Choć nie ma najmniejszych obaw o to, że deficyt budżetu przekroczy 3 proc., to jest z nim pewien kłopot. Zważywszy na to, jak szybko sunie gospodarka i w jakiej jest fazie cyklu, deficyt powinien wynosić 1 proc. PKB, a może w ogóle powinno go nie być. Bo z cyklami gospodarczymi zawsze tak jest, że prosta się kończy i zaczynają się zakręty.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | inflacja | NBP | rynek pracy | PKO BP SA | stopy procentowe

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM