Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Dobra i zła wiadomość dla frankowiczów

Dla frankowiczów mamy dwie wiadomości - dobrą i złą. Dobra jest taka, iż szwajcarski bank centralny przewiduje, że jeszcze długo jego stopy procentowe będą ujemne. Zła - że stopę LIBOR zastąpi stopa SARON i wszystkie umowy o kredyt we frankach trzeba będzie zmieniać. A to spowoduje bardzo duże zamieszanie.

Zacznijmy od dobrej wiadomości. Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) postanowił w czwartek o pozostawieniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie, a to znaczy, że uważany za główną stopę procentową trzymiesięczny LIBOR na franka będzie wynosił nadal minus 0,75 proc. To znaczy, ze oprocentowanie kredytów w najbliższym czasie się nie zmieni.

Jak długo?

Tego oczywiście nie sposób przewidzieć. Ale SNB poinformował, że powrót stóp procentowych do dodatniego poziomu został "odsunięty w czasie", gdyż obawia się, że światowe spowolnienie gospodarki może też zaszkodzić Szwajcarii. Co więcej, bank zapowiedział, że będzie interweniował na rynku walutowym (a więc sprzedawał franka, a skupował obce waluty), żeby kurs fraka nie poszedł niebotycznie w górę i nie zadał gospodarce kolejnych ciosów.

Reklama

SNB prognozuje, że dopiero w I kwartale 2022 roku ceny w Szwajcarii będą rosły w tempie ok. 1,5 proc. rocznie, a do końca przyszłego roku roczny wzrost cen nie przekroczy 1 proc. To znaczy, że o podwyżki stóp na razie nie wchodzą w rachubę, bo celem banku jest utrzymanie wzrostu cen poniżej 2 proc. rocznie.

- Nasza ekspansywna polityka pieniężna jest niezbędna. Dzięki niej stabilizujemy zmiany cen i wspieramy działalność gospodarczą - powiedział prezes SNB Thomas Jordan po posiedzeniu rady banku.

Czyli - mówiąc wprost - przez dłuższy, choć oczywiście trudny do przewidzenia czas, oprocentowanie kredytów we frankach nie wzrośnie. SNB będzie się starał, żeby frank się za bardzo nie umocnił, a więc raty kredytów też nie powinny za bardzo pójść w górę.   

A teraz o kłopotach, których jest znacznie więcej. Otóż - jak od dawna zapowiadali brytyjscy regulatorzy - stopa procentowa LIBOR nie będzie prawdopodobnie ogłaszana po 2021 roku. A w lwiej części umów na kredyty we frakach jest zapisane, że ich podstawa oprocentowania to LIBOR 3M (na trzy miesiące) ewentualnie LIBOR 6M (na sześć miesięcy) plus marża banku. A skoro LIBOR-u nie będzie, to jakie będzie oprocentowanie kredytów?

Będzie SARON - odpowiada szwajcarski bank centralny. Ponieważ LIBOR ma zejść ze sceny, jak to zapowiedział brytyjski regulator Financial Conduct Authority, SNB postanowił nie czekać na ostatnią chwilę i już teraz zmienić LIBOR na SARON-a.

- Biorąc pod uwagę, że nasza polityka pieniężna koncentruje się na perspektywie średnioterminowej, już teraz dostosowujemy naszą strategię - tłumaczył tę decyzję Thomas Jordan.

W Polsce nie wszyscy wierzą w to, że LIBOR-u za kilka lat już nie będzie. Niestety dotyczy to także regulatorów polskiego rynku finansowego.

- LIBOR żyje. Na razie spełnia wszystkie wymogi BMR (unijnego rozporządzenia o indeksach), więc dlaczego miały umierać? Jeśli rynek będzie funkcjonować, to (LIBOR) będzie  funkcjonować. Regulacyjnie czy nadzorczo nikt nie chce LIBOR-u mordować  - mówił podczas czerwcowego Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie Michał Kruszka, dyrektor w Komisji Nadzoru Finansowego.

Dlatego też przygotowania do tej rewolucji w Polsce bardzo się ślimaczą. 55 proc. banków ankietowanych przez firmę doradczą EY odpowiedziało, że nie podjęły jeszcze żadnych działań nie tylko jeśli chodzi o "śmierć LIBOR-u", ale także możliwe zaprzestanie ogłaszania stawki WIBOR, jeśli okaże się, że nie jest ona zgodna z europejskim prawem. Na wykazanie, że jest z nim zgodna jest jeszcze czas do końca 2021 roku.  

- Spora część sektora uważa, ze Szwajcarzy tę sprawę za nas załatwią, ale jeśli chodzi o umowy z polskimi klientami, to Szwajcarzy tego nie zrobią - powiedział wiceprezes banku Pekao Marek Lusztyn.

Skutki manipulacji

Dlaczego LIBOR dla szwajcarskiego banku centralnego jest tak ważny, że zdecydował się on już teraz na zmiany? Otóż banki centralne na świecie w rozmaity sposób prowadzą politykę pieniężną, czyli dbają o to, żeby wzrost cen dobrze służył gospodarce ich kraju. SNB prowadzi politykę pieniężną w ten sposób, że stara się, by stopa LIBOR 3M była jak najbliższa jego oczekiwań.  

LIBOR to stopa, po jakiej banki pożyczają sobie nawzajem pieniądze - w różnych walutach i na różne okresy - na rynku międzybankowym w Londynie. SNB poprzez zapowiedzi, ile powinna wynosić ta stopa, i swoje interwencje na tym rynku stara się utrzymać 3-miesięczny LIBOR na oczekiwanym przez siebie poziomie. Taki jest cel jego polityki pieniężnej.

Stopa LIBOR jest używana od 50 lat. Dlaczego coś, co działało długo i dla całego świata było wyznacznikiem kosztu pieniądza w pięciu podstawowych walutach i na różne terminy ma teraz zniknąć? Bo po pierwsze, już w okresie poprzedzającym wielki globalny kryzys finansowy banki zaczęły LIBOR-em manipulować. Po to, żeby inni nie mogli się zorientować, jaka jest ich sytuacja. Bo wiadomo, że bank, który ma kłopoty, musi pożyczać drożej, a stabilnemu i wiarygodnemu każdy chce pożyczyć swoje nadwyżki finansowe.

Do manipulacji LIBOR-em dołączyli się szybko ludzie, którzy w bankach odpowiadali za ogłaszane stawki, gdyż chcieli ugrać swoje. W ten sposób w licznych globalnych bankach rozwinął się przestępczy proceder - powstały tzw. kartele i zmowy dealerów, żeby LIBOR-em manipulować.

Kiedy natomiast wybuchł kryzys, banki zupełnie straciły do siebie zaufanie i nikt nikomu nie chce pożyczać nadwyżek, chyba że pod zastaw, czyli w transakcjach repo. Takim zastawem są najczęściej papiery skarbowe. A stopa LIBOR jest stopą pożyczek bez żadnych zabezpieczeń.

- Po kryzysie banki zaczęły mieć do siebie bardzo ograniczone zaufanie  - mówił Marek Lusztyn.

Dlatego SNB już od kilku lat pracował nad nową stawką, która służyłaby mu do prowadzenia polityki pieniężnej. I właśnie w czwartek ogłosił decyzję - ma to być stopa SARON. Czym różni się LIBOR od SARON-a?

SNB uważa, że SARON to obecnie najbardziej reprezentatywna stopa dla transakcji pomiędzy bankami - w dodatku dla transakcji, które odbywają się na rynku w Zurychu, a nie w Londynie, a więc przez niego nadzorowanym. W przeciwieństwie do LIBOR-u, stopa SARON to koszt pożyczek z zabezpieczeniami, którymi są najczęściej papiery skarbowe, czyli najbardziej wiarygodne. A poza tym w polityce pieniężnej zamiast 3-miesięcznej LIBOR, SNB będzie używał SARON-a O/N, czyli transakcji jednodniowych. Stopa ta będzie wyznaczała oprocentowanie transakcji, jakie bank centralny Szwajcarii zawiera z wszystkimi innymi bankami.

I tu pojawia się pierwszy problem, bo stopa SARON O/N wcale nie musi być taka sama jak LIBOR 3M, choć bank centralny Szwajcarii zapewnia, iż chce, żeby była ona "zbliżona" do stawki, jaką uważa za właściwą w polityce pieniężnej. Ale na razie przynajmniej nie określił jej wysokości.

- Biorąc pod uwagę, że obecnie skupiamy się na stawce overnight (jednodniowej), a nie na trzymiesięcznym oprocentowaniu, nie jest już potrzebny zakres docelowy. Było to wcześniej konieczne, ponieważ oczekiwania w odniesieniu do przyszłej polityki pieniężnej mogły silnie wpływać na stopę trzymiesięczną - tłumaczył prezes SNB Thomas Jordan na konferencji prasowej.

Teraz jeszcze banki wszystkie kontrakty wyrażone we frankach szwajcarskich i zawierane pomiędzy sobą opierają na stopie LIBOR. Także polskie banki, po to, żeby refinansować kredyty we frankach. Sytuacja w dużym uproszczeniu wygląda tak: polski bank udzielił kiedyś w przeszłości kredytu we frankach z pożyczonych franków. Wraz ze spłatami rat musi spłacać swoją pożyczkę. Ponieważ raty spłacamy w złotych, bank musi mieć więc pewność, że ktoś w określonym terminie dostarczy mu franki. Na nie zamienia nasze spłaty w złotych.

Polski bank, żeby mieć pewność, że nie będzie miał kłopotów ze spłatą zobowiązania, musi zawierać kontrakty terminowe na dostawy franka. Transakcje takie zawiera w Londynie na stopę LIBOR. Ale - zgodnie z wezwaniem członka Rady Zarządzającej SNB Andréa Maechlera, banki powinny teraz odchodzić od kontraktów opartych na LIBOR-ze i zawierać kontrakty oparte na stopie SARON.

Może pojawić się spory kłopot dla banków

Standardy rachunkowości wymagają, żeby w banku zgadzały się aktywa i pasywa. A jeśli bank w aktywach (należności kredytowe od klienta) ma LIBOR, to w kontraktach z kontrahentami powinien mieć też LIBOR. Jeśli będzie miał SARON, to zasada, że po jednej i po drugiej stronie bilansu powinno być to samo, zostanie złamana. A dla banku to poważna sprawa.

Póki w umowach z klientami polskie banki mają LIBOR, powinny zawierać zabezpieczające transakcje także na stopę LIBOR. Ale czy znajdą do tego partnera? To zależy od tego, jak szybko banki na świecie będą przechodzić z kontraktów na LIBOR, na kontrakty na SARON. A - jak wiemy - polskie banki i regulatorzy są do tego jeszcze zupełnie nieprzygotowani. Tu pojawia się ryzyko dla banków.

- Nie wiemy, z jakim ryzykiem bazowym pozostaniemy. Czy pojawi się ryzyko systemowe, bo sektor będzie miał ryzykowną  jedną stronę - podsumowuje Dariusz Odzioba, dyrektor zarządzający w PKO Banku Polskim. 

Ale banki mogą mieć jeszcze jeden kłopot. Bo osobną kwestią jest oprocentowanie franka, a zupełnie osobną koszt jego pozyskania. A zwłaszcza w okresie "przechodzenia" z jednych kontraktów na inne. Mogą obawiać się, że ten koszt  będzie nawet znacznie wyższy niż obecnie. Dlaczego?

- Będziemy mieli kontrahentów zagranicznych, którzy będą doskonale wiedzieli, którą stronę chcemy zabezpieczyć -  mówi Dariusz Odzioba i dodaje, że regulatorzy powinni to ryzyko wycenić w skali całego sektora finansowego w Polsce, a każdy bank zbadać je u siebie. 

Wcześniej czy później wszystkich klientów mających umowy o kredyt we frankach czeka podpisywanie aneksów do umów. I to dla klientów i banków będzie bardzo skomplikowany problem.

- Banki najbardziej obawiają się zmian w relacji z konsumentami - powiedział Paweł Preuss z firmy doradczej EY.

- W nowym indeksie należy uniknąć ryzyka prawnego i pozwów klientów. Musimy uniknąć transferu wartości pomiędzy uczestnikami rynku - wyjaśnił Marek Lusztyn.

Klienci banków mają prawo oczekiwać, żeby na zmianie umów nie zostali poszkodowani. Ale nikt im nie jest w stanie tego zagwarantować, bo nikt nie może przewidzieć, jakie będą różnice w wysokości stóp LIBOR i SARON w przyszłości. Najgorzej byłoby, gdyby zmiana umów zbiegła się w czasie z podwyżkami stóp procentowych na świecie. Tego nie można wykluczyć. To stawia banki w bardzo trudnej sytuacji.

- Reforma indeksów dokłada jeden kamyczek do sporu pomiędzy klientami a sektorem bankowym - powiedział Marek Lusztyn.

Może okazać się też, że klienci będą wściekli, a banki wcale na nich nie zarobią i znajdą się pod kreską. Bo dla nich najważniejszy jest koszt pozyskania franka. Jeśli on wzrośnie, banki do kredytów frankowych będą dopłacać. Sytuacja już teraz zaczyna wymykać się spod kontroli.  

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM