Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Dystrybutorzy energii też chcą podnieść ceny

Nie tylko sprzedawcy energii, ale też właściciele sieci energetycznych chcą podnieść ceny swoich usług na 2018 rok – dowiedział się portal WysokieNapiecie.pl. Analizujemy jak mogą zakończyć się negocjacje z Urzędem Regulacji Energetyki w sprawie przyszłorocznych taryf.

Z ustaleń WysokieNapiecie.pl wynika, że operatorzy systemów dystrybucyjnych prowadzą właśnie kolejną turę negocjacji z Urzędem Regulacji Energetyki. Ani urzędnicy ani energetycy nie chcą powiedzieć jakie zmiany w przyszłorocznych rachunkach szykują, ale według naszych ustaleń są to wnioski o podniesienie stawek dystrybucyjnych o kilka procent.

Przypomnijmy, że rachunek za prąd składa się z dwóch składników: 1) zakupu samej energii elektrycznej od sprzedawcy (którego możemy w każdej chwili zmienić, choć większość odbiorców domowych nigdy tego nie zrobiła i dlatego płaci zgodnie z taryfą zatwierdzaną przez państwowego regulatora) oraz 2) usługi dystrybucji energii za pomocą sieci (jest świadczona przez regionalnych, w większości kontrolowanych przez Skarb Państwa, operatorów, których nie możemy sobie wybrać dlatego taryfa za ich usługi z urzędu podlega regulacji).

Reklama

Sprzedawcy energii, jak informowała niedawno "Rzeczpospolita", wystąpili do Urzędu Regulacji Energetyki (URE) o kilkuprocentową podwyżkę przyszłorocznych taryf dla gospodarstw domowych. Tłumaczą to m.in. wzrostem giełdowych cen prądu w kontraktach na 2018 rok. A jak tłumaczą to dystrybutorzy?

- Prognozowany wzrost cen energii elektrycznej to także wyższy koszt dla operatorów sieci dystrybucyjnych - tłumaczy nam jeden z menadżerów spółki energetycznej. Dystrybutorzy zużywają prąd na pokrycie różnic bilansowych, a więc strat na przesyle i kradzieży energii, które łącznie wynoszą zwykle ok. 5-10 proc. - W górę idą także opłaty dla operatora sieci przesyłowych [czyli państwowych Polskich Sieci Elektroenergetycznych, które przesyłają energię pomiędzy największymi elektrowniami a sieciami dystrybucyjnymi - red.]. Oprócz tego mamy inflację, a więc generalny wzrost towarów i usług, które także musimy kupować - dodaje.

- Do zera spada natomiast od 1 stycznia "opłata OZE", którą obowiązkowo pobierają dystrybutorzy - tłumaczy nasz rozmówca. Doliczana do rachunków w latach 2016-2017 opłata miała wspierać budowę nowych elektrowni napędzanych energią odnawialną (wiatrową, słoneczną, wodną lub biomasą). "Zielonych" inwestycji jest jednak dużo mniej, niż planował rząd, a ostatnie aukcje na budowę nowych ekoelektrowni zostały odwołane lub anulowane. Zabranych przez dwa lata pieniędzy jest więc na razie nadmiar. Dzisiaj stawka wynosi 4,55 zł/MWh brutto, co oznacza, że roczny koszt dla przeciętnego gospodarstwa domowego z tytułu jej uiszczania spadnie w 2018 roku o ok. 9 zł. Najprawdopodobniej stawka wróci jednak na rachunki, i to dużo wyższa, w 2019 roku, a więc tuż przed wyborami.

Nie tylko brak opłaty OZE powinien trzymać stawki dystrybucyjne w ryzach. Drugim czynnikiem ograniczającym ich wzrost będzie większe zużycie energii przez odbiorców, a w rezultacie większa ilość energii przesyłana sieciami. Gros kosztów dystrybucji to koszty stałe - niezależne od ilości prądu, który płynie kablami (to pensje pracowników, koszty wycinki drzew pod liniami, podatki od nieruchomości itp.). Z kolei zdecydowana większość opłat za dystrybucję płacona jest w zależności od zużycia energii. Większe prognozowane zużycie oznacza więc, że koszty dystrybucji na 1 kWh spadną.

O ile więcej zapłacimy za prąd w 2018 roku? O tym w dokończeniu artykułu na WysokieNapiecie.pl

Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: energia | ceny energii | Urząd Regulacji Energetyki

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM