Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Rynek mocy: Ministerstwo ma plany, ale mało realne

Ministerstwo Energii dostrzega w rozwiązaniach rynku mocy szanse nie tylko dla polskiej energetyki, ale również dla krajów sąsiednich. Problem w tym, że w pesymistycznym wariancie nic z tych planów nie będzie. Rynek mocy w Polsce może zablokować Komisja Europejska. Mało tego konwencjonalna energetyka, oparta na węglu jest mało konkurencyjna. I tak już pozostanie – wskazują eksperci.

- Polska może po wdrożeniu rynku mocy proponować korzystanie z niego także państwom sąsiednim - poinformował niedawno minister energii Krzysztof Tchórzewski. Wskazał także, że tego rodzaju propozycja może paść w stosunku do państw bałtyckich, Czech i Słowacji.

- W ramach rynku mocy myślimy nie tylko o Polsce, ale i o naszych sąsiadach. Myślę, że Polskę będzie stać na to, by zaproponować tym, którzy u siebie nie inwestują, żeby mogli sobie u nas tę rezerwę kupić - powiedział Tchórzewski podczas sesji inauguracyjnej XIII Kongresu Nowego Przemysłu.

Reklama

W swoich planach jednak minister energii wybiega zbyt daleko w przyszłość, a przede wszystkim zapomina, że obecne warunki na to, by Polska wspierała energetycznie kraje sąsiednie - najzwyczajniej na świecie - nie pozwalają.

Konkurencyjność na rynku regionalnym

- Obecnie jesteśmy najdroższym wytwórcą energii w regionie. Ta sytuacja utrzyma się przez kolejne lata nawet dekadę, ze względu na charakter energetyki i strukturę miksu energetycznego - tłumaczy Jan Rączka, ekspert rynku energii.

- Nawet jeśli Polska chciałaby wspomóc inne rynki mocy, to nie ma takiej możliwości czysto technicznie, ponieważ należałoby wydzielić jednostkę z polskiego systemu i zagwarantować odpowiednie zdolności przepływów mocy, w tym transgraniczne - mówi Interii prof. Władysław Mielczarski, z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej.

Czy to oznacza, że rynek mocy nie jest polskiej energetyce potrzebny? Sektor jest tego typu rozwiązaniami zainteresowany, wierząc że zwiększą one rentowność biznesu i pozwolą na lepsze długoterminowe planowanie inwestycji.

- Wszyscy są żywotnie zainteresowani nieprzerwanymi dostawami energii elektrycznej, które niezbędne są również z perspektywy makroekonomicznej - jako podstawa silnej gospodarki. Z tego punktu widzenia należy patrzeć na mechanizmy mocowe jak na ubezpieczenie gwarantujące ciągłość dostaw energii elektrycznej. Należy traktować je jako najbardziej efektywny ekonomicznie (z punktu widzenia odbiorców) koszt posiadania bezpieczeństwa dostaw - konstatuje Henryk Baranowski, prezes GK PGE Polska Grupa Energetyczna.

Węgiel zamiast OZE

U naszych sąsiadów jest znacznie więcej źródeł niskoemisyjnych. Inwestują oni w OZE bądź bloki jądrowe. W sytuacji, gdy ceny emisji CO2 zaczną rosnąć, nasza energia będzie drożała wraz z nimi. Ich już niekoniecznie, albo w znacznie mniejszym stopniu - wskazują eksperci. To jednak nie musi być jedyny czynnik wpływające na wzrost cen energii.

- Jeżeli mamy trzymać się węgla, to sens restrukturyzacji wiąże się z tym, że będziemy mieli mniejsze zdolności wydobywcze. To oznacza mniej węgla na rynku, ale sprzedawanego po wyższych cenach. Trzeba to traktować jako czynnik kosztotwórczy dla energii - wskazuje podczas rozmowy z Interią Rączka.

Główne ryzyko i obawy polegają dzisiaj na tym, że za 10 - 15 lat Polska energetyka będzie nadal w przeważającym stopniu oparta na mocach węglowych, a Europa - na co wskazują eksperci - pójdzie już niesamowicie do przodu.

- Nasz kraj będzie uwieziony w anachronicznej technologii, będziemy mieli ograniczone pole manewru. Inwestycje i wspieranie OZE są dzisiaj preferowane. Należy się spodziewać, że za np. 15 lat się to skończy. Może nawet wcześniej. Nie wykorzystując teraz szansy na dotowanie OZE, sami tworzymy fundamenty pod problemy, które ujawnią się za kilka-, kilkanaście lat. W końcu UE dojdzie do konkluzji, że OZE nie powinno być dalej wspierane, chociażby dlatego, żeby moce już powstałe mogły zacząć zarabiać na siebie. Europa będzie zarabiać na OZE, a nam nie będzie łatwo rozwijać tej technologii w momencie, gdy skończą się dotacje i ogólne przyzwolenie na wsparcie państwa w tym segmencie. Udział w rynku zależy od kosztów krańcowych - energia z węgla, która charakteryzuje się wysokim kosztem krańcowym, nie sprosta konkurencji z OZE, którego koszty krańcowe są niemal zerowe - tłumaczy Rączka.

OZE może być konkurencyjne w odniesieniu do energetyki konwencjonalnej. Nawet jeśli teraz, w wyniku dopłat trudno ten rachunek ekonomiczny jasno przedstawić, to eksperci wskazują jednak, że właśnie energetyka odnawialna będzie wyznaczać trendy w przyszłości. A Polska, jeśli tego nie zrozumie, będzie przyparta do muru, bez większych możliwości na ruch. - Zamyka się okno czasowe, w którym jest przyzwolenie na wspieranie OZE. Nie robimy tego, bo chcemy zachować rynek dla węgla - podkreśla Rączka.

KE stanie na drodze

Czy rynek mocy ma jednak szanse wejść w życie? - Jest to sposób na ratowanie elektrowni, które potrzebują pieniędzy. ME zgadza się de facto na tego typu transfer pieniędzy. Na drodze może stanąć jednak Komisja Europejska.

Próba notyfikacji obecnej propozycji rynku mocy w Komisji Europejskiej może trwać wiele lat, a to może sprawić, że potrzeba wprowadzenia rynku mocy w "naturalny" sposób przestanie być tak nagląca i potrzebna, ponieważ pojawią się nowe inwestycje. Nowy blok w Kozienicach jest na ukończeniu i ma być oddany do użytku w 2017 r. Oddane zostaną dwa duże bloki w elektrowni Opole. Do tego nowe moce w Jaworznie i Włocławku.

To, że w 2016 r. nie doszło do podobnej sytuacja jak tej z 2015 r., tj. blackout, nie oznacza, ze problem zażegnano.

Uruchomienie obecnie budowanych mocy sprawi jednak, że problem będzie mniej widoczny, a kryzys chwilowo odsunięty. - Źle się stanie, jeśli w Polsce nie zostanie wprowadzony długoterminowy mechanizm stymulacji nowych mocy wytwórczych - tłumaczy Mielczarski.

- ME dokłada staranności, żeby udało się przeprowadzić projekt prze KE przy małych korektach. Jeśli zostanie rozwiązana kwestia uczestnictwa mocy z sąsiednich krajów, to stosunkowo łatwo będzie uzyskać akceptację dla tego projektu. Uważam, że w UE jest świadoma, że nasz system jest w trudnej sytuacji. Polska jest krajem największego ryzyka w zakresie wystąpienia przerw w dostawach - twierdzi Rączka.

Bartosz Bednarz

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM