Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Czy grozi nam kryzys?

Czy stoimy już w obliczu kryzysu? To najważniejsze pytanie, jakie zadają sobie ekonomiści i politycy przynajmniej od czasu, gdy w pod koniec zeszłego roku światowa gospodarka wyraźnie zaczęła zwalniać. Co w tej sytuacji może zrobić Polska, która jak na razie radzi sobie całkiem dobrze, ale żaden kraj nie może liczyć na to, że pozostanie "teflonowy", jeśli kryzys już przyjdzie.

- Jesteśmy w bardzo delikatnym momencie. Ryzyka - jeśli się zmaterializują - mogą doprowadzić do spowolnienia (gospodarki światowej) albo je wzmocnić - mówił podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy Piotr Trąbiński, zastępca dyrektora wykonawczego w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, zaznaczając, że są to jego osobiste opinie, a nie stanowisko MFW. I wymienił cztery największe ryzyka dla światowej gospodarki.

Pierwsze to zaognienie wojen handlowych. Rozpoczął je w maju zeszłego roku prezydent USA Donald Trump nakładając cła na coraz to nowe towary, głownie z Chin, ale też z Unii Europejskiej. W 2018 roku amerykański deficyt w handlu z Chinami wyniósł 419 mld dolarów.

Reklama

Choć eksport chiński do USA zwalnia, a wraz z nim światowy handel, to tylko w sierpniu tego roku Chiny miały 31,3 mld dolarów nadwyżki w handlu z USA. Ale "wojny handlowe" powodują, że zrywane są łańcuchy dostaw oplatające cały świat, a wskutek tego gospodarka rozwija się również wolniej.

Przedstawiciele USA otwarcie przyznają, że w "wojnach handlowych" wcale nie o deficyt handlowy chodzi. Chodzi o utrzymanie przez USA globalnej dominacji. A to nie wróży wcale dobrze perspektywie zakończenia "wojen". Taki sposób widzenia międzynarodowej konkurencji nie będzie na pewni sprzyjał odzyskaniu przez gospodarkę wcześniejszego tempa.

- To nie jest kwestia handlu, ale bezpieczeństwa narodowego (USA) w globalnym świecie - mówił podczas Forum Ekonomicznego emerytowany generał armii USA Robert Spalding, obecnie pracownik naukowy Instytutu Hudsona w Waszyngtonie.  

Tymczasem równocześnie USA zaniechały negocjacji z Unią Europejską na temat Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) i postanowiły renegocjować układ NAFTA z Kanadą i Meksykiem. Zamiast wielostronnych umów handlowych USA coraz częściej starają się zawierać porozumienia dwustronne, z jednym tylko państwem. A takie umowy znacznie łatwiej zerwać i nie budują przejrzystego światowego ładu.

- Działania graczy wyglądają tak, jakby było ryzyko wycofywania się z multilateralizmu - mówił Piotr Trąbiński.

Drugie ryzyko to brexit, którego skutki - w opinii Piotra Trąbińskiego - mogą być nawet  "dramatyczne". Trzecie ryzyko to ewentualność słabszego wzrostu gospodarek w krajach, które najbardziej potrzebują szybkiego wzrostu, a więc najbardziej dotkniętych przez kryzys z lat 2011-12 państw południa Europy. I czwarte - wysoki poziom zadłużenia niektórych krajów lub niektórych sektorów gospodarki, czyli ciągły wzrost zadłużenia publicznego i prywatnego.

Wszystkie te ryzyka, nawet jeśli się zmaterializują, czyli po prostu do nich dojdzie, nie "gwarantują" nam jeszcze kryzysu w przewidywalnym czasie. Ale kto śledzi kolejne wypowiedzi prezydenta USA czy brytyjskich polityków, widzi jak niemal z dnia na dzień te ryzyka rosną.

- W związku z tym należy bardzo ostrożnie patrzeć w przyszłość - powiedział Piotr Trąbiński.

- Polityka i geopolityka powodują, że są turbulencje. Tylko zmienność jest niezmienna, jak napisaliśmy to w naszej strategii. Jak się w tej sytuacji odnaleźć, jak na niej wygrać? - mówił prezes KGHM Polska Miedź Marcin Chludziński.

- Możemy wykorzystać naszą dynamikę, umiejętności adaptacyjne (...) Polacy są przyzwyczajeni do tego, żeby szybko się dostosować - dodał prezes miedziowego giganta.

I podał przykład zarządzanej przez niego spółki, która w ciągu roku zwiększyła produkcję miedzi ze złoża Sierra Gorda w Chile o 15 proc. bez żadnych nakładów inwestycyjnych. Złoża te przez lata były deficytowe.  

Narastające ryzyka na świecie powodują, że po kilku latach dobrej koniunktury powinniśmy się zastanowić, czy wykonaliśmy dobrze zadania polegające na budowaniu odporności krajowej gospodarki na kryzys. Bo gdy koniunktura jest świetna zdarza się, że ekonomiści i rządzący zapominają, iż kiedyś dobre czasy się skończą.

- Zmiana (koniunktury) zachodzi w cyklach i trzeba patrzeć co usprawnić i co zrobić lepiej, wybierać priorytetowe pakiety reform - mówił  Piotr Trąbiński.

Choć Polska nie doświadczyła kryzysu tak mocno, jak wiele innych państw, mieliśmy kilka okresów bardzo dobrej koniunktury i kilka okresów jej załamania. Lata 2002-2004 przyniosły ponad 20-procentowe bezrobocie, które dopiero w 2008 roku spadło poniżej 10 proc.

- W 2007 roku myśleliśmy, że zawsze wszystko będzie dobrze, a to rozleniwia - powiedziała prezes Banku Gospodarstwa Krajowego Beata Daszyńska-Muzyczka.

Potem w 2008 roku wybuch wielki globalny kryzys finansowy, a następnie - kryzys w strefie euro związany z bankructwem Grecji. W Polsce, która nie popadła - jak pamiętamy - w recesję stopa bezrobocia wzrosła jednak do ponad 14 proc. na początku 2013 roku.

­- Kryzys to nieszczęście (...) Bezrobocie to największe nieszczęście w kryzysie kapitalistycznym. Oznacza wzrost ubóstwa - mówił Henryk Domański, profesor socjologii UW.

Dodał, że kryzys oznacza także wzrost nierówności, miewa też bardzo złe konsekwencje polityczne, gdyż do głosu dochodzą partie radykalne, które antagonizują społeczeństwo. Kolejną konsekwencją kryzysu jest wzrost poczucia niepewności i ryzyka. Dlatego, choć na cykl gospodarczy składają się wzrosty i spadki koniunktury, to jak dotkliwy i głęboki będzie kryzys zależy od odporności zbudowanej wtedy, gdy koniunktura jest jeszcze znakomita.

- Jest dobrze, rośnie PKB i to moment, kiedy trzeba zacząć się martwić. O to, że niemiecka gospodarka zwalnia, o to jak wojny handlowe USA-Chiny mogą przełożyć się na spowolnienie polskiej gospodarki, o to, co oznacza dla nas brexit - mówiła Beata Daszyńska-Muzyczka.

- Jesteśmy w stanie znaleźć sposób na kryzys, ale to zależy od współpracy i od ludzi - dodała.

Piotr Trąbiński przypomniał, dzięki czemu poprzedni wielki kryzys finansowy stosunkowo mało zaszkodził Polsce. Przez cały czas na przełomie poprzedniej i tej dekady w polskiej gospodarce następował wysoki wzrost konkurencyjności i produktywności. Zawdzięczamy to głównie inwestycjom zagranicznym.

Polskie przedsiębiorstwa były stosunkowo mało zadłużone. Do tego nieprzerwanie napływały ogromne fundusze Unii Europejskiej. W uniknięciu kryzysu pomógł nam także płynny kurs walutowy. W latach 2007-2008 złoty bardzo się umocnił, co broniło nas przed wzrostem cen surowców, a w 2009 roku złoty gwałtownie osłabił, dzięki czemu pomagał w eksporcie przedsiębiorcom.

- Kryzys to nie tylko coś negatywnego. Spina nas do lepszego działania i budowania mechanizmów, które nas bronią - powiedziała Beata Daszyńska-Muzyczka.

- Polskie firmy mają w swoi DNA to, żeby radzić sobie lepiej niż inni. Z tego należy skorzystać - dodał Marcin Chludziński.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gospodarka w Polsce | gospodarka światowa

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM