Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Cały świat szuka nowego paliwa wzrostu

Wszystkie kraje poszukują paliwa dla wzrostu gospodarczego w przyszłości. Ale tak naprawdę nikt nie wie, jakie w przyszłości będą źródła sukcesu. Zamiast wybierać i wskazywać, jakie modele zapewnią gospodarce konkurencyjność w przyszłości, lepiej tworzyć otoczenie, które takie źródła może wyzwolić. A przede wszystkim inwestować w kapitał ludzki.

- Trudno jest powiedzieć, jakie trendy znajdują się pod powierzchnią i jakie będą źródła wzrostu w przyszłości. Ważniejsze niż jednoznaczne określenie, co jest źródłem wzrostu, jest tworzenie otoczenia, które takie źródła może wyzwolić - mówił na październikowej konferencji NBP "Rosnąca rola Europy Centralnej w europejskiej gospodarce" główny ekonomista Banku Światowego na Europę i środkową Azję Hans Timmer.

Nowe modele czy też sposoby na to, jak gospodarka ma rosnąć i co zapewni jej wzrost w przyszłości, poszukiwane są przez wszystkie kraje na świecie. Szczególnie w krajach takich jak Polska, które wyrosły już z biedy dzięki udanej transformacji, ale po ostatnim wielkim kryzysie finansowym dostały zadyszki. Dlaczego? Bo okazało się, że wcześniejsze paliwa wzrostu zaczęły się wyczerpywać.

Reklama

Co takiego napędzało wcześniej wzrost gospodarki?

W zasadzie wszystkie gospodarki wschodzące - od Korei Południowej i Chin po Brazylię i RPA - wzrastały dzięki tym samym czynnikom. Także i te, które mogły wybrać własną drogę po rozpadzie radzieckiego imperium, takie jak Polska. Otworzyły swoje gospodarki na świat i korzystały z globalizacji. Wolnego handlu i bezproblemowego finansowania krążącym po świecie kapitałem.

Nie wszystkim udało się tak dobrze jak Polsce - wystarczy popatrzeć na sąsiednią Ukrainę. Początki były jednak piekielnie trudne. Warto przypomnieć, że odzyskując suwerenność w 1989 roku, Polska była bankrutem i to jeszcze większym niż obecnie Grecja. Od lat 80 nie obsługiwała swoich zobowiązań zagranicznych i nikt nie chciał nam pożyczać.

Drugi powód trudnych początków, który dotyczy wszystkich krajów postsocjalistycznych, był taki, że w ciągu paru lat rozpadły się wszystkie łańcuchy dostaw w byłym bloku ZSRR. A zatem większość przedsiębiorstw nie miała dla kogo produkować. Walka o to, żeby wejść w Zachodnie łańcuchy dostaw, musiała trochę potrwać. W dodatku bez kapitału, wiarygodności kredytowej i z przestarzałymi technologiami.       

Wzrost był możliwy dzięki inwestycjom zagranicznym, które przychodziły z "własnymi" źródłami finansowania, technologiami oraz dostępem do rynków zagranicznych i miejscem w łańcuchach wartości. Oprócz tego następowała transformacja z gospodarki z dużym udziałem rolnictwa do przemysłowej. To dawało dostęp do taniej siły roboczej, która poprawiała opłacalność inwestycji zagranicznych.

- To był bardzo udany okres, ale to nie są źródła wzrostu na następne dekady. Nie dla tego regionu, nie dla Polski, ani dla niektórych krajów Azji - podsumował Hans Timmer.

Silniki wzrostu są takie same obecnie. Bardzo ważnym jest eksport, dzięki kolejnym inwestycjom stwarzający możliwość dalszego przesuwania się w łańcuchach dostaw. Drugim jest ekspansja zagraniczna polskich firm. Charlotte Ruhe, dyrektor zarządzająca w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju odpowiedzialna za nasz region, wymienia polskie firmy, którym bank poprzez inwestycje kapitałowe pomógł dokonać ekspansji zagranicznej: Can-Pack, Barlinek, Cersanit, Rovese, Tele-Fonika Klable. To tylko niektóre.

- Umiędzynarodowienie jest kolejną, bardzo ważna częścią wzrostu tych firm - powiedziała Charlotte Ruhe.

Konieczny skok

Jan Hagemejer z NBP dodaje, że ekspansja zagraniczna pozwala takim firmom tworzyć własne łańcuchy wartości oraz umiejscawiać produkcję we własnym kraju. Fakt, że niektóre firmy korzystają z tych możliwości, nie oznacza wcale, że ich sukcesy są odbiciem sytuacji całej polskiej gospodarki, jak też gospodarek większości państw naszego regionu.

- Wartość dodana na jednostkę eksportu w krajach naszego regionu jest niska. Polska ma niski udział w globalnym łańcuchu wartości - dodaje Jan Hagemejer.

Ale ekspansja zagraniczna firm z Polski i regionu także nie tworzy nowych gospodarczych modeli - wykorzystuje, choć coraz lepiej i z sukcesami - stare. Urodzona w Bułgarii Svetla Trifonova-Marinova, profesor duńskiego uniwersytetu w Aalborg, twierdzi, że to wciąż te same filary: popyt wewnętrzny, wykorzystanie funduszy europejskich, eksport, bezpośrednie inwestycje zagraniczne i wzrost produktywności.

- Kraje naszego regionu muszą zastanowić się przez chwilę kim są, wziąć pod uwagę asymetryczne możliwości i zrobić skok naprzód - powiedziała.

W jej ocenie nowe paliwa wzrostu to popyt regionalny, kapitał oparty na wiedzy, zwiększona efektywność organizacyjna inwestycje regionalnych firm za granicą oraz wykorzystywanie "asymetrii" w umiejętnościach i rozwoju na innych rynkach. Zaskakujące jest to, jak bardzo niewykorzystany przez firmy z naszego regionu jest rynek chiński.

- Nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie, jaki biznes się uda (...) Powinniśmy więc inwestować w edukację i kapitał ludzki - mówił Hans Timmer.

Ledwo stare modele rozwoju zaczęły się wyczerpywać, nie tylko przed krajami naszego regionu, ale także przez całym światem stoi nowe wyzwanie. Spowodowane jest ono globalizacją, technologicznym skokiem, robotyzacją i automatyzacją pracy. W okresie, kiedy cała światowa gospodarka zmienia się w niewiadomym jeszcze kierunku, powodują one społeczne niepokoje, tworzą podatny grunt na hasła rzucane przez populistów. 

- Ważne jest, żeby zareagować na niepokoje w społeczeństwie. Nowe technologie zwiększają elastyczność pracy i niepewność. Trzeba udzielić ludziom wsparcia, utrzymywać elementy starej gospodarki, póki nie pojawią się nowe źródła wzrostu. Problem polega na tym, jak zintensyfikować globalizację, a jednocześnie zapewnić ludziom poczucie bezpieczeństwa - mówił Hans Timmer.

O co tu chodzi? Gdy korporacja "starej" gospodarki, na przykład producent samochodów z Detroit zawierał kontrakt z pracownikiem, przewidywał, że będzie to umowa trwająca wiele lat, a pracownik będzie podnosił swoje kwalifikacje, awansował. W "nowej" gospodarce, opartej na technologiach cyfrowych pracowników się wynajmuje, niejednokrotnie na krótki czas. Zamiast umów o pracę, jak dawniej, oferuje im się umowy czasowe.

Co więcej, zmiany technologiczne następują tak szybko, że biznesy prawdopodobnie będą znacznie szybciej upadać (i powstawać) niż do tej pory. Pracujący w "nowej" gospodarce będą bywać bezrobotnymi znacznie częściej, choć niekoniecznie długotrwale. Będą musieli się także nieustannie dokształcać i zmieniać profesje. Finlandia jest pierwszym krajem, który zaczął eksperymentować z dochodem minimalnym, gdyż uważa, że dawałby on poczucie bezpieczeństwa w czasach, które nas czekają.   

- Celem jest wypracowanie kontraktu społecznego dla ludzi, którzy nie mają standardowych umów o pracę - powiedział Hans Timmer.

Niewykluczone, że społeczeństwa, które takie kontrakty będą potrafiły wymyślać i wprowadzić, staną się bardziej innowacyjne i konkurencyjne od innych. I w ten sposób odkryją nowe paliwa dla wzrostu swoich gospodarek.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inwestowanie | wzrost gospodarczy | gospodarka

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM