Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Brexit: Milion osób wyjedzie z Wielkiej Brytanii?

Brytyjska premier Theresa May zapewniła niedawno obywateli innych państw Unii mieszkających na Wyspach, że rząd po brexicie będzie respektował ich nabyte prawa. To nie był przejaw nagłego przypływu serdeczności. Badania pokazują, że na Kontynent może wrócić nawet milion osób. Brexodus rozważają głównie bogaci.

Taki ubytek pracowników byłby szokiem dla brytyjskiego rynku pracy, zwłaszcza gdyby objął wysoko kwalifikowane kadry. I dla tamtejszego fiskusa, gdyby wyjeżdżali głównie zamożni. Przypomnijmy, że w Wielkiej Brytanii mieszka ok. 3,2 mln osób urodzonych w innych państwach Unii. Pracuje z tego 2,4 mln osób, co stanowi 7,5 proc. zatrudnionych w Zjednoczonym Królestwie. Liczba wszystkich pracujących w Wielkiej Brytanii to 32 mln osób.  

Dodajmy, że w 2015 roku w Wielkiej Brytanii mieszkało 916 tys. Polaków wliczając w tę liczbę ponad 100 tys. dzieci urodzonych już na emigracji - podaje brytyjski urząd statystyczny. Według Migration Observatory, ośrodka badawczego przy Uniwersytecie w Oksfordzie, emigranci z Polski stanowią 9,5 proc. z 8,7 mln mieszkańców Zjednoczonego Królestwa urodzonych za granicą.

Reklama

Utwardzenie stanowisk

Premier Theresa May napisała w październiku na facebooku i w newsletterze rozesłanym do imigrantów, że przyszłe porozumienie z Unią zagwarantuje im nie tylko prawo pobytu po brexicie, ale też prawa do opieki zdrowotnej, emerytur i innych świadczeń socjalnych. "Chcemy, by oni i ich rodziny zostali. Nie mogę powiedzieć tego jaśniej: obywatele krajów UE żyjący obecnie legalnie w Zjednoczonym Królestwie będą mogli zostać" - napisała premier.

O ile przed referendum z czerwca 2016 roku to Brytyjczycy z nonszalancką pewnością wskazywali, kto mógłby ewentualnie zostać, a komu trzeba będzie powiedzieć: "sorry, ale pakuj walizki", teraz dyskusja zaczyna się koncentrować wokół tego, kto mimo wszystko będzie chciał zostać, i czy ktoś będzie jeszcze chciał przyjechać. Bo dotychczasowy przebieg negocjacji rozwodowych wcale nie zachęca do pozostania na Wyspach zwłaszcza tych, którzy mają alternatywę, by żyć i pracować gdzie indziej.

Rozmowy Wielkiej Brytanii z Unią prowadzą raczej do utwardzania stanowisk. Przed negocjatorami stoi ogrom zagadnień, które trzeba poruszyć, a których dotąd nawet nie tknięto. Zegar tyka, z upływu czasu wynika, że rozwód w marcu 2019 roku może nastąpić bez żadnego porozumienia: Wielka Brytania wyjdzie z Unii trzaskając drzwiami.

Ale dla żyjących na Wyspach - i Brytyjczyków, i przybyszów - byłby to fatalny scenariusz. Bo z dnia na dzień po obu stronach Kanału La Manche to, co wwożono i wywożono wcześniej bez najmniejszych przeszkód, zostałoby z dnia na dzień objęte stawkami celnymi Światowej Organizacji Handlu (WTO).

I tak sery podrożałyby z dnia na dzień o 45 proc. bo takie są stawki celne WTO. Za szynkę parmeńską i za polską kiełbasę trzeba byłoby zapłacić 37 proc. więcej - podobnie jak za każdy kawałek wołowiny, wieprzowiny czy baraniny pochodzący z Kontynentu. Sukienki z Zary i buty kosztowałyby o 10 proc. więcej.

Oczywiście serów z Owernii, szynki parmeńskiej czy polskiej kiełbasy można sobie odmówić, podobnie jak francuskich win czy nawet uwielbianego tam porto, ale problem polega na tym, że Wielka Brytania ma wysokie ujemne saldo w handlu zagranicznym i jest importerem żywności. Do tego wszystkiego może dojść jeszcze efekt przyspieszenia inflacji, gdyż analitycy twierdzą, że po brexicie funt straci na wartości przynajmniej 3 proc. W świetle takiego scenariusza rozważania zostać czy wyjechać nabierają zupełnie innego i bardzo praktycznego wymiaru.

Już nie ziemia obiecana

Firma doradcza KPMG w drugiej połowie lipca przeprowadziła dwa badania. Pierwsze dotyczyło opinii 2 tys. obywateli Unii mieszkających i pracujących w Wielkiej Brytanii na temat tego, czy chcą po brexicie wyjechać, czy zostać. W drugim zapytano tysiąc obywateli państw Unii, mieszkających w swoich krajach, czy z wyjazdem do Zjednoczonego Królestwa wiązaliby swoją przyszłość.

W drugim badaniu wybrano państwa, z których na Wyspy wyemigrowało najwięcej obywateli (Polskę, Irlandię, Rumunię, Portugalię, Włochy, Litwę, Francję, Niemcy, Hiszpanię i Łotwę), po 100 osób z każdego kraju.

Badania pokazały bardzo dużą dezorientację i konfuzję panującą wśród imigrantów z Unii mieszkających na Wyspach. Pokazało również, że Wielka Brytania, która jeszcze dwa lata wcześniej - na przykład w Polsce - uchodziła za Ziemię Obiecaną i kraj pierwszego wyboru dla rozważających emigrację, tak już postrzegana nie jest. Choć dwie trzecie pytanych nadal uważa ją za atrakcyjne miejsce do pracy i życia, także z powodu zróżnicowania kulturowego i otwartości społeczeństwa, nieco ponad połowa badanych uważa, że mogliby nie być już teraz tam mile widziani.

Okazało się, że 45 proc. ankietowanych żyjących w Wielkiej Brytanii (czyli w pierwszym badaniu) odpowiedziało, że chcą zostać. Zaledwie 8 proc. stwierdziło, że wróci do swojego kraju. Ale uwaga - aż 35 proc. pytanych rozważa brexodus. KPMG zauważa, że jeśli sprawy dla imigrantów potoczą się w niekorzystnym kierunku, może to oznaczać, iż z Wielkiej Brytanii wyjedzie ok. miliona obywateli Unii.

Ważne jest nie tylko, ile osób może wyjechać, ale bardziej jeszcze to, kto się na to zdecyduje. A do tej grupy należy ponad połowa respondentów z doktoratami i 39 proc. mających dyplom magistra. Prawdopodobieństwo opuszczenia Zjednoczonego Królestwa jest największe wśród lepiej zarabiających - 52 proc. o dochodach 50-100 tys. funtów rocznie twierdzi, że o brexodusie już myśli. To głównie specjaliści od IT, inżynierowie i finansiści. Ci ostatni wcale nie zamierzają wracać na Kontynent - rozglądają się za nową pracą głównie w Szanghaju lub w Nowym Jorku.  

Nieco ponad połowa badanych obywateli Unii mieszkających w Wielkiej Brytanii zadeklarowała, że chciałaby usłyszeć jasny komunikat ze strony tamtejszego rządu - co ich czeka i na co mogą liczyć. Dlatego zapewne brytyjska premier zdecydowała się wydać tak stanowcze i przyjazne dla imigrantów oświadczenie.

KPMG uważa jednak, że perspektywa brexodusu jest problemem nie tylko dla rządu, lecz przede wszystkim dla tamtejszych pracodawców, gdyż bezrobocie w Wielkiej Brytanii jest najniższe od 1975 roku, a popyt na pracę wcale nie maleje. To oni powinni już teraz zastanowić się nad planami zatrudnienia nie tylko na rok czy dwa, ale nawet na następną dekadę. Tym, którzy są dla nich cenni, powinni dać klarowny komunikat, żeby nawet nie pomyśleli o pakowaniu walizek. Połowa z tych, którzy są zdecydowani wyjechać, nie zamierza czekać do ostatniej chwili. Chcą to zrobić do połowy przyszłego roku.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: brexit | Wielka Brytania | imigracja | KPMG

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM