Przejdź na stronę główną Interia.pl
Reklama

Czy polska gospodarka może działać bez węgla?

O tym czy i jak może wyglądać polska gospodarka i energetyka bez węgla dyskutowali były wicepremier dr Janusz Steinhoff, dr Andrzej Kassenberg z Instytutu na rzecz Ekorozwoju, Bogusława Matuszewska, b. wiceprezes PGE i Jarosław Wajer, partner EY. Partnerem medialnym debaty był portal WysokieNapiecie.pl.

- Odchodzenie od węgla staje się faktem. Jego wydobycie na świecie powoli spada. Wiele instytucji finansowych zdecydowała się już nie wspierać inwestycji w paliwa kopalne. Chiny i Indie postanowiły zawiesić ponad 100 projektów węglowych o łącznej mocy 68 GW, a według Bloomberg New Energy Finance na całym świecie zawieszonych może zostać łącznie nawet 369 GW - wyliczył na początek dyskusji dr Andrzej Kassenberg ekspert, a wcześniej wieloletni prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju.

Jak ocenił, Polska tkwi w pułapce politycznej, która nie pozwala nam podjąć strategicznych decyzji dotyczących polityki energetycznej i miejsca węgla w tej polityce. - Z tego powodu przez ostatnich 26 lat, podtrzymując ten sektor, według raportu WISE Europa wydaliśmy 230 mld zł, a wliczając koszty zewnętrzne, zwłaszcza zdrowotne, było to 1,7 bln zł - dodał dr Kassenberg.

Reklama

Kurczący się sektor

- Restrukturyzację górnictwa zaczynaliśmy, gdy mieliśmy ponad 100 kopalń, wydobycie na poziomie 180 mln ton, zatrudnienie przekraczające 400 tys. osób - zwrócił uwagę dr Janusz Steinhoff, przewodniczący Rady Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach, były wicepremier i minister gospodarki. - W czasach rządu Jerzego Buzka redukcja mocy produkcyjnych wyniosłą 25 mln ton, częściowo lub całkowicie zlikwidowano 23 kopalnie i zmniejszono zatrudnienie o ponad 100 tys. osób w ciągu czterech lat, czyli zrobiliśmy to dwukrotnie szybciej niż Margaret Thatcher, ale bez wstrząsów społecznych. W całym okresie transformacji udało nam się utrzymać bezrobocie na Śląsku niższe, niż średnia krajowa i nadal jest ono mniejsze. Nie jest tak, jak mówią związkowcy, że likwidacja kopalń będzie oznaczać wielkie problemy społeczne. [..] To nie związki zawodowe powinny dyktować politykę energetyczną państwa - dodał Janusz Steinhoff.

- Zgadzam się, że związki zawodowe nie powinny dyktować polityki energetycznej państwa, ale na pewno trzeba zaadresować problem likwidowanych miejsc pracy. Ważna jest odpowiedź na pytanie co z regionami, w których mamy węgiel. Nie chodzi tylko o kopalnie i elektrownie, ale też przemysł z nimi związany. Przenoszenie pracowników do nowych firm i branż nie dzieje się z dnia na dzień. To jest długi proces - zauważyła Bogusława Matuszewska z Fundacji Przedsiębiorczości Kobiet, była wiceprezes zarządu ds. Strategii i Rozwoju Polskiej Grupy Energetycznej.

- Problem istnieje nie tyle na Śląsku, co w regionach wydobycia węgla brunatnego - przekonywał z kolei w trakcie dyskusji Andrzej Kassenberg.

Jarosław Wajer, partner w EY, zajmujący się doradztwem biznesowym m.in. dla sektora energetycznego zwrócił uwagę, że z problemem likwidowanych kopalń mierzą się także Niemcy, które w 2018 roku zakończą wydobycie w dwóch ostatnich szybach w kraju. - Niemiecki rząd realizuje wieloletni program zamykania nierentownych kopalń tak, aby ograniczyć negatywne skutki społeczne - zauważył.  

Potrzebny konsensus polityczny

Zdaniem wszystkich uczestników dyskusji niezwykle ważne jest porozumienie głównych sił polityczne, porównywalne do konsensusu uzyskanego w Niemczech w sprawie wdrażania Energiewende. - W energetyce mamy bardzo długi horyzont inwestycyjny i konieczne jest w związku z tym stworzenie polityki energetycznej, która go uwzględni. Żeby efektywnie zaadresować ten temat, trzeba osiągnąć konsensus polityczny. Dlatego raczej nie jesteśmy w pułapce energetyki węglowej, tylko w pułapce politycznej, która powoduje, że do tej pory nie udało się osiągnąć takiego konsensusu politycznego, żeby powiedzieć sobie, że polityka energetyczna jest ponad podziałami - uważa Bogusława Matuszewska. - Jeśli nie uda nam się tego zrobić, będziemy tkwić w tym miejscu tak długo, jak długo zmiany w otoczeniu nie postawią nas w obliczu nowej sytuacji, w której tak naprawdę będziemy trochę ofiarami tego, co z nami lub bez nas nastąpi - przestrzegała.

Jarosław Wajer zwrócił uwagę, że niemiecki konsensus polityczny co do realizacji Energiewende udało się uzyskać pomimo wysokich kosztów dla odbiorców w gospodarstwach domowych. - Ceny dla przemysłu należą z kolei do najniższych w Europie, co przekłada się na wzrost gospodarczy i spadek bezrobocia.

- Nie możemy opierać się na polityce energetycznej, która zmienia się razem z kalendarzem politycznym - dodał dr Steinhoff. - Każdy rząd ma prawo tą politykę uaktualniać czy nowelizować, do czego nawet zobowiązują go przepisy, ale nic nie wskazuje na to żebyśmy przy tym potencjale w energetyce węglowej zabezpieczyli zapotrzebowanie na węgiel kamienny. Polskie kopalnie wydobywają węgiel coraz drożej, schodzimy coraz głębiej. Warunki geologiczne wpływają na koszty wydobycia i część tych kopalń będzie trwale nierentownych. Trzeba będzie je zlikwidować - podsumował.

Dywersyfikacja produkcji

Zdaniem uczestników debaty nie tylko polityka klimatyczna i wysokie koszty krajowego wydobycia węgla kamiennego oraz brak perspektyw dla nowych odkrywek węgla brunatnego powinny skłaniać rząd do wspierania nowych źródeł energii. W ocenie dra Janusza Steinhoffa w Polsce nie ma już mowy o utrzymaniu monokultury węglowej w miksie energetycznym. - Niedawno mówił też o tym minister Krzysztof Tchórzewski. Myślę, że decyzja o tym aby Ostrołęka była ostatnią dużą inwestycją węglową w Polsce jest w tym kontekście racjonalna. Rząd musi pójść w kierunku dywersyfikacji źródeł energii. Na pewno pojawią się projekty gazowe i OZE. Cieszy mnie, że powrócono też do koncepcji Dolnej Odry jako elektrowni gazowej, także ze względów regulacyjnych - dodał.

- W polityce energetycznej ważna jest zarówno cena dla odbiorcy końcowego, jak i dla przemysłu. Jednak równie ważna jest także kwestia rozwoju technologicznego, który może napędzać rozwój gospodarczy, ochrony środowiska naturalnego i na koniec zróżnicowanie źródeł i bezpieczeństwo dostaw energii - uważa Bogusława Matuszewska.

- Pomóc w odchodzeniu od węgla może efektywność energetyczna. Znacznie przyśpieszył także rozwój energetyki odnawialnej i technologii magazynowania energii. Już jedna trzecia energii na świecie pochodzi ze źródeł odnawialnych. Zastępowanie elektrowni węglowych musi być powiązane z energetyką gazową, inteligentnym zarządzaniem, dynamicznymi taryfami, megawatami, transportem elektrycznym itd. Taka opcja mogłaby zbudować przeciwwagę do zamykanych bloków węglowych - wyliczał w trakcie dyskusji dr Kassenberg.

W ocenie Jarosława Wajera planując przyszły miks energetyczny nie powinniśmy już spoglądać za siebie. - Zastanawiając się nad przyszłym miksem energetycznym Polski warto spojrzeć na niego przez pryzmat białej kartki. Czyli decyzji inwestycyjnych, które podejmowalibyśmy dzisiaj nie mając żadnych źródeł wytwarzania, którymi jesteśmy historycznie związani. Te nakłady, które ponieśliśmy do tej pory to koszty osierocone, którymi nie powinniśmy się już dzisiaj kierować - przekonywał.

Rozwój gospodarczy

- Zmiana modelu energetycznego może nam dać zarówno wzrost liczby miejsc pracy, jak i większy popyt na materiały budowlane, poprawić jakość życia i zmniejszyć koszty leczenia. W ten sposób swój rozwój gospodarczy napędza wiele państw Unii Europejskiej - zwrócił uwagę dr Andrzej Kassenberg.

- W niemieckiej Energiewende ochrona klimatu nigdy nie była podstawą. Była tylko elementem, obok takich celów jak innowacyjność, rozwój gospodarczy, tworzenie miejsc pracy, bezpieczeństwo energetyczne - stąd kierunek rozwoju energetyki rozproszonej, w tym odnawialnej - wyliczał także Jarosław Wajer.

W ocenie eksperta EY dzisiejszy rozwój energetyki odnawialnej powinien znacznie obniżyć ceny energii dla gospodarki w horyzoncie kolejnej dekady. - 30 proc. kosztów dzisiejszych inwestycji w farmy wiatrowe w Niemczech to badania lokalizacyjne, pozwolenia czy koszty przyłączenia, które raz poniesione, nie będą wymagały już większych inwestycji w przyszłości. Maszt może stać nawet sto lat. To co się będzie starzeć to turbina i śmigła. Te inwestycje zwracają się w ciągu 8-15 lat, a później produkcja energii jest już bardzo tania. Ponoszone dzisiaj koszty będą skutkować tym, że przez następne 20-60 lat kraje inwestujące w OZE będą generować dużo bardzo taniej energii - wyliczał Wajer.

Jaki będzie to miało wpływ na budżet i czy zmiany są już przesądzone? O tym dalszej części artykuł na portalu wysokienapiecie.pl

Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl

INTERIA.PL

Partnerzy serwisu

PKO BP KGHM