Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Prezes GE: Polityczne decyzje mogą popsuć klimat inwestycyjny kraju

Beata Stelmach, prezes GE na Polskę i Kraje Bałtyckie w rozmowie z Interią m.in. o wielomilionowych inwestycjach, kluczowym miejscu Polski w strategii GE, a także decyzjach politycznych, które mogą probiznesowy klimat w kraju popsuć.

Paweł Czuryło, Interia: Jak długo się pracuje nad inwestycją za 250 mln euro? Chodzi mi oczywiście o wspólną inicjatywę GE Aviation i Lufthansa Technik, która oznacza budowę w Środzie Śląskiej centrum serwisowania silników lotniczych.

- Beata Stelmach, GE: Porozumienie pomiędzy tymi globalnymi korporacjami zostało podpisane w pierwszej połowie 2015 r. Od tego momentu zaczęto szukać najlepszej lokalizacji i pod uwagę był brany cały świat, łącznie z krajami azjatyckimi. Po wielu miesiącach ograniczono poszukiwania do Europy Środkowo-Wschodniej, choć nadal jeden z krajów Dalekiego Wschodu był rozważany. Zatem odpowiadając wprost na pańskie pytanie, walka o inwestycję trwała od lipca 2015 r. do dzisiaj.

Reklama

- Nawet sobie nie zdajemy sprawy z tego jaka dziś jest konkurencja między krajami. Uświadamiamy to sobie, gdy na horyzoncie pojawia się atrakcyjna inwestycja i kraj może na niej dużo zyskać. Oczywiście zespół, który był stworzony do poszukiwania lokalizacji, składał się z przedstawicieli zarówno Lufthansy jak i GE. I kiedy rozpoczęły się poszukiwania konkretnej lokalizacji natychmiast zaczęła się też konkurencja wewnętrzna. W przypadku obecności GE w Polsce zależało nam, by pokazać jak najwięcej synergii. I to się udało choćby wskazując na prowadzoną w naszym kraju działalność badawczo-rozwojową. GE jest w Polsce od 25 lat i cytując premiera Mateusza Morawieckiego "jesteśmy udomowieni". Rocznie w Polsce wydajemy ponad 100 mln dolarów na badania i rozwój.

Kadry to wciąż mocna siła Polski, również w działalności badawczo-rozwojowej?

- Beneficjentem tych 100 mln dolarów jest głównie centrum inżynieryjne EDC i sektor lotniczy. Dziś w Engineering Design Center (EDC) jest blisko 2 tysiące inżynierów i pracują - między innymi - nad stworzeniem od podstaw nowego modelu silnika, który będzie przeznaczony do małych samolotów. Ten silnik będzie nie tylko cały zaprojektowany i wyprodukowany w Europie, ale prototyp m.in. turbosprężarki powstaje właśnie w Warszawie, a prawa do własności intelektualnej pozostaną w Polsce. Co jest niezwykle ważne, w kontekście dyskusji o potrzebie odchodzenia od koncepcji prostych montowni.

- Polscy inżynierowie pracujący w EDC realizują bądź uczestniczą w najbardziej zaawansowanych projektach na świecie, tutaj kształcą się i chcą się rozwijać w strukturach globalnych, a przez to nie mają potrzeby, by szukać ciekawszej pracy za granicą. Wspólnie z Instytutem Lotnictwa korzystamy też ze wsparcia Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, czego przykładem jest z kolei m.in. laboratorium lotnicze w Zielonce. Dlatego, wracając do rywalizacji o globalne inwestycje, mamy w Polsce przewagi, które sprawiają, że takiej korporacji jak nasza opłaca się zwiększać swoją aktywność właśnie tutaj, bo nie zaczynamy od początku.

Jakie jeszcze elementy, oprócz kadr, przemawiały w globalnej konkurencji za Polską?

- Pierwszy to na pewno obecność w Unii. Co prawda azjatyckie rynki dają niższe koszty pracy, ale tam jest też cała masa innych aspektów prawnych, regulacyjnych, czy też politycznych, obniżających atrakcyjność tych obszarów w porównaniu z jednolitym europejskim rynkiem. Ponadto w przypadku tego ostatniego projektu bardzo ważnym aspektem była infrastruktura, możliwość łatwego transportu i nowoczesne rozwiązania logistyczne.

- Zjeździliśmy całe południe Polski, od Rzeszowa przez Górny Śląsk i Dolny Śląsk; możliwości, jakie były oferowane w poszczególnych regionach były naprawdę imponujące, a na dodatek wszędzie byliśmy bardzo dobrze przyjmowani. Wie pan czego my, Polacy, sami nie doceniamy? Tej polskiej gościnności, którą "kupujemy" inwestorów. Do dzisiaj Amerykanie i Niemcy, którzy jeździli ze mną wspominają serdeczną atmosferę na spotkaniach, a w restauracji nie zamawiają niczego innego niż pierogi, gołąbki czy ogórki kiszone (śmiech). Niektórzy z nich byli po raz pierwszy w Polsce. Polska nie wszystkim jest znana i w momencie, kiedy my otwieramy drzwi to się okazuje: "ojej, fajnie, europejsko, normalnie, bezpiecznie". Ale liczyła się też dostępność do wykwalifikowanej kadry, także do szkół wokół i to nie tylko do politechnik. Chodziło też o szkoły zawodowe, bo chcemy stworzyć programy współpracy. A pamiętajmy, że to przedsięwzięcie będzie się rozwijać w ciągu najbliższych lat, będzie przy nim pracowało od 200 do 600 osób.  

Wracając do inżynierów, o których pani wspominała, jest coś takiego jak walka o inżyniera w Polsce?

- Z badań, które my prowadziliśmy wynika, że sytuacja jeszcze nie jest krytyczna. Oczywiście w długim horyzoncie każdy inwestor boi się ostrego wzrostu płac, dlatego znaczenie ma miejsce, w którym inwestycja powstaje. Z jednej strony np. lokowanie inwestycji w centrum lotniczym jakim jest Rzeszów i jego okolice ma swoje ogromne plusy, ale z drugiej strony to jest nic innego jak wchodzenie na rynek pracy, który już jest zagospodarowany i oznacza wkrótce presję na płace. Polska jest na tyle głębokim rynkiem, że nie ma jeszcze tego problemu, bo równie dobrze można ulokować inwestycję w Olsztynie czy Szczecinie, w zależności od modelu biznesu, ale w naszym przypadku kwestie logistyki i bliskiej odległości zachodniej granicy kraju miały duże znaczenie. Problemu braku odpowiedniej kadry zatem dzisiaj nie ma. Ale pewnie w dłuższym horyzoncie czasowym to będzie wyzwanie.

Ma pani swoje doświadczenia związane z MSZ i dyplomacją ekonomiczną. Podejście do inwestora dzisiaj w Polsce jest takie jak w najbardziej sprawnych krajach, które walczą o inwestycje? Czy jeszcze trochę przed nami?

- Zawsze będę zdania, że warto zdobyć nieco doświadczenia w administracji państwowej, bo dopiero wtedy mamy prawo wypowiadać się co do funkcjonowania tej administracji. Ale z drugiej strony moje doświadczenie wyniesione z pracy w urzędzie bardzo mi teraz pomogło, bo wydaje mi się, że łatwiej było nawiązać dialog z przedstawicielami urzędów, bo nie ukrywajmy, meandry biurokracji nie sprzyjają szybkim procesom, a przy planowanej inwestycji wszystkim się na ogół bardzo spieszy. Ale muszę wyraźnie podkreślić, że wsparcie jakie otrzymaliśmy ze strony administracji było na bardzo wysokim poziomie. Dedykowany zespół, który od początku się nami zajmował był nie tylko bardzo pomocny, ale przede wszystkim nastawiony probiznesowo. Liderzy GE i Lufthansy, którzy przyjechali, by ogłosić naszą inwestycję podczas spotkania z premierem Morawieckim wyznali, że przy rozważaniu kolejnych inwestycji już dziś przyznają lokalizacji w Polsce dodatkowe punkty preferencyjne.... I to było budujące, choć mamy przed sobą sporo pracy administracyjnej i biurokratycznej. A trzeba pamiętać, że choć każdy inwestor powinien wykazać się swoistą pokorą, bo przecież nie można wszystkiego krytykować, to też z drugiej strony urzędnicy muszą nauczyć się dialogu i umiejętności rozumienia biznesu. Strach przed podjęciem decyzji mającej wpływ na miliardową inwestycję nie może paraliżować urzędnika. To nie tylko kwestia prestiżu i wizerunku urzędu, ale przede wszystkim konsekwencje finansowe wynikające np. z opóźnień inwestycji. Tak więc obie strony muszą się wzajemnie rozumieć i chcieć współpracować.  

Czyli dla inwestorów zagranicznych Polska jest wciąż atrakcyjna?

- Jesteśmy tu 25 lat, mamy za sobą współpracę z wieloma rządami, urzędami kilku prezydentów i dla nas zmiany są wpisane w codzienne uwarunkowania. Z administracją trzeba chcieć współpracować, ale jednak nadrzędny jest cel biznesowy; każdy inwestor, na całym świecie będzie utrzymywał i rozwijał swoje przedsięwzięcie tak długo, jak to będzie opłacalne. Jeżeli następuje moment, kiedy inwestor czuje, że otoczenie prowadzenia działalności zmienia się na niekorzyść, kiedy stosowane są mechanizmy dyskryminujące, kiedy ograniczona jest rynkowa konkurencja, to w ciągu jednej nocy może być podjęta decyzja, żeby z takiego rynku się wycofać. A to oznacza likwidację miejsc pracy, wycofanie produkcji, etc. W związku z tym klimat inwestycyjny jest szalenie ważny, ale jego się nie ocenia w perspektywie krótkoterminowej. Decyzje podejmowane są w horyzoncie długoterminowym, a oceny dokonuje się też przez pryzmat dotychczasowych doświadczeń. W związku z tym wydaje mi się, że tych 6,5 tysiąca miejsc pracy czy podatki, które tu płacimy dowodzą, że z obecności w Polsce wynosimy bogate i pozytywne doświadczenie. Wydaje mi się też, że tacy inwestorzy zasługują na pewien respekt i szacunek. Na globalnej mapie gospodarczej GE nasz kraj odgrywa kluczowe znaczenie. GE w Polsce realizuje swoje najważniejsze biznesy; ulokowaliśmy i rozwijamy produkcję: od generatorów, przez turbiny parowe, po zaawansowane części do silników lotniczych. Znaczna część tej produkcji jest kierowana na eksport. A przy okazji inwestujemy w R&D.

- Oczywiście czasami w naszej codziennej dyskusji spotykamy się z takim komentarzem: "Wy jesteście inwestorami zagranicznymi, nie jesteście polscy", co jest bardzo krzywdzące, bo przy naszych liniach produkcyjnych pracuje kilka tysięcy ludzi. Jeżeli my mielibyśmy być dyskryminowani w przetargach, bo jesteśmy "zagraniczni", to jaki mamy interes w tym, żeby zatrudniać ludzi przy produkcji turbin i nic z tego nie sprzedawać w kraju? Opole jest takim dobrym przykładem - do największej obecnie w tej części Europy budowanej elektrowni zarówno turbiny, jak i generatory pochodzą z polskich fabryk. Gdyby pan zobaczył radość i dumę pracowników naszej wrocławskiej fabryki, kiedy generator opuszczał linię produkcyjną i uroczyście był wyprawiony do Opola, to nie miałby pan wątpliwości, jak bardzo ci pracownicy identyfikują się ze swoją pracą i udziałem przy tworzeniu najnowocześniejszej technologii. Dlatego tak bardzo wierzymy, że najważniejsze jest zachowanie transparentnych reguł rynkowej konkurencji.

To co pani mówi to efekt doświadczeń?

- To cały czas próba odpowiedzi na pańskie pytanie: dlaczego Polska jest rynkiem atrakcyjnym. Ano dlatego między innymi, że wciąż obowiązują przejrzyste mechanizmy zapewniające uczciwą konkurencję. Najważniejsze, by w przetargach wygrywał najlepszy, bo tylko w ten sposób możemy zapewnić naszej gospodarce konkurencyjność na arenie międzynarodowej.

Ale kapitał podobno ma jednak narodowość...

- Ok, ale jako inwestor zagraniczny, który podjął swoją działalność 25 lat temu tutaj, nad Wisłą tę działalność nadal rozwija, między innymi poprzez generowanie kapitału tutaj. Tu jest tworzona wartość dodana, ponoszone wydatki na badania i rozwój, nasze inwestycje pozostają w Polsce, oferujemy ludziom pracę na warunkach dającym im poczucie stabilności i bezpieczeństwa, kształcimy naszych pracowników, mogą się oni rozwijać korzystając z doświadczeń firmy operującej na ponad 170 rynkach świata. Jak mantrę będę powtarzać, że przy inwestycji w Opolu 75 gr z każdej wydanej złotówki zostaje w Polsce. Choć przecież nie wszystko jest w Polsce wytwarzane, więc są takie sytuacje, kiedy część z podzespołów należy sprowadzić z innych fabryk ulokowanych na świecie.

Trochę naturalnie przeszliśmy do energetyki, przed którą wciąż wiele wyzwań? Będzie sporo pracy?

- Mam taką nadzieję... Ja bym bardzo chciała, żeby tak było, a największym wyzwaniem jest dziś to, by rozpocząć realizację tych projektów, które są w najbardziej zaawansowanej fazie przygotowań.

Rozmawiała pani o tym z wicepremierem Morawieckim?

- Zawsze cenimy sobie dialog z rządem i administracją. Ale wie pan, my jesteśmy producentem rozwiązań technologicznych. Tworzenie strategii i jej realizacja należy do rządu i podmiotów przez rząd do tego dedykowanych. Jednak zmiany na scenie politycznej mają też przełożenie na realizację dużych projektów infrastrukturalnych, do których takie firmy jak nasza przygotowują się miesiącami, a nawet latami.

Zmiana władzy?

- Tak, bo decyzje rządowe mają dalsze przełożenie na firmy, na ich inwestycje. Od ministra energii zależy jakie projekty w energetyce i w jakim czasie będą realizowane. Spółki z udziałem Skarbu Państwa, to dziś najwięksi inwestorzy w sektorze. Znaczenie ma szeroko rozumiane otoczenie prawne i regulacyjne. Przykładem zbyt nagłych zmian były podjęte decyzje regulacyjne odnośnie rynku OZE, głównie budowy nowych elektrowni wiatrowych. Wiele zaawansowanych projektów zostało wstrzymanych, a inwestorzy ponieśli realne straty, głównie dlatego, że zmiany ich mocno zaskoczyły. Podobnie jest z niektórymi przetargami, które rok temu były właściwie już na finiszu, a zostały albo unieważnione, albo wydłużone, czy też zmodyfikowane. W każdym razie przez rok w dużych projektach niewiele się wydarzyło i to jest z naszego punktu widzenia największym wyzwaniem, dlatego że energetyka w Polsce nie może sobie pozwolić na zastój.

- Bardzo upraszczając elektrownię węglową stawia się w 6 lat, gazową w 3 lata w optymistycznym wariancie, wiatrową w rok, a nuklearną w 10-15 lat. W związku z tym trzeba też odpowiedzialnie rozważyć jak potencjalnym ryzykiem braku mocy można dziś zarządzić, a odwlekanie dużych inwestycji po prostu to ryzyko zwiększa.

Pojawiały się opinie i plany, że węgiel będzie jednym z elementów innowacyjnego polskiego przemysłu. Czy to możliwe?

- My jesteśmy producentem technologii i musimy taki komunikat czytać w sposób następujący: wasza technologia musi odpowiadać wyzwaniom XXI wieku na każdym rynku. Jest rynek we Francji, który opiera się głównie o energetykę nuklearną; Niemcy postawili na źródła odnawialne, a polski rząd, stawia na węglową. To jest zadanie dla dostawców rozwiązań, aby tak dostosować ofertę by ona spełniała wymagania, była nowoczesna także na miarę oczekiwań ekologów. Przy tych zasobach węgla, które są na świecie nie ma co dzisiaj myśleć o tym, że węgiel zostanie całkowicie wyeliminowany. A skoro tak, to znów wracamy do tego, że technologia musi nadążyć za wyzwaniami środowiskowymi, za regulacjami, a przecież dzisiejsze rozwiązania kompletnie się różnią od tego co oferowano np. 20 lat temu. A w Polsce w dużym stopniu mamy przestarzałą infrastrukturę, cały czas ponad 60 proc. stanowią elektrownie, które mają powyżej 30 lat. Z nimi coś trzeba zrobić. Z jednej strony niektóre nadają się do modernizacji (i modernizacja poprawia efektywność). A są w Polsce także takie, które muszą być zdecydowanie wycofane. Jeśli sprawność netto starych elektrowni węglowych, to około 30 proc., to dla porównania sprawność netto nowych bloków wynosi blisko 50 proc. Tymczasem wzrost sprawności o 1 proc. oznacza obniżenie emisji dwutlenku węgla o 2 proc. To jest odpowiedź na wyzwania środowiskowe, bo każde polepszenie efektywności przekłada się na zmniejszenie emisji spalin, na mniejsze zużycie węgla, większą produktywność, czyli generowanie prądu itd.

Finansowanie tych zmian nie będzie problemem? Niektóre banki na Zachodzie wycofują się z finansowania projektów opartych na węglu.

- To jest z kolei wyzwanie dla inwestora, który musi zdecydować, czy stać go na to by samemu finansować inwestycję czy szukać zewnętrznego finansowania. To jest dylemat, który dzisiaj muszą rozstrzygnąć decydenci: Czy chcą stymulować określony kierunek rozwoju sektora i nowe inwestycje. Trzeba zrobić analizę zysków i strat i zobaczyć kogo na co stać.

Użyła pani słowa "stymulowanie". Dzisiejsze zarządzanie gospodarką to stymulowanie wzrostu? Stymulowanie firm? Wycofanie się trochę z gospodarki wolnorynkowej?

- Pozostając przy energetyce, na bardzo wielu rynkach wszelkie rozwiązania są w jakiś sposób dofinansowywane, np. kogeneracja jest dzisiaj w Polsce dofinansowywana, ale to dofinansowanie kończy się w 2018 roku. I to należy uwzględniać w planach biznesowych. Problem mamy wtedy, gdy jesteśmy zaskakiwani, z dnia na dzień zmieniają się regulacje dla inwestorów. Dla nich najważniejsza jest przewidywalność i stałość przepisów. I nawet, jeżeli przepisy mają być zmieniane, bo zmienia się strategia rządu, to nie powinno się to odbywać z dnia na dzień jak w przypadku farm wiatrowych. Jeżeli przez 4-5 lat inwestor ponosi koszty przygotowania inwestycji, a nagle otrzymuje informacje, że otoczenie prawne zmieniło się diametralnie, to niestety, przekłada się to nie tylko na realne straty, ale na spadek zaufania do kraju, do rynku.

W którym segmencie obecności GE w Polsce może się teraz najwięcej dziać?

- Liczę na to, że jednak w energetyce. Jeżeli zostaną uruchomione te projekty, które są zapowiadane, to będziemy walczyć o zlecenia do ostatniej kropli krwi.

Rozmawiał Paweł Czuryło

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inwestycje | inwestorzy zagraniczni

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM